Teolog wśród małp

Czy potrzebujemy religii, by zachowywać się moralnie? Czy etyka teologiczna może podjąć dialog z biologią? Dzięki książce „Bonobo i ateista” mamy świetną okazję do rozpoczęcia dyskusji na ten temat.

05.10.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. Anup Shah / CORBIS
/ Fot. Anup Shah / CORBIS

Po Karolu Darwinie etyka przestała być wyłącznie domeną filozofów i teologów. Badacze innych dziedzin odpowiadają na pytanie: „jak ewolucja »wyjaśnia« moralność?”. Pytanie to dotyczy dwóch zagadnień: do jakiego stopnia ewolucja jest w stanie wyjaśnić genezę moralności i do jakiego stopnia może uzasadnić etykę.
Można się spotkać z trzema stanowiskami wyznaczonymi przez stosunek do problemu „jest-powinno być”. Skrajni etiolodzy (hyper-Darwinists) uważają, że jedyne, co można badać, to zachowania. „Silni” darwiniści filozoficzni twierdzą, że nauka pokazuje nie tylko mechanizmy poznania moralnego, ale mówi też coś o powinnościach i wartościach. „Słabi” darwiniści mówią natomiast, że wiedza o świecie naturalnym pomaga zrozumieć, jak i dlaczego zaczęliśmy się troszczyć o siebie nawzajem i dążyć do osiągania moralnych rezultatów naszych działań. Podkreślają jednak, że nauka nie mówi nic na temat powinności.
Wszystkie te zagadnienia podejmuje w książce „Bonobo i ateista. W poszukiwaniu humanizmu wśród naczelnych” (właśnie ukazała się w polskim przekładzie) światowej sławy prymatolog prof. Frans de Waal. Autor już w tytule określa swój światopogląd, ale w całej książce „odcina się” od krytyki religii uprawianej przez „nowych ateistów” – takich jak Sam Harris, Richard Dawkins czy Christopher Hitchens – którzy są przekonani, że religia jest irracjonalna, a świat byłby lepszy, gdyby udało się przyśpieszyć jej upadek. De Waal stroni od uproszczeń, uważając takie poglądy za przejaw „seryjnego dogmatyzmu”. Jego książka pozwala również przełamać tradycyjny chrześcijański obraz ateisty jako człowieka z defektem intelektualnym czy moralnym. To pierwsza przestroga dla „zelotów” po obu stronach debaty religia–nauka: są różni teiści – i różni ateiści.

Szympansy i ludzie

Druga przestroga dotyczy naszej reakcji na fakt, że jesteśmy bardziej podobni do małp niż do aniołów. Kiedy w 1835 r. małpy człekokształtne wystawiono na pokaz w londyńskim zoo, królowa Wiktoria uznała, że są one „boleśnie i nieprzyjemnie ludzkie”. Dzisiaj wiemy, że DNA małp człekokształtnych i ludzi są niemal identyczne. Jak dotąd neurobiologia nie znalazła choćby jednego obszaru ludzkiego mózgu bez odpowiednika w małpim. Ta „zaskakująca” ciągłość nie jest jednak poważnym wyzwaniem dla wiary – przynajmniej w katolicyzmie. To polemika de Waala ze zwolennikami tzw. teorii fasady, której twórca T.H. Huxley. Ludzi można uważać albo za „z natury” dobrych, lecz zdolnych do czynienia zła, albo „z natury” złych, lecz zdolnych do czynienia dobra. Katolicyzm optuje za tą pierwszą antropologią, teoria fasady za drugą.
De Waal podkreśla, że nasza psychiczna natura pozostaje naturą żyjącego w stadzie ssaka naczelnego. Żeby jednak zrozumieć genezę ludzkiej moralności, należy uważnie przyjrzeć się szympansom zwyczajnym i bonobo, czyli szympansom karłowatym (na tle innych małp naczelnych bonobo są najbardziej pokojowe i empatyczne). Oba gatunki dzielą z nami większość materiału genetycznego, ale w taki sposób, że tylko my mamy geny ich obu. Jeszcze 6–7 mln lat temu w Afryce żył nasz wspólny przodek. Człowiek jest zatem „małpą dwubiegunową”, dziedziczącą geny i temperament po obu.

Rewolucje to nasza specjalność

Nie wyrzekając się naszej ewolucyjnej przeszłości, musimy pamiętać o granicach takich analogii. To klucz do oceny koncepcji moralności promowanej przez de Waala. Według naukowca jej biologiczne podstawy sprowadzają się do pomagania i powstrzymywania się od krzywdzenia innych. Te naturalne inklinacje to jednak za mało. Antropolodzy podkreślają, że gdziekolwiek przybywali Homo sapiens, tam wymierała ludność tubylcza. Zniknęli przedstawiciele Homo soloensis (50 tys. lat temu), Homo denisova (40 tys. lat temu), neandertalczycy (30 tys. lat temu). Ostatni karłowaci ludzie, mieszkający na wyspie Flores, „zniknęli” 12 tys. lat temu. Musi więc istnieć jeszcze inna specyfika naszego gatunku.
Gdy porównujemy pojedynczego człowieka do pojedynczego szympansa, odczucie angielskiej królowej staje się zrozumiałe. Różnice zaczynają się, gdy porównujemy większe grupy – np. te liczące po 1–2 tys. osobników, kiedy nasuwa się wręcz myśl, iż ludzie i małpy „nie pochodzą z tej samej galaktyki”. W warunkach naturalnych typowa gromada szympansów składa się z 20–50 osobników. Grupy o większych rozmiarach naznaczone są niestabilnością i tylko w kilku przypadkach zoolodzy zaobserwowali gromady liczące ponad 100 osobników.
Zła wiadomość jest taka, że poszczególne małpie hordy rzadko ze sobą współpracują: nie tylko rywalizują o terytoria i pożywienie, ale prowadzą długie wojny o charakterze „ludobójczym”. Gdybyśmy zgromadzili tysiące szympansów na stadionie czy w siedzibie ONZ, rozpętałoby się krwawe pandemonium. „A przecież – co podkreśla izraelski antropolog Yuval Harari – przedstawiciele Homo sapiens regularnie tysiącami się w takich miejscach zbierają. Pospołu tworzą uporządkowane struktury – takie jak sieci handlu, zbiorowe święta i uroczystości, instytucje polityczne – których nigdy nie utworzyliby w pojedynkę”.
Choć na zachowanie zwierząt oddziałują nie tylko czynniki genetyczne, ale także warunki środowiskowe i jednostkowe przypadki, rewolucje społeczne w ich życiu zdarzają się rzadko, i w długich odstępach czasu. Aby w ich zachowaniu społecznym mogły nastąpić istotne zmiany, konieczne są mutacje genetyczne – gdyż w stabilnym środowisku zwierzęta należące do tego samego gatunku na ogół zachowują się w podobny sposób. Jak podkreśla Harari, „samice szympansa zwyczajnego nie są w stanie podpatrzyć swoich kuzynek z gatunku bonobo i wszcząć feministyczną rewolucję. Samce szympansa nie potrafią zwołać zgromadzenia konstytucyjnego, by obalić urząd samca alfa i ogłosić, że odtąd wszystkie szympansy mają być równo traktowane”. Tylko Homo sapiens potrafią ze sobą współpracować z daleko posuniętą elastycznością i z niezliczoną liczbą znajomych.
Choć potrafimy przekroczyć barierę między „ja” i „my”, to generujemy konflikty na osi „my–oni”. Biologia pomogła nam wytworzyć lojalność w obrębie własnego „plemienia”, ale, jak pokazują badania amerykańskiego psychologa Joshuy Greene’a, „nie pozwala nam” zobaczyć w „obcych” – bliźnich. Wydaje się również, że de Waal przecenia naszą zdolność do bycia naturalnymi egalitarianami.
Jeśli jednak szukamy „rodziny” ponad plemienną różnorodnością i uniwersalnej moralności, to czas na pytanie o religię.

Religia nie stoi w miejscu

Związek religii, moralności i ewolucji jest złożony. Zasadnicza teza książki de Waala brzmi: „moralność powstała pierwsza, a współczesna religia się pod nią podpięła. Wielkie religie nie zostały wynalezione, by przekazać nam prawo moralne, lecz po to, żeby je podtrzymywać”. Autor podkreśla, że „wszystko, co ludzie gdziekolwiek osiągnęli – od architektury po muzykę, od sztuki po naukę – rozwijało się w powiązaniu z religią, nigdy osobno. Nie dowiemy się więc, jak moralność wyglądałaby bez religii. Wymagałoby to wizyty w takiej kulturze, która nie jest i nigdy nie była religijna. Fakt, że takie kultury nie istnieją, powinien dać nam do myślenia”.
Nie oznacza to, że religia musi przetrwać. Nie wystarczy też jednak tylko zadeklarować „aktu zgonu Boga”. Nikt nie może więc powiedzieć, że wie, jak będzie, choć de Waal ma nadzieję, że „eksperyment z sekularyzacją”, jaki podjęła Europa Północna, odniesie sukces. Z jego prognozą jest ten kłopot, że w uproszczony sposób opisuje, co umiera w tradycyjnie chrześcijańskiej Europie. Niewątpliwie obserwujemy tu koniec nowożytnej postaci religii (zachodniego chrześcijaństwa), ale niekoniecznie zanik samej wiary. Na naszym kontynencie pojawiają się też inne religie, trudno więc mówić jedynie o tryumfie „laickiego humanizmu”.
Nie trzeba być ateistą, żeby zgodzić się z tezą, że moralność bez Boga jest możliwa, ale ona też zakłada wiarę. Czy tę wiarę lepiej uzasadnia religia, czy jakaś naturalistyczna teoria, pozostaje kwestią sporną. Nauka nie jest tu wyłącznym arbitrem.
Jak na razie humanizm nie był w stanie wygenerować „metamoralności”, a jeśli podszywał się pod religię, agresywnie ją zwalczając, była to „moralność” uzasadniająca totalitaryzm. Niewykluczone, że przeznaczeniem „małpy dwubiegunowej” jest spojrzenie na siebie „oczami Innego”, to jednak oznacza, że Bóg nie przychodzi do nas jako „fakt”, lecz jako możliwość, wyzwanie, zaproszenie i zachęta. Religia nie ewoluuje tak jak nauka, ale i nie stoi w miejscu.
Jeśli nie będziemy obstawać przy uproszczonej formie darwinizmu i chrześcijaństwa, poglądy de Waala mogą nas zbliżyć nie tylko do małp, ale i Boga. Nie jest to Bóg nagrody i kary, nie jest to również Bóg zapewniający społeczną jedność. Jak podkreśla francuski jezuita François Euvé: „to Bóg, który wzywa. Wezwanie może być usłyszane lub nie. Nie ma instancji, która mogłaby zmusić do udzielenia odpowiedzi”.
To fundamentalizm myli wiarę z wiedzą. „Miłość nieprzyjaciół” i „godność wszystkich ludzi” łatwiej wcielić w życie, wiedząc, że nie tylko Bóg tego od nas oczekuje; ale bierze w tym udział. Bycie osobą dojrzałą religijnie nie jest jednak „zakodowane w genach”, i nie jest tym samym, co dogmatyzm. Druga strona medalu jest wtedy bardziej zrozumiała: „ze wszystkich złych ludzi najgorsi są pobożni źli ludzie”. Religia i ateizm miewają takich „wyznawców” i należy im współczuć.
Lektura „Bonobo i ateisty” jest świetną okazją do tego, żeby zadać sobie pytanie, czy etyka teologiczna może podjąć dialog z biologią, nie ignorując jej, ale też nie popadając w zależność od niej? Żeby być chrześcijaninem, nie trzeba wyznawać „teorii fasady”, ale żeby być katolikiem, nie wystarczy żyć „zgodnie z naturą” – należy żyć „zgodnie z byciem osobą”. Czy humanistą można zostać w inny sposób? Jeśli nie, to zostajemy z następującą sugestią: „Czy darwinista musi być chrześcijaninem? Nie, ale spróbuj zrozumieć tych, którzy nimi są. Czy chrześcijanin musi być darwinistą? Nie, ale miej świadomość, jak wiele stracisz, jeśli nie podejmiesz tego wysiłku”.
Kto powiedział, że już wiemy, co to znaczy, że jesteśmy obrazem Boga?

Frans de Waal, „BONOBO I ATEISTA. W POSZUKIWANIU HUMANIZMU WŚRÓD NACZELNYCH”, tłum. Krzysztof Kornas, Copernicus Center Press, Kraków 2014
Ks. prof. Michał Heller: Wiele osób mylnie sądzi, że religia musi pozostawać w konflikcie z nauką. Wiotkość takich poglądów ujawnia się natychmiast, gdy tylko odpowiedzialna nauka spotka się z pogłębioną teologią. Temu ma służyć cykl pt. „Nauka i religia”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, psychoterapeuta, publicysta, doktor psychologii. Dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie. Członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Autor wielu książek, m.in. „Wiara, która więzi i wyzwala” (2023). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2014