Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Był 27 listopada 2004 r., w Kijowie trwał pomarańczowy festiwal wolności. Tłum na Majdanie Niepodległości skandował: „Julia, Julia”. Najjaskrawsza postać Majdanu, motor obywatelskiego zrywu – Julia Tymoszenko obchodziła właśnie 44. urodziny. Na scenie towarzyszyła jej córka Jewhenija, wówczas 24-letnia. Matka i córka – ta druga dorównująca urodą matce – przeczuwały, że zwycięstwo Pomarańczowej Rewolucji jest blisko. Pewnie w najgorszych myślach nie mogły przypuszczać, że kilka lat później jedynie garstka z tego tłumu będzie chciała walczyć o wolność niegdysiejszej ulubienicy, ze słynnym warkoczem owiniętym wokół głowy.
„Jestem gotowa oddać za nią życie, zrobić wszystko, aby ją uratować” – mówiła niedawno Tymoszenko córka w jednym z licznych wywiadów. Jewhenija jest zajęta niczym noblistka. Wyruszyła właśnie w świat z kampanią na rzecz uwolnienia matki, skazanej w politycznym procesie na 7 lat więzienia. W ostatnich tygodniach odwiedziła Strasburg, Paryż, Kopenhagę. A w minionym tygodniu w Waszyngtonie wygłosiła przemówienie w obecności senatorów, zjadła śniadanie z prezydentem Barackiem Obamą i wręczyła sekretarz stanu Hillary Clinton list od matki. W tym tygodniu 32-letnia dziś Jewhenija Tymoszenko jest spodziewana w Wielkiej Brytanii, Włoszech i Szwecji. Wkrótce może odwiedzi Warszawę.
Rodzice w areszcie
Do Londynu Jewhenija zawsze wraca jak do siebie. Spędziła tu dziewięć lat kluczowego okresu w życiu – wchodzenia w dorosłość. Dzieciństwo i młodość Żeni owiane są tajemnicą. Urodziła się w 1980 r., niespełna rok po ślubie rodziców; w domu nazywano ją „biłoczką” – od białej wiewiórki.
Julia i Ołeksandr Tymoszenko, przedsiębiorcy działający w latach 1991–1997 w branży energetycznej, chronili swą jedynaczkę, wysyłając ją do Wielkiej Brytanii na naukę, gdy miała już 14 lat. Pieniądze, zarobione w czasach dzikiego postsowieckiego kapitalizmu lat 90., inwestowali w córkę. Jewhenija ukończyła politologię z filozofią na prestiżowej London School of Economics and Political Science.
Podobno w Wielkiej Brytanii długo nie mogła się odnaleźć. Z bliskich miała przy sobie tylko babcię. W wielu wywiadach dla kolorowej prasy dawała do zrozumienia, że ma żal do matki za wysłanie jej na przymusową emigrację pod pretekstem, że „nauka jest najważniejsza”. Opływając w luksusach, dorastała sama.
Córka była słabym punktem zadziornej i wojowniczej oligarchini Julii Tymoszenko, która w połowie lat 90. zajęła się polityką i weszła do Rady Najwyższej, ukraińskiego parlamentu. W Londynie Żenia była bezpieczna, ale żyła tym, co działo się w Kijowie. Śledztwa przeciw jej rodzicom, areszty... W latach 2000–2001 odwiedzała w więzieniu najpierw ojca, potem matkę. Oboje byli podejrzani o „wypranie” milionów dolarów w założonej przez nich firmie JESU. Firma, będąca monopolistą gazowym, przynosiła miliardy dolarów dochodu – za sprawą kontaktów z Pawłem Łazarenką, który dziś siedzi w więzieniu w USA, a w połowie lat 90. był premierem i drugą osobą w państwie po prezydencie Leonidzie Kuczmie.
Gdy na przełomie wieków Julia Tymoszenko została wicepremierem do spraw energetyki i paliw w reformatorskim rządzie (wówczas) premiera Wiktora Juszczenki, zaczęła rozprawiać się z ludźmi, których niedawno jeszcze powinna była uważać za podobnych sobie. Wyrzucać z rynku pasożytniczych graczy, walczyć z korupcją. „Gazowa księżniczka” nadepnęła oligarchom z otoczenia Kuczmy na odcisk – i w 2001 r. trafiła na 42 dni do aresztu.
Tego samego, w którym 10 lat później spędzi już kilka miesięcy.
Koniec koniunktury
„Jak na studentkę, żyła w niebywale luksusowych warunkach” – wyznał w jednym z wywiadów Sean Carr, mąż Żeni Tymoszenko. Ekstrawagancki wokalista rockowy, wytatuowany, długowłosy, w skórzanej odzieży z ćwiekami, wpadł w oko młodszej o 11 lat ukraińskiej studentce. Poznali się w egipskim kurorcie w 2004 r. Brytyjczyk nie miał pojęcia, po kim Żenia odziedziczyła urodę. Dowiedział się podczas Pomarańczowej Rewolucji. Zaskoczony patrzył, jak przyszła teściowa porywa tłumy na Majdanie – niczym Rolling Stonesi na koncertach. W październiku 2005 r. Żenia i Sean pobrali się w Ławrze Peczerskiej – historycznym centrum chrześcijaństwa Rusi Kijowskiej. Pana młodego po ślubnym kobiercu prowadziła Julia, wtedy świeżo zdymisjonowana szefowa pierwszego po Pomarańczowej Rewolucji ukraińskiego rządu; Jewhenię pod rękę wziął ojciec.
Młodym się wiodło. Sean założył w Kijowie grupę metalową Death Valley Screamers, wydał pierwszą płytę i w stolicy pojawiał się na swoim harleyu davidsonie. Wystąpił podczas koncertu na kijowskim Majdanie z okazji 14. rocznicy niepodległości Ukrainy. Razem z Jewhenią mieli kilka restauracji w stolicy, prowadzili różne interesy w Dniepropietrowsku – rodzinnym mieście żony i teściów. Korzystali z politycznej koniunktury Tymoszenko matki, która jesienią 2007 r. znów objęła stery rządu.
Rodzinie przestało się powodzić po wyborach prezydenckich na początku 2010 r., w których startowała także Julia Tymoszenko. Jeszcze przed pierwszą turą po Kijowie krążyły plotki, że zwycięzca wyborów uwięzi przegranego, aby go „dobić” i raz na zawsze wyrzucić z polityki. Wygrany – Wiktor Janukowycz – znalazł na to sposób: niekorzystne dla Ukrainy kontrakty gazowe z Rosją, podpisane przez premier Tymoszenko w styczniu 2009 r., po tzw. wojnie gazowej z Rosją. W Polsce były szef rządu za narażanie budżetu na straty mógłby trafić przed Trybunał Stanu, ale odziedziczone po Sowietach prawodawstwo ukraińskie przewidywało karę więzienia. Julia Tymoszenko dostała wyrok 7 lat pozbawienia wolności; teraz przeciw niej toczą się kolejne sprawy.
„To, co się tu dzieje, jest całkowitym odwrotem od demokratycznych wartości, sprawiedliwości i wszystkiego, o co walczyliśmy podczas Pomarańczowej Rewolucji. Znów wracamy do autorytaryzmu, sowieckiego stylu rządzenia” – mówiła Jewhenija mediom po aresztowaniu matki.
Zamiast pojawiać się w kolorowej prasie, na fotografiach z przyjęć we własnych restauracjach i akcji charytatywnych, Jewhenija prowadzi teraz w demokratycznym świecie kampanię na rzecz uwolnienia matki. Bowiem, jak mówi, Julię Tymoszenko „władze chcą fizycznie zlikwidować”.
Do parlamentu jeden krok
„Na razie nie zamierzam zajmować się polityką. Ale z każdym rokiem przeżytym w Ukrainie coraz bardziej chcę uczestniczyć w życiu społecznym, spróbować coś zmienić na lepsze” – mówiła Jewhenija w 2007 r.
Do aktywności polityczno-społecznej została zmuszona. Pod koniec ubiegłego roku odebrała dowód osobisty na nazwisko Tymoszenko. Kolorowa prasa ogłosiła, że to potwierdzenie plotek o rozstaniu z Carrem, który nie odnalazł się w ukraińskich realiach. Ale politycy i politolodzy zaczęli wieszczyć, że to początek kampanii wyborczej przed wyborami parlamentarnymi jesienią 2012 r. Skoro w więzieniu jest matka – liderka partii Batkiwszczyna (Ojczyzna), tworzącej parlamentarny Blok Julii Tymoszenko – to dlaczego Jewhenija nie miałaby wykorzystać politycznego i finansowego kapitału matki?
„Priorytetem jest jej uwolnienie, ona jest liderką. Ale jeśli będzie trzeba i mama mnie o to poprosi, wystartuję w wyborach zamiast niej. Przecież teraz jest zagrożona przyszłość Ukrainy jako demokratycznego państwa” – mówiła w grudniu austriackiej gazecie „Krone”. Ale później zaprzeczyła, jakoby zamierzała startować w wyborach. Tłumaczyła, że jej jedynym celem jest uwolnienie matki. Nie wyklucza jednak, że będzie podróżować po kraju, by agitować na rzecz Batkiwszczyny.
Dziś w tournée po demokratycznym świecie młodej Tymoszenko towarzyszą politycy z ugrupowania matki. Partia przechodzi kryzys – żadne ugrupowanie wodzowskie nie jest w stanie funkcjonować bez lidera. Ponadto parlamentarna frakcja Bloku Julii Tymoszenko targana jest sporami personalnymi o przejęcie schedy po uwięzionej liderce; szeregi opuściło już kilkudziesięciu deputowanych.
***
Nad Dnieprem nic nie jest czarno-białe.
Jeśli Ukraińcy zobaczą wkrótce na plakatach Jewheniję Tymoszenko – obiecującą reformy prorynkowe i prodemokratyczne, a przede wszystkim wyrzucenie z polityki „dyktatora” Wiktora Janukowycza – być może jej zaufają. Choć Ukraina ma system prezydencki, zwycięstwo obecnej opozycji w wyborach parlamentarnych może uratować Radę Najwyższą, jako ostatnią już ostoję kulawej ukraińskiej demokracji.