To nie Bóg, to ludzie

Czym sobie na to zasłużyliśmy – pytają mieszkańcy ugandyjskich wsi dotkniętych zmianami klimatu. Wielu z nich widzi w tym karę zesłaną przez samego Boga

26.11.2013

Czyta się kilka minut

Na zdjęciu Constance Achom Okollet / Fot. Grażyna Makara
Na zdjęciu Constance Achom Okollet / Fot. Grażyna Makara

Nazywam się Constance Achom Okollet, tak jak wszyscy w mojej wsi utrzymuję się z uprawy ziemi. Mam ośmioro rodzeństwa i jestem matką siedmiorga dzieci. Mieszkamy we wsi Asignet, w parafii Kayoro, w Ugandzie. Wiedziemy proste życie. Nasze domy mają ściany z lepionej gliny, są pokryte liśćmi trawy, ponieważ materiały budowlane są bardzo drogie. W mojej wsi nie ma prądu, bieżącej wody i kanalizacji. Uprawiamy maniok, sorgo, słodkie ziemniaki, mango oraz inne owoce i warzywa. Wszystko, czego potrzebujemy, rośnie dookoła nas. Nasza ziemia jest bardzo żyzna. Jeśli są odpowiednie warunki, nie mamy problemu z zaopatrzeniem w żywność. Nadwyżki sprzedajemy, dzięki czemu możemy zapłacić za odzież, opiekę medyczną i szkołę dla dzieci.

POWÓDŹ, SUSZA, GŁÓD

Do niedawna żyliśmy bez zmartwień. W 2007 roku nasze życie się zmieniło. Przyszła powódź, która zmusiła nas do ucieczki. Kiedy po dwóch tygodniach wróciliśmy, okazało się, że woda zmiotła naszą wioskę z powierzchni ziemi. Nie został żaden dom. Zwierzęta utonęły, część naszych upraw została wypłukana, a to, co zostało, zgniło. Wszystko, co posiadaliśmy, zostało zniszczone. Z pomocą sąsiadów zabraliśmy się za odbudowę. Posprzątaliśmy i zaczęliśmy wszystko od początku. Gdy woda ustąpiła, pojawiły się problemy z wodą pitną, ponieważ powódź wypłukała latryny. Ludzie zaczęli umierać na cholerę. Rozprzestrzeniła się czerwonka i malaria, która szczególnie dotknęła najmłodszych. Ponieważ wielu ludzi nie miało domostw i chroniło się w tymczasowych schronieniach, efektem powodzi był także wzrost zachorowań na AIDS.

Gdy tylko ziemia wyschła, zasialiśmy ziarno. Pojawiły się pierwsze pędy. Byliśmy pełni nadziei, wydawało się, że wszystko idzie ku dobremu. Na próżno. Przez następne pół roku nie spadła ani jedna kropla deszczu. Nowe sadzonki wyschły. Pozostaliśmy bez środków do życia. Bardzo szybko pojawił się głód. Kobiety wychodziły coraz dalej w poszukiwaniu drzewa na opał i wody, spędzając całe dnie w drodze. Spały po kilka godzin dziennie, ponieważ po powrocie musiały jeszcze zająć się gospodarstwem i przygotowaniem posiłków. W czasie suszy wszyscy cierpią głód, budzą się i zasypiają głodni. Pomoc sąsiedzka zanikła, każdy troszczył się tylko o siebie. Znowu pojawiły się choroby. Niedożywione dzieci były tak słabe, że przysypiały ze zmęczenia w szkole.

Jeśli żywności nie wystarcza dla wszystkich, matki karmią przede wszystkim swoje dzieci. Mężczyźni, którzy wychodzą z domu w poszukiwaniu jedzenia, często wracają z pustymi rękami. W domu oczekują jednak od kobiet, że będzie jedzenie na stole. Takie sytuacje często prowadzą do przemocy w rodzinach.

Razem z sąsiadkami zastanawiałyśmy się często, czym sobie na to wszystko zasłużyliśmy. Wielu ludzi w naszej wsi uważa, że powodzie, susze i głód to kara zesłana przez Boga. Niektórzy twierdzą, że rodzi się zbyt wiele dzieci i że Bóg w ten sposób zmniejsza ich liczbę.

WINNE ZMIANY KLIMATU

Dwa lata po tych zdarzeniach w pobliskim mieście pojawili się ludzie z fundacji Oxfam. Na spotkaniu z nimi po raz pierwszy usłyszałam o zmianach klimatu. Zapytałam więc, co one dla nas oznaczają. Powiedziano mi, że zmiany klimaty wywołane są przez kraje rozwinięte, a ich efekty odczuwamy tutaj, w Ugandzie. Pory roku, do których przywykliśmy, stały się nieprzewidywalne, uniemożliwiając pracę na roli. Zrozumiałam wtedy, że to nie Bóg, ale człowiek sprowadził na nas te nieszczęścia.

Po spotkaniu wróciłam do wioski i opowiedziałam wszystkim o zmianie klimatu i jego przyczynach. O dwutlenku węgla i zanieczyszczeniu powietrza, które niszczy nasze plony. Początkowo wszyscy się zmartwili, później jednak pojawiła się nadzieja, ponieważ zrozumieliśmy, że jeśli człowiek spowodował te zmiany, to także on może je cofnąć. Może ludzie w innych krajach nie wiedzą, co dzieje się w naszej wiosce – mówili wszyscy. ­Jeśli z nimi porozmawiamy i pokażemy im, jak wygląda nasza sytuacja, zrozumieją to i zmienią swoje postępowanie. Różnimy się kolorem skóry, mówili, ale płynie w nas ta sama krew. Zrozumieliśmy, że jeśli zmniejszą się emisje gazów cieplarnianych, to klimat i nasze życie wróci do normy. Jeśli susze, powodzie i postępujące za nimi choroby wciąż będą nas nawiedzać, nie doczekamy się kolejnego pokolenia w naszej wiosce.

Deszcze i postępująca za nimi pora sucha to naturalna kolej rzeczy w Ugandzie. Zmiany klimatu sprawiły jednak, że padają one dużo częściej i są trudniejsze do przewidzenia. Zaskakują nas. W ostatnim roku obsadziłam trzy akry sadzonkami drzew granatu. Pojawiły się pąki, ale nadeszły deszcze i wszystko zgniło. Podobnie jest u innych farmerów – próby uprawy roślin przeważnie kończą się w podobny sposób. Podnosimy się i w chwilę później susze i deszcze sprowadzają nas do ­punktu wyjścia.

Dawniej pory roku wyglądały zupełnie inaczej. Sadziliśmy w marcu i zbieraliśmy w czerwcu. Drugi sezon zaczynał się w sierpniu, a zbiory następowały w grudniu. W ten sposób mieliśmy co jeść przez cały rok. Teraz uprawa roli to wielka niewiadoma. Porównujemy to często do gry hazardowej. Sadzimy nie mając gwarancji, że uda nam się zebrać plony. Zasiewamy pola nie wiedząc, jaki będzie efekt. Ponieważ jedyne dochody, jakie mamy, płyną z rolnictwa, ludzie stają się coraz biedniejsi. Często cierpimy głód. Ludzie są osłabieni, ponieważ zmniejszyła się ilość i różnorodność żywności. Młodzi ludzie są słabsi niż starsi. Ale ci także umierają dużo wcześniej niż kiedyś. W mojej wsi nie ma nikogo starszego niż 70 lat. Śmiertelność dzieci poniżej piątego roku jest bardzo wysoka.

Problemy związane ze zmianą klimatu występują w całej Ugandzie. Na wschodzie kraju zaczęły pojawiać się lawiny błotne i osuwiska ziemi. W ostatnich latach zdarzają się one prawie co miesiąc. Niedawno jedna z nich zalała trzy wsie, w tym szkołę z dziećmi i przychodnię. Zginęło wtedy wielu ludzi. Ostatnia taka lawina miała miejsce we wrześniu. Pochłonęła całą wieś. Nie pamiętam, by wcześniej miało to miejsce.

Ludziom w miastach powodzi się lepiej. Większość z nich jest wykształcona i ma pracę. Jeśli jednak sytuacja na wsi będzie się dalej pogarszać, dotknie ona także ludzi w miastach. Obecnie z powodu nieurodzaju ceny żywności tak na wsi, jak i w mieście są bardzo wysokie. Jedzenia na wsiach jest tak mało, że sąsiedzi nie chcą sprzedawać go potrzebującym. Nawet więc jeśli masz pieniądze, nie jest łatwo dostać coś do jedzenia.

Podobnie dzieje się w wielu miejscach na całym świecie. Zmiany klimatu doświadczają wszystkich, ale najmocniej cierpią najbiedniejsi. Coraz trudniej nam utrzymać się z rolnictwa. W mojej wsi musimy więc wymyślić coś innego. Dlatego tak ważna jest dla nas pomoc, która pozwoliłaby nam na przykład zbudować kurze fermy, być może rozpocząć hodowlę kóz i owiec. Dzięki temu nasza wieś zdobyłaby pieniądze na edukację dla dzieci i na lepsze życie. Moglibyśmy także otwierać małe firmy, które zapewnią nam przetrwanie. Na to jednak potrzebny jest kapitał.

Wydaje mi się, że przekonanie bogatych państw do zmniejszenia emisji będzie bardzo trudne. Dlatego musimy mówić im o naszej sytuacji i pokazywać, jak zmienia się nasze życie. Nie będzie to łatwy proces, ale wierzę, że za pięćdziesiąt lat wszystko wróci do normy. Mam w sobie bardzo dużo nadziei. Jestem chrześcijanką i wiem, że nie ma rzeczy niemożliwych, jeśli wierzysz w Boga. Wierzę, że ludzie przejrzą na oczy i uświadomią sobie konsekwencje własnych działań.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2013