Wybory z pierwszej strony

Miejsce na pierwszej stronie książeczki wyborczej dało PSL-owi dodatkowe 700 tysięcy głosów – tyle, ile wyniosła różnica pomiędzy badaniami exit poll w wieczór wyborów samorządowych a oficjalnymi wynikami.

18.01.2015

Czyta się kilka minut

Karty do głosowania w wyborach samorządowych, Częstochowa, 16 listopada 2014 r. / Fot. Jarosław Respondek / REPORTER
Karty do głosowania w wyborach samorządowych, Częstochowa, 16 listopada 2014 r. / Fot. Jarosław Respondek / REPORTER

Na wybory krajowe nie chodzę, bo nic to nie daje – relacjonował znajomy – ale w miejskich głosuję zawsze. Dostałem też książeczkę do sejmiku. Na pierwszej stronie zobaczyłem znajome nazwisko. Miałem takiego kolegę w podstawówce. Nosił wprawdzie inne imię, lecz lubiłem go, więc postawiłem krzyżyk”. Tak właśnie poparcie dla PSL wzrosło o jeden głos, bo to ta partia była na pierwszej stronie sejmikowej broszury.
Ta historia to nie dowód, lecz zobrazowanie problemu, na który naprowadzają analizy wyników wyborów. Każą one przypuszczać, że pierwsza strona broszury dała ludowcom dodatkowe 700 tysięcy głosów. Droga do takiego wniosku jest skomplikowana, jeśli jednak nasza demokracja nie ma ugrzęznąć w jałowych konfliktach, trzeba przez nią cierpliwie przejść.
Eksperyment powiatowy
Wybory samorządowe są trudne do ogarnięcia nie tylko dla głosujących, ale i dla badaczy. Wpływa na to wiele czynników, z których część zmienia się w Polsce z wyborów na wybory, lecz część jest stała. Jedną z cech, które okazały się kluczowe dla wyjaśnienia tego, co naprawdę zdarzyło się przy okazji ostatniego głosowania, jest to, że polskie partie mają kłopoty z przeniesieniem swojej obecności na poziom lokalny. Cztery stabilne ugrupowania parlamentarne wystawiają swoje listy do sejmików we wszystkich województwach, ale sytuacja taka nie zachodzi przy wyborze rad powiatów. Obecność ogólnopolskich partii waha się tam od stuprocentowej dominacji (czyli sytuacji, w której nie rejestruje się żadna lista spoza ogólnopolskiej czwórki) do zupełnej nieobecności. Średnio partie zdobywają ok. 60 proc. głosów, a 40 proc. przypada albo siłom całkowicie lokalnym, albo mutacjom ugrupowań ogólnopolskich, zawierających porozumienia lub startujących pod neutralnym szyldem.
W co trzecim z powiatów ziemskich PSL nie zarejestrowało list pod ogólnopolskim szyldem. W niektórych ludowcy startowali z lokalnych komitetów o łatwo rozpoznawalnej tożsamości (np. Porozumienie Samorządowo-Ludowe), w innych trudno było doszukać się ich związku z którąś z lokalnych sił. Tymczasem algorytm stosowany przy przyznawaniu numerów komitetów – i tym samym miejsc w wyborczej broszurze – sprawił, że w 200 powiatach, w których PSL zarejestrowało ogólnopolską listę, ludowcy trafili na pierwszą stronę książeczki. W pozostałych kilkudziesięciu na pierwszej stronie znalazł się – następny w kolejności – PiS. W odbywających się równolegle wyborach sejmikowych PSL zawsze było na stronie pierwszej, a PiS na dalszych. Tym samym decyzje PSL i losowanie PKW doprowadziły do czegoś na kształt „eksperymentu naturalnego”, pozwalającego ocenić znaczenie broszury dla wyniku wyborów.
PiS na pierwszej stronie
Sprawdźmy, jak różnią się wyniki PiS na poziomie powiatów w zależności od tego, czy jego lista trafiła na pierwszą, czy na drugą stronę broszury, gdy za punkt odniesienia przyjąć wyniki tej partii w wyborach sejmikowych, gdzie nigdy nie była na pierwszej stronie (dla porównania można przeanalizować, jak miały się do siebie wyniki takich wyborów w przypadku PO i SLD, które ani w powiecie, ani w sejmiku nie trafiły na pierwszą stronę). Drugą ścieżką jest porównanie z wyborami w 2010 r. Na ile zmiany, które miały miejsce na poziomie sejmików, przekładały się na zmiany na poziomie powiatów? Jeszcze jednym kierunkiem poszukiwań są wyniki komitetów lokalnych związanych z PSL-em, które trafiły na dalsze strony broszury. Przy każdej z tych ścieżek trzeba wykorzystać narzędzia statystyczne. Jest to możliwe, ponieważ liczba powiatów, których dotyczy ta sytuacja, jest spora. Oczywiście różnią się one poszczególnymi parametrami (jak poparcie dla konkretnych partii), ale układają się w wyraźne wzory.
Pierwsze wnioski są takie: PiS w tych powiatach ziemskich, w których PSL nie zarejestrowało listy, zyskało ok. 10 procent ponad to, co wynikałoby ze zmiany poparcia w wyborach sejmikowych. Skala zjawiska jest znacznie mniejsza w miastach-powiatach i nie jest tam tak jednoznaczna w sensie statystycznym. Jednak sam efekt w powiatach ziemskich, gdyby występował także w wyborach sejmikowych, odpowiada właśnie tym ponad 700 tysiącom dodatkowych głosów, które PSL zyskało w porównaniu z 2010 r. Taka hipoteza byłaby też wyjaśnieniem wyników badania CBOS, na kogo głosowano w wyborach, które już się odbyły (w odniesieniu do PSL-u pojawiła się tu wyraźna rozbieżność pomiędzy wynikiem wyborczym a wynikiem sondażu, który w przypadku pozostałych partii okazał się wiernym odzwierciedleniem rzeczywistości).
Zawodne sondaże
Bezpośrednio po wyborach ich zaskakujące wyniki kojarzono ze wzrostem nieważnych głosów i katastrofalnym systemem informatycznym. Ważkim argumentem była sprawa exit poll, czyli rozbieżności między ostatecznym wynikiem a sondażem przeprowadzonym w wieczór wyborczy. Niełatwo uwierzyć, że sprawy te nie mają ze sobą jednoznacznych związków, tymczasem wiele wskazuje na to, że część związków jest wątpliwa (łączenie katastrofy informatycznej z broszurą), zaś część – przewrotna.
Widać to właśnie na przykładzie exit poll. Sądząc z wyjaśnień, których udzielała (trzeba przyznać: skąpo) firma prowadząca sondaż, można wnosić, że popełniono błędy przy jego konstruowaniu. Przede wszystkim: nie uwzględniono wśród możliwych odpowiedzi tego, że ktoś oddał nieważny głos – mimo że zjawisko takie występuje od lat w wyborach sejmikowych.
Wyniki partii przedstawiane przez autorów sondażu zostały prawdopodobnie zniekształcone również przez złą interpretację odmowy odpowiedzi. W wyborach sejmowych osoby odmawiające odpowiedzi częściej głosują na PiS. W sejmikach ta zależność nie musi już być tak prosta – część z tych osób może nie głosować w ogóle. Przypisanie ich PiS-owi wedle tego samego algorytmu, który pomaga przybliżyć wynik przy ogólnopolskich wyborach, mogło okazać się pomyłką, zawyżając sondażowe notowania tej partii. A nadzwyczajny wzrost poparcia dla PSL mógł nie mieć z tym nic wspólnego – wynikał prawdopodobnie ze zmiany wzoru karty do głosowania.
Skąd głosy nieważne
Jeśli uznać za prawdopodobne to, że nadzwyczaj dobry wynik PiS akurat w tych powiatach, gdzie trafiło na pierwszą stronę, nie jest wyrazem gwałtownego wzrostu sympatii do tej partii, konieczne jest podanie innego wyjaśnienia. Musi ono odejść od standardowych wyobrażeń zachowań wyborczych. Inaczej bowiem nie sposób wyjaśnić, dlaczego ten sam mechanizm jest wyraźniejszy w odniesieniu do powiatów ziemskich niż w przypadku miast-powiatów. Z drugiej strony, choć wcześniej liczba nieważnych głosów dotyczyła przede wszystkim obszarów wiejskich, teraz doszło do jej gwałtownego wzrostu również w miastach-powiatach.
Wiele wskazuje na to, że mamy tu do czynienia ze złożeniem szeregu motywacji, które częściowo się uzupełniają, a częściowo potęgują. Można się o tym przekonać, śledząc liczbę nieważnych głosów w kilkudziesięciu miastach średniej wielkości (pomiędzy 35 a 65 tys. wyborców), jak np. Mielec, Piła czy Mysłowice. Granice wyznaczają tu największe miasta, które nie mają praw powiatu, i najmniejsze miasta-powiaty. Te ostatnie mają jedne wybory mniej, gdyż rady miejskie pełnią tam jednocześnie funkcję rad powiatowych. Warto pamiętać, że w miastach należących do powiatów ziemskich ordynację zmieniono na prosty system większościowy z jednomandatowymi okręgami wyborczymi.
Porównując liczbę nieważnych głosów w wyborach, gdzie nic nie uległo zmianie, i w wyborach sejmikowych, gdzie doszło do wprowadzenia broszur, można dojść do wniosku, że część wyborców oddaje nieważne głosy w większości wyborów, ale liczba głosów nieważnych w wyborach prezydentów i burmistrzów takich miast jest znikoma i nie zwiększyła się w 2014 r., wynosząc ok. 1,5 proc. Kolejne 6 proc. głosujących najwyraźniej nie jest zainteresowane wyborami sejmikowymi: o tyle wzrosła liczba głosów nieważnych w miastach-powiatach już w 2010 r. Następne 1-2 proc. zniechęca się, gdy wybory do sejmiku są czwartym, a nie trzecim głosowaniem (to zjawisko znane z innych krajów – większa ilość głosowań zniechęca część elektoratu). Kolejnych 5 proc. głosów nieważnych zostało dodanych przez broszurę: w miastach-powiatach nic poza tym szczegółem nie uległo zmianie. Wreszcie w miastach z powiatów ziemskich wzrost przez broszury był większy o 1-2 proc. niż w przypadku miast-powiatów. Można podejrzewać, że wynika to ze zmiany reguł wyborów rady miejskiej. Tam stawiało się krzyżyk na jednej kartce, a ta sama zasada w wyborach sejmikowych dawała głos nieważny.
Co z Parlamentem Europejskim
Mniejsze zainteresowanie wyborami powiatowymi i sejmikowymi widoczne jest od lat, dotyczy ono jednak tylko części wyborców. Ta wiedza jest potrzebna do zrozumienia, dlaczego broszura, którą zastosowano w wyborach do Parlamentu Europejskiego wiosną 2014 r., nie doprowadziła do takiego wzrostu nieważnych głosów, jaki widzieliśmy jesienią. Wiosną nikt nie zwrócił uwagi, że liczba nieważnych głosów wzrosła prawie dwukrotnie – startowała jednak z bardzo niskiego poziomu, ponieważ w wyborach do PE głosują osoby najbardziej zainteresowane polityką. Poza tym były to jedyne wybory: nie towarzyszyły im inne głosowania.
Różnica bierze się zatem stąd, że wybory do sejmików i rad powiatów odbywają się w cieniu wyborów gmin. Gdy jednocześnie odbywają się wybory o różnym znaczeniu dla wyborców, te ważniejsze są źródłem wyobrażeń na temat tego, w jaki sposób się głosuje. Jeśli w wyborach wójta i radnych gminy oddaje się jeden głos na jednej kartce, to – w domniemaniu – w pozostałych wyborach robi się tak samo. Zwłaszcza że – czego wcześniej nie było – kartki w broszurach na pierwszy rzut oka to takie same listy jak w wyborach wójtów i radnych gminy.
Możemy mówić o dwóch sposobach radzenia sobie z taką sytuacją. Pierwszy polega na postawieniu krzyżyka na każdej ze stron broszury: głos jest wtedy nieważny. Drugi sposób to postawienie krzyżyka na pierwszej z brzegu liście. To wyraz braku zaangażowania, lecz nie braku zrozumienia. Przytaczana na początku relacja mimowolnego wyborcy PSL jest tego przykładem. Jego wybór nie wynikał z politycznej sympatii, a raczej pewnej, charakterystycznej dla Polski, „racjonalizacji” wysiłku wkładanego w spełnianie obowiązku.
Bonus z broszury
I tu pojawia się kluczowy problem. W każdym społeczeństwie jest pewna liczba osób, które nie podchodzą do wyborów tak, jak widzi je klasa polityczna, naukowcy, dziennikarze czy świadomi obywatele. Tacy wyborcy głosują w zasadzie losowo, bo trudno inaczej nazwać głosowanie na budzące dobre skojarzenia nazwisko nieznanego sobie kandydata. Nie jest to problemem, jeśli system wyborczy rozprasza ich poparcie równomiernie: owe głosy dają legitymację systemowi w postaci frekwencji, ale nie zapewniają przewagi żadnemu z ugrupowań.
Broszura jednak koncentruje te głosy na liście, której przypadła pierwsza strona. Stąd wydaje się, że głównym zarzutem wobec niej nie jest zwodzenie wyborców. Niezaangażowani wyborcy nie są zmyleni, a „tylko” ukierunkowani przez procedurę. Daje to efekt, który dla nich nie ma wielkiego znaczenia, ale ma znaczenie dla wszystkich pozostałych. W wyborach władz województw i powiatów jest to już efekt znaczący – na tyle, by wywołać ogólnopolski kryzys polityczny. ©

Szczegóły obliczeń na blogu autora.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2015