Afera Rywina: czy tak będzie?

Już na początku przesłuchań premiera Leszka Millera przez sejmową komisję śledczą zaczął się nareszcie wyłaniać zarys końcowych wniosków w sprawie afery Rywina.

Przede wszystkim, nikt z dygnitarzy SLD-owsko-rządowych, zaangażowanych w nowelizację ustawy radiowo-telewizyjnej praktycznie nie zna, wręcz nie kojarzy bądź niemal nie pamięta Lwa Rywina, a ich kontakty telefoniczne z nim to najwyraźniej owoc nadgorliwości sekretarek. Po drugie: tymi, którzy (poza Agorą) akurat znali - i to z pierwszej ręki - treść korupcyjnej propozycji Rywina byli prezydent, premier i minister sprawiedliwości (a zarazem prokurator generalny), ale właśnie oni nie dopatrzyli się w postępowaniu Rywina jakichkolwiek znamion przestępstwa i po prostu całą sprawę całkowicie zlekceważyli. Po trzecie: projekt zmian w ustawie radiowo-telewizyjnej, wyraźnie wymierzony w media prywatne, to nie żadne matactwa, lecz bardzo mądre rozwiązanie, a kompromisowa autopoprawka rządu to jeszcze rozsądniejsza i samodzielna decyzja premiera, który uznał (niesłuszne zresztą, zdaniem prominentów Sojuszu) argumenty polskiej, europejskiej i amerykańskiej opinii publicznej, które ostrzegały, że znowelizowana ustawa o RTV może prowadzić do ograniczenia wolności słowa w Polsce.

Kim zatem jest Lew Rywin? Najwyraźniej biedną, zagubioną, niezrównoważoną psychicznie i politycznie izolowaną jednostką, żyjącą jakimiś omamami - tak przynajmniej sugeruje Leszek Miller. Wedle zaś teorii przewodniczącego komisji śledczej Tomasza Nałęcza, Rywin nie jest wariatem, co graczem, który - przeczuwając, iż premier pójdzie ostatecznie na kompromis z mediami prywatnymi, szczególnie z Agorą - spróbował na własną rękę sprzedać owym mediom światły pomysł Millera, blefując (nazywa się to: blef biznesowy), że działa z jego ramienia.

Cóż więc z tego wyniknie w praktyce? Zapewne rok więzienia w zawieszeniu dla Lwa Rywina za takie niestosowne żarty, nauczka dla Adama Michnika, że nie należy ruszać czegoś, co śmierdzi, i co najwyżej utrata prezesury TVP przez Roberta Kwiatkowskiego. A cała reszta - tak przynajmniej zdaje się rozumować wielu polityków Sojuszu Lewicy Demokratycznej - powinna pozostać bez zmian.

Wydaje się jednak, że ci którzy tak myślą, nie doceniają efektu śnieżnej kuli.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2003

Podobne artykuły