Ankieta "TP": Moja metanoia

Przeżywaliśmy dni wielkie. Zmieniło się nasze spojrzenie na świat, na wszystko, co nas dotąd obchodziło, i na nas samych. Doznaliśmy straty, której ciągle nie jesteśmy w stanie zmierzyć, i na nowo uświadomiliśmy sobie dar, jaki otrzymywaliśmy przez tyle lat. Każdy z nas doświadczył jakiejś przemiany.

Prosimy: napiszcie o tym. Co zostanie w nas po dobrych uczuciach, gdy się wyczerpią? Jakie zrodzą się z nich decyzje dla dalszej drogi każdego z nas?

Teksty, nie dłuższe niż 4 tys. znaków komputerowych (ok. 2 strony maszynopisu), prześlijcie pod adresem redakcji “TP" (ul. Wiślna 12, 31-007 Kraków), z dopiskiem “Moja metánoia", lub na e-mail:

***

Starość. Cierpienie. Śmierć. To jest moje dziś i jutro. Mam 84 lata i od siedmiu lat jestem samotną wdową. Skromna emerytura budżetówki. W chwilach podbramkowych troskliwy i dobry syn, zawsze na zawołanie, reszta dzieci i przyjaciół wspiera mnie, jak może. Z wolna nauczyłam się cenić, nawet kochać moją samotność. Dużo czasu dla siebie. Ale co to znaczy “dla siebie"? Bo tu czyha niebezpieczeństwo, by zamknąć się we własnym kokonie, obrosnąć egoizmem. Pępek świata. Codzienny kierat: zakupy, wypad na pocztę, korespondencja (jeszcze bardzo liczna), odebrać z banku pieniądze, dreptanina o lasce, zredukowane do minimum gotowanie (nie warto na jedną osobę), zmywanie, sprzątanie... Jeszcze nieco pracy naukowej, czytanie ulubionych tekstów. Ale gdzie miejsce na miłość bliźniego? Czasem przez tydzień do nikogo się nie odezwę (prócz ewentualnych telefonów). Dawniej w aktywnym trybie życia, w rodzinie, na uczelni, w towarzystwie miałam więcej możliwości służenia innym, ale też i bywałam złośliwa, plotkująca, nietolerancyjna, stronnicza; raz zbyt surowa, raz przesadnie pobłażliwa. Wiele miałam na sumieniu. Obecnie, gdy moje życie zwrócone jest “do wewnątrz" - przypominając sobie Ojca Świętego, nie pozwalam sobie nawet myśleć źle o bliźnich, kogokolwiek obwiniać czy potępiać. Tego On mnie nauczył.

Druga rzecz to przyjmować starość i związane z nią dolegliwości i upokorzenia nie jako klęskę, przysłowiowy “dopust Boży", ale jako łaskę. Nie narzekać, nie zanudzać jeremiadami otoczenia, nie biadolić. Nie wściekać się na siebie, że nie dobiegnę, nie podniosę, nie dosięgnę książki na górnym regale. Zamiast łez bezsilności - dziękować Bogu, że jeszcze stać mnie na tak dużo. Bo wciąż kocham życie, fascynuje mnie przyroda, sztuka, muzyka, podziwiam piękno słowa poetyckiego. W głębi duszy czuję się młoda i lubię się śmiać. Jonathan Swift trafnie stwierdził, że “każdy człowiek chce długo żyć, ale nikt nie chce być starym!". Gdzie tu logika! W opinii starożytnych Greków i Rzymian starość była przekleństwem. “Gdy smętna nadejdzie starość / czyni ona każdego szpetnym, nawet gdy pięknym był kiedyś / a umysł jego wciąż dręczą zmartwienia i troski. / Nie cieszy go już widok blasku słońca, / ze wstrętem nań patrzą dzieci, z pogardą kobiety. / Taką to uciążliwą starość stworzył bóg ludziom" (“Mimnermos" I. 1). Dzięki Papieżowi z nastaniem każdego ranka staram się bez niepokoju i lęku przyjmować moją starość i modlę się słowami psalmu 70.: “Nie odrzucaj mnie w czasie mojej starości. / Gdy słabnie moja siła - nie opuszczaj mnie!".

Śmierć - w tradycji antycznej - była nieuchronnym finałem, jakby zwieńczeniem sztuki scenicznej (Cyceron). Niemniej swoiste “życie po życiu" zapewniały pewne wartości, takie jak szlachetne postępowanie, dobre uczynki, słowa. Pamiętamy Horacjańskie “Non omnis moriar..." czy pieśń archaicznego poety greckiego Pindara “Uniknie Hadesu człowiek, którego uczynki były sprawiedliwe" (“Oda Olimpijska" 8. 72-3). Jan Paweł II uczył, że śmierć to błogosławieństwo, to otwarte ramiona Chrystusa. To nasz Dom. Dlaczego chrześcijanin miałby bać się śmierci? Jest ona logicznym spełnieniem się losu człowieka, nagrodą miłosiernego Boga.

Teraz jest mój czas na przygotowanie się do tej chwili ostatecznej. Czas na uciszenie się, modlitwę, kontemplację. Nie tylko prosić i żalić się Bogu, ale wielbić Go i dziękować, a przede wszystkim - słuchać Go. “Mów Panie, słucha sługa Twój". Moja “przemiana" musi radykalnie zmienić stosunek do mego cierpienia. Ogrójec. Via dolorosa. Śmierć Chrystusa na krzyżu. Zjednoczyć się z Nim, tak by z Nim zmartwychwstać.

Swoim życiem, chorobą, umieraniem Jan Paweł II pokazał, że w moim wieku potrzebuję dwóch najważniejszych rzeczy: Cierpliwości (Hypomoné) i Nadziei (Elpís). Za Nim więc co dzień powtarzam: “W godzinę śmierci mojej zawołaj mnie i każ mi przyjść do siebie".

Anna M. Komornicka

***

Należę do pokolenia JP2. Nie było mnie jednak przy Papieżu, choć tyle razy był w Polsce. Zawsze był, więc wierzyłam, że tak już będzie, że jeszcze mam czas, by z Nim i przy Nim pobyć... Teraz mija miesiąc od jego odejścia. Życie wróciło do szalonego biegu, wybrano nowego papieża. Zaczęłam się bać rutyny i pędu, zapomnienia i zagubienia w codziennym życiu, braku otwartości na ludzi i zgiełku w mediach, w których nie ma czasu na skupienie.

Jak teraz wygląda mój świat? Czuję w sobie mocniejszą i głębszą wiarę, widzę też nowe wyzwania: by nie dać się wchłonąć otaczającemu światu, ale bronić swoich przekonań. Nie wiem, czy stałam się lepsza albo inna, nie mnie to oceniać. Mogę jedynie prosić Boga, by pomógł mi odczytywać Ewangelię i kierować się nią każdego dnia. Na początku czerwca pojadę po raz pierwszy do Lednicy, w sierpniu - do Kolonii. Dziękuję Papieżowi, że obudził i wzmocnił moją wiarę. Nie wiem, czy tak już pozostanie, ale chyba na zawsze będę pamiętać chwile przeżyte podczas konania Papieża, czuwania pod krakowską kurią i na Błoniach. Kiedyś przeczytałam słowa: “Zawsze obok nas jest ktoś, kto potrzebuje naszej miłości". No właśnie: może rozejrzę się wokół, by podzielić się miłością, którą dał nam Pan w postaci swego sługi Jana Pawła.

Edyta

***

Pamiętam październikowy dzień w 1978 roku, salkę katechetyczną z lekcją religii w piątej klasie szkoły podstawowej. Akurat odbywała się wizytacja w parafii Opatrzności Bożej w Białej. Odwiedził nas kard. Karol Wojtyła. Gdy później widziałam Jego postać, zawsze miałam w pamięci człowieka niespożytej energii, emanującego ciepłem, dobrocią, cierpliwością, uprzejmością - darami Ducha Św. W środę 30 marca 2005 r. widziałam Jego twarz po raz ostatni.

Jego posługa i życie stały się dla mnie namacalnym świadectwem Ewangelii, a konkretnie Mateuszowego Kazania na Górze. On jest błogosławiony, bo był ubogi w duchu, cichy, pragnął sprawiedliwości, był miłosierny, czystego serca, wprowadzał pokój i cierpiał prześladowania. A ja, czy zdołam wiernie wypełnić słowa Ewangelii? Niech to pytanie na razie pozostanie bez odpowiedzi.

Gabriela

***

Co zostało z tych “dni wielkich"? Może nie, “co powiem wnukom", bo nie śmiem twierdzić, że się ich doczekam, ale co powiem za rok, dwa bliskim, Bliskiej, a przede wszystkim - sobie? Co robiłeś w tamtych dniach, gdy Polska pokazała, jak potrafi płakać? I co ci z tego przyszło? Gdy teraz pomyślałem o tamtych siedmiu dniach, przypomniałem sobie sześć obrazów - stop-klatek.

Sobota, gdy szedłem do dawno nie odwiedzanego kościoła parafialnego z osiedlowymi znajomymi (których tak długo znam, a tak powierzchownie). Szliśmy, by na chwilę przynajmniej być w kościele tej nocy. Szedłem więc, tak niezwyczajnie dla siebie, spokojny i przyjazny wobec świata, że z życzliwością zobaczyłbym nawet mojego proboszcza. Niedziela, gdy stałem w kruchcie kościoła św. Anny, gdzie bezustannie wchodzący i wychodzący dźwiękowcy, kamerzyści, chórzyści (po Mszy wykonano “Requiem") nie przeszkodzili mi wysłuchać homili tak mocno, z takim naciskiem kazanej, jak to w Św. Annie bywa. Poniedziałek, gdy z ciepłego Krakowskiego Przedmieścia wszedłem do chłodnego Św. Krzyża w środku kazania. Okazało się, że nie byłem jedyny - z tej Mszy ciągle ktoś wychodził i przychodził nań, jakby ludzie wyrywali się na chwilę z gorących (ważniejszych?) zajęć po łyk rześkiego powietrza. Wtorek, gdy pedałując ulicą Oboźną wyjechałem na Krakowskie Pzredmieście, którym szły masy w stronę Placu Piłsudskiego. Uświadomiłem sobie, co to znaczy “Msza NARODOWA". Czwartek, gdy w “żywym Kościele" próbowaliśmy z M. rozpalić te najmniej okazałe ze zniczy pod Halą Mirowską, na próżno. Piątek, gdy w przedziale pociągu “Wetlina" na trasie Warszawa-Zagórz, około 21.40 zgasiliśmy światło i każdy na kilka chwil oderwał się od czekających go trudów kursu przewodnickiego.

Wymyśliłem, zapisałem i... przeraziłem się. Co znaczy fakt, że właśnie takie obrazy przychodzą mi do głowy? Bo są pogodne, podnoszące na duchu, kiczowate wręcz? Dlaczego od razu przychodzi mi na myśl sobotnia droga do kościoła, a chwili wysiłku wymaga przypomnienie sobie, że zastaliśmy zimny, zamknięty na cztery spusty budynek i nie dane mi było pogodzić się z proboszczem, choć miałem szczerą do tego chęć? Dlaczego nie przychodzi mi na myśl człowiek, który kilka minut po piątkowej 21.40 zajrzał do przedziału z “piwo, zimne piwo!" na ustach?

Te “złe" obrazy moja pamięć szybko wyparłaby w ciemne kąty świadomości i za rok, czy po latach, miałbym w głowie gotową laurkę o zachowaniu Polaków w kwietniu AD 2005. Mógłbym wyciągnąć ją z głowy, przyłożyć do rzeczywistości i westchnąć, wpadając w odwieczny polski monolog: “Jak to, panie dzieju, drzewiej bywało...". Może jednak to pisanie na mnie wpłynie i zachowam wyważony obraz tamtych dni. Zobaczę, że nic się nie zmieniło, że na każdym placu kilkudziesięciu ludziom w różnych stanach rozmodlenia potrzeba było rozsądnego harcerza-sanitariusza z butelkami mineralnej i apteczką; że znicze z alei Jana Pawła trzeba było kiedyś sprzątnąć; że pod tym świątecznym lukrem znajdziemy zwykłą ludzką harówkę.

Jednym słowem - wywołuję w wyobraźni te sześć “zdjęć", dołączam drugie pół tuzina w ciemniejszych barwach, robię mądry kolaż, wieszam na ścianie i zerkam nań w wolnych chwilach. A tymczasem - do roboty.

Marek K. Cichy

***

Gdy w telewizji zaczęto odczytywać słowa umierającego Papieża, nie dosłuchałem ich do końca; wystarczyły mi dwa pierwsze: “Szukałem was...". Przypomniałem sobie inne, wypowiedziane niegdyś przez Chrystusa o niewiastach jerozolimskich, które nie powinny płakać nad Nim, ale nad sobą i swoimi dziećmi. Poczułem, że są skierowane do mnie. I na koniec przypomniałem sobie przypowieść o siewcy. “Co wyrośnie z ziarna na glebie, którą jesteś?" - pytałem siebie w drodze do poznańskiej fary. Gdy po około dwudziestu minutach wyszedłem z niej na ulicę, od pierwszej napotkanej osoby dowiedziałem się, że Papież przed chwilą zmarł. Rozległo się bicie dzwonów, a w świątyni zaczął się z wolna gromadzić pogrążony w żalu tłum. Jeszcze nie tak dawno trzymałem się z dala od takich zgromadzeń. Pamiętałem czas Solidarności, wzniesione w górę palce w kształcie litery V, atmosferę papieskich pielgrzymek - zawsze wtedy sarkałem: “Ważniejsze od pozorów jedności jest wzajemne poszanowanie. Szczególnie, gdy ktoś ma inne zdanie od naszego. A wy, co? Dziś braterstwo, a jutro jeden drugiemu wilkiem!". Tym razem pozostałem w tłumie...

Zacząłem od siebie. Nie oglądam się już na innych. Zobaczyłem drogę, na której nic nie stanie się natychmiast. Wciąż powtarzam sobie: “Idź...". Słowa Ewangelii Mateuszowej: rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna... Ty, wstań i idź! Wśród tłumu.

Piotr Zawadzki

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2005