Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W okręgu rybnickim, gdzie uzupełniające wybory odbyły się też przed rokiem, ówczesne zwycięstwo PiS przedstawiane było jako wypadek przy pracy PO – efekt złej strategii doboru kandydatów i przekonania o nieuchronnym zwycięstwie. Tym razem miało się to nie powtórzyć, wszak Izabela Kloc – kandydatka PiS – to osoba znacznie słabiej rozpoznawalna niż Bolesław Piecha, który wówczas zwyciężył. Wyborów nie odpuścił też już Donald Tusk – przyjechał, by wspierać kandydata swojej partii. Nie pomogło: jak widać, przesunięcie sympatii okazało się większe niż przed rokiem.
Sprawa nie jest jednak aż tak jednoznaczna. Widać to w innym z okręgów – sandomierskim. Tu PSL przeżył chwilę nadziei, gdy według doniesień z poniedziałkowego poranka jego kandydat miał o włos prześcignąć faworyta z PiS – ostatecznie kolejność okazała się odwrotna.
Niemniej jest to dla ludowców dobry prognostyk przed wyborami samorządowymi – przed czterema laty PSL wyprzedził PiS w skali całego województwa świętokrzyskiego. Dziś partia Kaczyńskiego nie jest w takim dołku, jak wtedy, lecz aż tak mocna, jak to wynika z samej liczby zdobytych w pogodną wrześniową niedzielę mandatów, czuć się nie powinna. Tym bardziej że wybory uzupełniające (trzecie zwycięstwo PiS odniósł na Mazowszu) nie są aż taką próbą ognia. Frekwencja jest z reguły skromna, do urn idą tylko najbardziej zmotywowani – czy to obywatelsko, czy partyjnie. Znacznie taniej byłoby zrezygnować z tej kosztownej procedury – wystarczyłoby, by każdy senator podawał przy wyborze nazwisko swojego potencjalnego następcy, który obejmuje mandat w przypadku śmierci lub rezygnacji regularnego zwycięzcy.