Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Czy oznacza to, że te budynki po latach powstaną? Z listy dwunastu pracowni polskich i zagranicznych, wśród których były m.in. Fiszer Atelier 41 oraz Foster + Partners Limited, wybrano nowojorską firmę architektoniczną Thomas Phifer and Partners. Postawiono na sprawdzone biuro, mające doświadczenie w projektowaniu podobnych gmachów. Thomas Phifer jest m.in. autorem wysoko ocenianego budynku Muzeum Sztuki Karoliny Północnej (NCMA) w Raleigh oraz Muzeum Szkła w Corning w stanie Nowy Jork i Glenstone Museum w stanie Maryland.
W uzasadnieniu wyboru podkreślono, że wybrany projekt ma najwięcej „cech miastotwórczych”. Może zmienić opustoszały plac Defilad, a także zacząć na nowo określać kształt centrum Warszawy. Powstanie cały kompleks składający się z muzeum (o powierzchni 15 tys. m kw.) oraz teatru (10 tys. m kw.). Między nimi znajdzie się zadaszony plac miejski. Wszystko razem stanie się przestrzenią przyjazną dla mieszkańców. A same gmachy, jak podkreśla architekt, mają być budynkami pokazującymi wszystko, co zawierają ich wnętrza. Każdy przechodzący zobaczy, co w nich się dzieje (przewidziany też jest widok na jedną ze scen TR).
Wybór projektanta to ważny krok. Teraz czas na kolejne. Oba budynki mają zostać ukończone do 2019 r. Ale czy to koniec ponurej epopei muzealnej? Wcześniej były wielomiesięczne przepychanki władz miasta Warszawy z Christianem Kerezem, autorem poprzedniej koncepcji gmachu muzeum, które zakończyły się zerwaniem kontraktu. Pokazały one całkowitą indolencję urzędników Hanny Gronkiewicz-Walz. Po tej klapie zdecydowano się na poważną zmianę. Inwestorem zostało Muzeum we współpracy z TR.
W lipcu tego roku obie instytucje stały się właścicielami gruntu pod przyszłą budowę (dotąd poważną przeszkodą były także kwestie własnościowe). Budowa teatru będzie finansowana z budżetu miasta, zaś muzeum z zaciągniętego kredytu inwestycyjnego. Jednak „sprawy Kereza” nie można odkładać na półkę. Gdyby władze miasta myślały o sprawności i efektywności własnego działania, to powinna powstać „biała księga” pokazująca popełnione w tym przypadku błędy.
Wybór Thomasa Phifera oznacza wreszcie odejście od myślenia o muzeum jako ikonie, efektownym budynku, bez brania pod uwagę jego funkcji oraz relacji z istniejącą już tkanką miasta. I od kultury rozumianej jako promocyjny gadżet. Przypadek MSN ujawnił zresztą głębszy problem: rozumienia miasta i jego funkcji. Długo władze Warszawy, i nie tylko tego miasta, utożsamiały je z drogami, mostami i kolejnymi biurowcami. Coś się zmienia? Oby.