Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Początek to 22 listopada ubiegłego roku. W głosowaniu za tzw. ustawą o „bestiach” głosowało 408 posłów, wstrzymało się trzydziestu, przeciw było trzech (Ryszard Kalisz, Wanda Nowicka i Przemysław Wipler). Przypomnijmy: w ustawie, zainicjowanej przez Jarosława Gowina jako ministra sprawiedliwości, chodzi o izolację szczególnie groźnych przestępców, którzy – już po odbyciu kary – będą mogli decyzją sądu trafić do zamkniętego ośrodka leczniczego, jeśli stwierdzone u nich zostaną zaburzenia psychiczne mogące skutkować popełnieniem kolejnego przestępstwa (zagrożonego karą najmniej 10 lat więzienia).
Nowe prawo ma naprawić błąd z początku transformacji. Zniesiono wówczas karę śmierci, ale nie wprowadzono dożywocia. Nowa ustawa odnosi się przede wszystkim do kilku wyjątkowo groźnych przestępców, którzy z amnestii skorzystali (na czele z Trynkiewiczem, który 11 lutego kończy odbywanie kary).
Wielka koalicja zgody narodowej wokół „sprawy Trynkiewicza” przeniosła się z ław sejmowych na życie społeczne i medialne. O ile trudno się dziwić atmosferze psychozy „ulicy”, a także korzystających z niej skwapliwie tabloidów („Polaku! Zapłacisz za mieszkanie potwora”; „Trynkiewicz będzie zabijał”), zdumiewać może pozbawiona wątpliwości zgoda pozostałych mediów, niemal wszystkich polityków i wielu ekspertów.
„Opozycja” w tej sprawie jest wyjątkowo słaba. To trzech posłów, garstka dziennikarzy, słabo słyszalne środowisko psychiatrów zwracających uwagę, że przy pomocy lekarzy tworzy się quazi-więzienia, a także jedna tak zdeterminowana karnistka, prof. Monika Płatek, która w kilku stacjach telewizyjnych przypomina, że „ustawa o bestiach” to precedens niebezpieczny.
Nie będę udawał: mam w tej sprawie same wątpliwości. Uważam, że ludzie mają prawo czuć się zagrożeni. Rozumiem tych, którzy podnoszą, że mogąca zastąpić izolację policyjna prewencja w przypadku Trynkiewicza i jemu podobnych może być utopią. A jednocześnie niepokoi mnie ta wielka zgoda. Nie tyle sama arytmetyka, raczej typ argumentacji. „Byłem przekonany, że środowiska lewicowo-liberalne w imię jakiejś obłąkanej ideologii będą chronić pana Trynkiewicza” – mówił w wywiadzie dla „Super Expressu” Jarosław Gowin.
W sporze „o Trynkiewicza” nie idzie rzecz jasna – o czym były minister wie, ale z jakichś powodów nie zamierza bawić się w „niuanse” – ani o „środowiska”, ani o ideologię, ani nawet o „pana Trynkiewicza”. Spór wyznacza podział między tymi, którzy w słusznym odruchu samoobrony skupiają się na „tu i teraz”, chcąc zrobić cokolwiek, byśmy się poczuli bezpieczni, a tymi, których wyobraźnia przekracza magiczną datę 11 lutego. To właśnie ta wyobraźnia podpowiada pytania, które, jak do tej pory, pozostają bez odpowiedzi.
Jakim prawem psychiatria i psychiatrzy mają być angażowani do organizowania placówek mających niewiele wspólnego z leczeniem?
Czy ktoś zagwarantuje, że w przyszłości przestępcy, których czyny będą mniej jednoznaczne niż ten Trynkiewicza, nie będą po odbyciu kary osadzani w „psychuszce” w imię – jakkolwiek pojmowanego – bezpieczeństwa?
Czy ktoś da gwarancję, że raz ominiętego prawa – zarzut działania prawa wstecz próbuje się w ustawie obejść stwierdzeniem, że izolacja nie dotyczy popełnionego kiedyś czynu, ale prawdopodobieństwa jego powtórzenia – nie będzie łatwiej obchodzić w przyszłości?
Oby za rok, dwa, dziesięć wielka koalicja zgody narodowej – dzisiaj pokrzepiona wysłaniem seryjnego mordercy do ośrodka odosobnienia – nie musiała odpowiadać na te pytania już bez trybu warunkowego.