Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kierowana przezeń Liga, najsilniejsza obecnie włoska partia, szuka miejsca na europejskiej scenie politycznej. W tym celu próbuje zmontować szeroki sojusz „tożsamościowej” prawicy (m.in. wespół z Marine Le Pen), który po majowych wyborach – jeśliby się powiódł plan maksimum – mógłby być trzecią siłą w Parlamencie Europejskim. Także PiS rozgląda się za nowym „namiotem”, pod którym mógłby zamieszkać po wyborach, ponieważ grupa Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy po zniknięciu brytyjskich torysów zupełnie straci na znaczeniu. Ligę i PiS łączy wiele – choćby wrogi stosunek do duopolu chadeków i socjaldemokratów, którzy sprawują faktycznie władzę w Brukseli, a także retoryka nacjonalistyczna – ale różni jedno: partia Salviniego ma (powszechne zresztą w całej włoskiej klasie politycznej) ciepłe nastawienie do Rosji i w poprzedniej kampanii wyborczej domagała się cofnięcia albo złagodzenia sankcji.
W tym kontekście pojawiły się zarzuty, że Kaczyński przyjmując Salviniego daje dowód, że jego polityka staje się coraz bardziej prorosyjska w sferze faktów, jeśli nie retoryki. Tymczasem do elementarza polityki w Unii należy prezentowanie aż do upadłego swoich racji partnerom, którzy mają sprzeczne z naszymi interesy. Dla dobra zaś stabilności władz unijnych przyszłej kadencji należałoby sobie życzyć, żeby obecni „populiści” różnej maści istotnie potrafili działać pod jednym szyldem i brać sporą cząstkę odpowiedzialności za decyzje – nic tak nie powściąga skrajnej retoryki jak udział w faktycznej władzy. ©℗
Więcej na powszech.net/salvini