Wielowektorowi

Zwykło się mówić, że umowa stowarzyszeniowa Ukrainy z Unią Europejską zostanie podpisana, jeśli Julia Tymoszenko opuści więzienie. Ale czy to prawda? I czy Ukraina rzeczywiście chce do Europy?

07.10.2013

Czyta się kilka minut

Pierwszego października opublikowano wyniki monitoringu sprawdzającego gotowość Ukrainy do podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Jego autorzy – przedstawiciele międzynarodowych centrów analitycznych i organizacji pozarządowych, którzy „badali” kraj nad Dnieprem – twierdzą, że elity polityczne Ukrainy (władza, a także opozycja oraz społeczeństwo obywatelskie) zjednoczyły się i zawarły „czasowe porozumienie” w celu wypełnienia warunków Brukseli.

Jednak sytuacja na Ukrainie się komplikuje. Od kilku miesięcy Rosja wykonuje agresywne kroki wobec krajów objętych programem unijnego Partnerstwa Wschodniego; jest wśród nich szantaż energetyczny, a także, w przypadku Kaukazu Południowego, gra „zamrożonymi” konfliktami. Moskwa reaguje tak na mający się wkrótce odbyć szczyt Partnerstwa Wschodniego w Wilnie. Chce zniechęcić kraje poradzieckie do jakiegokolwiek zbliżenia z Europą. Ukrainie wypowiedziała „wojnę handlową” i uruchomiła też szantaż energetyczny.

Sprawa Tymoszenko – oraz kwestia zbliżenia Kijowa z Europą – wpisuje się więc w szeroki kontekst: i międzynarodowy, i wewnętrzny Ukrainy.

ROZMOWY I WARUNKI

Prezydent Wiktor Janukowycz jak dotąd wcale nie zadeklarował, że zamierza uwolnić Tymoszenko. Tymczasem to właśnie jest marzeniem Zachodu – i dlatego, trochę mocą myślenia życzeniowego, taka właśnie teza funkcjonuje w zachodniej publicystyce.

Sprawę karną przeciw Tymoszenko przygotowywano skrupulatnie: premier Ukrainy trafiła za kraty latem 2011 r. i najpierw została oskarżona o działanie na szkodę państwa (szkodą miało być podpisanie niekorzystnych umów gazowych z Rosją), a potem o zlecenie morderstwa pewnego polityka i biznesmena. A dziś wśród ukraińskich elit można usłyszeć tezę, która w Polsce występuje w wersji dokładnie odwróconej: nad Dnieprem mówi się, że Tymoszenko zostanie wypuszczona, ale dopiero po podpisaniu umowy z Brukselą.

W sprawie Julii Wołodymirowny – więzionej już dwa lata i ciężko chorej – wciąż toczą się negocjacje, których moderatorem jest m.in. Aleksander Kwaśniewski. Były prezydent Polski – który potrafi rozmawiać z ukraińskimi politykami i ma w obozie władzy znajomości – jest łącznikiem między Tymoszenko a Janukowyczem. Jednak czy można liczyć na tak spektakularny sukces Kwaśniewskiego, jak podczas kryzysu politycznego w czasie pomarańczowej rewolucji, na przełomie roku 2004 i 2005?

– Różne źródła informacji w Administracji Prezydenta, a także w Batkiwszczynie (partii Tymoszenko) mówią, że Janukowycz zastanawia się, jak rozwiązać sprawę byłej premier – twierdzi Bohdana Kostiuk, dziennikarka ukraińskiej sekcji Radia Swoboda. – Ważne są tu warunki stawiane Tymoszenko: Janukowycz chce, aby wyjechała z kraju na kilka lat. Aby nie pojawiała się na pewno do 2015 r., czyli kolejnych wyborów prezydenckich. Żąda także, by Julia Wołodymirowna oficjalnie się pokajała.

Zachowanie Janukowycza pokazuje, że na Ukrainie opozycja nie ma prawa istnieć. Janukowycz po prostu chce reelekcji.

NIE TYLKO TYMOSZENKO

Tymoszenko jest dziś symbolem łamania praw człowieka nad Dnieprem – spotkał ją okrutny los i nie będziemy wdawać się w ocenę, czy jest winna, czy też nie. Oczywiście, majątek zbiła na brudnych interesach. Ale jeśli oceniać Ukraińców po transparentności biznesów, to w więzieniu powinna siedzieć połowa polityków – jak choćby Rinat Achmetow, najbogatszy Ukrainiec i bliski współpracownik i sponsor Janukowycza.

Kiedy na Zachodzie mówi się dziś o Ukrainie, w pierwszej kolejności wymieniane jest nazwisko Tymoszenko. I to jest zafałszowanie sytuacji, gdyż więźniów politycznych nad Dnieprem było więcej – wystarczy wspomnieć byłego ministra spraw wewnętrznych Jurija Łucenkę.

Wprawdzie zwolniono go z aresztu, ale pod presją szantażu: dziś Łucenko, w wyniku „kompromisu z władzami”, pozbawiony jest biernego prawa wyborczego. Inni zwolennicy obozu „pomarańczowych” woleli dobrowolnie opuścić kraj, by nie trafić za kraty. Ale oprócz polityków są też anonimowi obywatele: dziennikarze czy drobni biznesmeni, których spotykają prześladowania (pobicia, wymuszenia, zastraszenia). O nich Zachód się nie upomina.

– Spójrzmy na media – mówi Roman Kabaczij, ukraiński publicysta, zajmujący się m.in. monitoringiem mediów. – Według ekspertów prowadzących projekt „Wolność słowa w krajach Partnerstwa Wschodniego” Ukraina plasuje się tu na czwartym miejscu: po Gruzji, Mołdawii, Armenii. Naciski na dziennikarzy są coraz silniejsze. Janukowycz chce utrzymać się przy władzy, a wolne media są tu przeszkodą.

ŁAPÓWKA ZA PRZEDSZKOLE

Co prawda ostatnio rządzący nieco poluzowali. Zdaniem Kostiuk zachowanie ukraińskich elit politycznych pozwoliło parlamentowi przegłosować większość uchwał niezbędnych do podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią. Dziennikarka zauważa też, że władza jest bardziej otwarta na współpracę z organizacjami pozarządowymi – do prac nad ustawami zapraszani są niezależni eksperci. Ale czy to wystarczy, by mówić, że Ukraina „dokona europejskiego wyboru”? Sytuacja z prawami człowieka i pluralizmem politycznym jest alarmująca. Lepiej jest w dużych miastach – na prowincji panuje prawdziwa gangsterka.

Problemy ukraińskiej demokracji można by długo wymieniać. Krótko o najważniejszych: po dojściu Janukowycza do władzy obóz rządzący rozprawił się z niezależnymi mediami (w pierwszej kolejności z telewizją), a w regionach zostały „przechwycone” struktury partii opozycyjnych – zasiedli w nich sympatycy Janukowycza. Korupcji nikt nie kontroluje – do dziś nie powstał urząd walczący z łapownictwem, łapówkę daje się nawet, by uzyskać miejsce w przedszkolu dla dziecka.

Nie przyjęto uchwał niezbędnych do zreformowania prokuratury i policji (to instytucje szczególnie ważne w krajach o ciągotach autorytarnych).

Kostiuk: – Projekt reformy MSW przygotowywany jest przez pracowników tej służby, a informacja na temat prac jest tajna. W takich warunkach prawo to będzie stworzone tak, by odpowiadać jedynie interesom pracowników służb.

POLITYCZNE WEKTORY

Czasem powstaje wrażenie, że to Zachód ciągnie Ukrainę do Europy, a jej wcale się tam nie spieszy. Bo de facto na Ukrainie nie ma partii politycznej, która byłaby w stanie poprzeć w pełni integrację z Unią – biorąc na siebie odpowiedzialność za koszty reform i transformacji. Politykami proeuropejskimi, w takim znaczeniu, nie byli też liderzy obozu „pomarańczowych”: ani Wiktor Juszczenko, ani Julia Tymoszenko.

Ukraina, podobnie zresztą jak inne kraje poradzieckie, uprawia politykę „wielowektorowości”, polegającą na sprytnym balansowaniu między Unią Europejską a Rosją. Od Moskwy oczekuje się m.in. preferencji biznesowych i finansowych; od Brukseli dotacji, realizacji programów unijnych, obecności na zachodnich rynkach zbytu. Z kolei badania opinii publicznej od lat pokazują, że taki sam procent Ukraińców opowiada się za integracją z Unią, co z Rosją.

Roman Kabaczij: – Janukowycz jest zainteresowany kontynuacją polityki „wielowektorowości”. Traktuje Europę instrumentalnie. Bruksela jest dla władz dobrym narzędziem do szantażowania Rosji. Obawiam się, że jeśli dojdzie do podpisania umowy stowarzyszeniowej, to i tak nie będą podejmowane żadne wysiłki w celu reformowania kraju.

PLAN „B”

Ukraina jest jednym z sześciu krajów poradzieckich objętych programem Partnerstwa Wschodniego. Ale po czterech latach od zainicjowania Partnerstwa zostało z niego niewiele. Azerbejdżan szybko oświadczył, że nie jest szczególnie nim zainteresowany, Armenia niedawno zadeklarowała, że chce wstąpić do Unii Celnej – to struktura montowana przez Moskwę, stanowiąca konkurencję dla programów unijnych. Natomiast dialog Białorusi z Brukselą został zerwany po rozpędzeniu demonstracji powyborczych w 2010 r. Pozostały Gruzja (kraj dość oddalony od Unii), Mołdawia (największa nadzieja Brukseli) i Ukraina. Dziś już wiadomo, że Partnerstwo Wschodnie nie będzie dalej funkcjonować w kształcie z 2009 r.

A jeśli Ukraina nie podpisze umowy stowarzyszeniowej, to czy istnieje dla niej jakiś plan „B”? Na pewno należy inwestować w projekty społeczne, realizowane w tym kraju. Bohdana Kostiuk uważa, że młode pokolenie, urodzone już po upadku ZSRR, ma dość brudnych zagrywek Rosji wobec swego kraju, tych wszystkich „wojen handlowych” i szantaży. Ukraińscy biznesmeni potrzebują unijnych rynków zbytu, a dzieci elit rządzących kształcą się na Zachodzie, nie w Moskwie. Ukraina w wielu aspektach ciąży więc na Zachód.

To, czego potrzebuje dziś najbardziej, to dojrzałe elity polityczne: rozumiejące, czym jest ukraińska racja stanu i umiejące przeprowadzić reformy oraz przygotować społeczeństwo na transformację. Ale takich w Kijowie na razie nie ma. 


MAŁGORZATA NOCUŃ jest redaktorką „Nowej Europy Wschodniej”, dziennikarką „Tygodnika”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2013