Za winy prawdopodobne

Pytanie, jak postępować z mającymi wyjść na wolność ludźmi z zaburzeniami, jest ważne, lecz krytyka ustawy w tej sprawie jest uzasadniona.

25.11.2013

Czyta się kilka minut

 /
/

Jan Paweł II wyraźnie opowiedział się przeciwko karze śmierci. Co prawda, pisząc o tym w encyklice „Evangelium vitae” uznał, że mogą istnieć sytuacje dopuszczające jej użycie: „gdy nie ma innych sposobów obrony społeczeństwa”, ale to stwierdzenie świadomie osłabił, dodając, że „dzisiaj jednak, dzięki coraz lepszej organizacji instytucji penitencjarnych, takie przypadki są bardzo rzadkie, a być może już nie zdarzają się wcale”. Przywołał też nauczanie Katechizmu: „jeśli środki bezkrwawe wystarczają do obrony życia ludzkiego przed napastnikiem i do ochrony porządku publicznego oraz bezpieczeństwa osób, władza powinna stosować te środki, gdyż są bardziej zgodne z konkretnymi uwarunkowaniami dobra wspólnego i bardziej odpowiadają godności osoby ludzkiej”.

Czy projekt „ustawy o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzających zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób” jest przykładem tej „lepszej organizacji instytucji penitencjarnych”, o której mówi papież? Czy zamknięcie w Krajowym Ośrodku Terapii Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym – instytucji teoretycznie o celach terapeutycznych, lecz z reżimem więziennym, dopuszczającym stosowanie wobec pacjentów pałki („do obezwładnienia osoby przez zadanie bólu fizycznego lub do zablokowania kończyn”, z dopuszczeniem „ciosów i pchnięć w głowę, szyję, brzuch i nieumięśnione oraz szczególnie wrażliwe części ciała”, kiedy się uzna, że w grę wchodzi „odparcie zamachu stwarzającego bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia ludzkiego”) – jest zastosowaniem katechizmowej zasady preferencji stosowania „środków bezkrwawych”?

Ustawa dotyczy osób, które „wskutek zaburzeń psychicznych mogą stwarzać zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób” i które „zostały prawomocnie skazane za przestępstwo popełnione z użyciem przemocy na karę pozbawienia wolności bez warunkowego zawieszenia”, u których „w trakcie postępowania wykonawczego stwierdzono upośledzenie umysłowe, zaburzenia osobowości lub zaburzenia preferencji seksualnych”, a „stwierdzone zaburzenia psychiczne mają taki charakter lub nasilenie, że zachodzi co najmniej wysokie prawdopodobieństwo popełnienia czynu zabronionego z użyciem przemocy lub groźbą jej użycia przeciwko życiu, zdrowiu lub wolności seksualnej i obyczajności, zagrożonego karą pozbawienia wolności, której górna granica wynosi co najmniej 10 lat”. Mówiąc prostymi słowami, chodzi o psychopatów (dziś się ich określa jako osoby z osobowością nieprawidłową, antysocjalną) oraz ewentualnie dewiantów seksualnych, którzy odsiedzieli długie wyroki. Zamiast wyjść na wolność, mieliby być bezterminowo zamykani w ośrodku terapeutycznym o reżimie więziennym.


Problem nie jest nowy. Dawniej uciekano się do „eutanazji sądowej”: zbrodniarzy-psychopatów po prostu uśmiercano, uzasadniając to niemożliwością ich wyleczenia. Bo rokowania terapeutyczne są znikome (według niektórych autorów wynoszą one zaledwie od 2 do 7,5 proc.).

W ekspertyzach, o których piszemy na kolejnych stronach, wytknięto niekonsekwencje i brak precyzji w określaniu sposobu podejmowania decyzji w sprawach dotyczących losu konkretnych ludzi i – co ważniejsze – zakwestionowanie podstaw dotychczas uznawanej filozofii prawa. I tak np. gdy art. 42 ust. 1 Konstytucji, dotyczący odpowiedzialności karnej, stanowi, że podlega jej „ten tylko, kto dopuścił się czynu zabronionego”, tu „karany” jest „przestępca z prawdopodobieństwa”, a przewidziana w projekcie „kara” jest nieokreślona – może to być rok pobytu w ośrodku, ale może być i „dożywocie”. Formalnie decyduje o tym sąd, w praktyce wszystko zależy od biegłych. Który psychiatra czy psycholog zaręczy, że psychopata jest całkowicie wyleczony i że zbrodniczy czyn się nie powtórzy?

Człowiek z osobowością antysocjalną, z dewiacjami seksualnymi nie jest bestią, nadal jest człowiekiem. Jeśli został skazany, to dlatego że sąd uznał jego zdolność kierowania własnymi czynami. Nadzór prewencyjny (także elektroniczny) z obowiązkiem poddania się w czasie jego trwania terapii wydaje się uzasadniony i godziwy (choć należy się zastanowić, w jakich przypadkach może okazać się fikcyjny), „skazywanie” zaś za „prawdopodobne winy” ludzi kończących odsiadywanie wyroku na bezterminowe zamknięcie w szpitalu-więzieniu (co za degradacja pojęcia „szpital”!) może się okazać naruszeniem samych podstaw systemu państwa prawa.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2013