Szklany sufit spada na głowę

Przegrane referendum i skandal w zespole Macierewicza – ostatnie dwa tygodnie były dla PiS-u jak wybuch bomby burzącej. Jeden z jego posłów skomentował to westchnieniem: „Rany, było tak blisko i znów sufit zwalił nam się na głowę”.

21.10.2013

Czyta się kilka minut

Antoni Macierewicz (PiS), przewodniczący „Parlamentarnego Zespołu ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154M z 10 kwietnia 2010 r.”, podczas konferencji prasowej. Warszawa, 17 października 2013 r. / Fot. Witold Rozbicki / REPORTER
Antoni Macierewicz (PiS), przewodniczący „Parlamentarnego Zespołu ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154M z 10 kwietnia 2010 r.”, podczas konferencji prasowej. Warszawa, 17 października 2013 r. / Fot. Witold Rozbicki / REPORTER

Rzeczywiście było nieźle. Dobra seria lokalnych zwycięstw: Rybnik, Elbląg, Podkarpacie. Przed referendum w Warszawie nastroje partyjne były wyśmienite. Sondaże do końca dawały nadzieję na zwycięstwo.

WIATR W ŻAGLE

Wiktoria w stolicy smakowałaby podwójnie. PiS w dużych miastach, zwłaszcza tutaj, raczej nie wygrywa – to raz. Dwa: odwołanie Hanny Gronkiewicz-Waltz byłoby osobistą klęską Donalda Tuska. To on uspokajał wszystkich w Platformie, że z referendum nic nie wyjdzie. Uważał nawet, że niezadowoleni z rządów pani prezydent nie zdołają zebrać podpisów. Gdy podpisy zostały zebrane, zgodził się w końcu oddelegować do Ratusza partyjnych specjalistów od PR, którzy mieli pomóc pani prezydent się pozbierać.

Od tego czasu działania Gronkiewicz-Waltz nabrały sensu. Pani prezydent zaczęła pojawiać się publicznie, rozmawiać z ludźmi, nie unikała mediów, kilku nieudolnych urzędników straciło posady. Jednak do samego końca wynik nie był pewny. A strategia PO – polegająca na nawoływaniu do bojkotu głosowania – bardzo ryzykowna.

Polityk związany z PiS: – Gdyby premier wtopił w Warszawie, jego pozycja w PO znacznie by osłabła. Zaczęłyby się pytania, czy ciągle jest taki nieomylny? Czy może podnieść partię z kłopotów? Czy jego czas się przypadkiem nie skończył? To szczególnie ważne, bo akurat teraz PO wybiera regionalnych baronów. Tusk walczy, by jak najwięcej jego ludzi wygrało te wybory. Referendum w Warszawie dodało mu wiatru w żagle: uwierzył, że może skutecznie powalczyć o trzecią kadencję. To dla nas bardzo zła wiadomość.

SPUSZCZANIE POWIETRZA

Jarosław Kaczyński w referendalną niedzielę koło południa tryskał optymizmem.

Polityk PiS: – W wąskim gronie mówił, że jest spokojny o wynik. On ma niesamowity słuch polityczny, a jednak tym razem się pomylił. Około 13.00–14.00 zaczęły przychodzić pierwsze sondaże, wynikało z nich, że się nam nie udało.

Natychmiast pojawiło się pytanie: „Dlaczego?”.

Zgłaszany przez partię a to na premiera, a to na prezydenta Warszawy Piotr Gliński napisał do prezesa Kaczyńskiego dwustronicową notatkę, w której skrytykował kampanię referendalną. Choć nazwisko w niej nie padło, był to atak na rzecznika partii Adama Hofmana, który za nią odpowiadał. Sam Hofman odpowiedział swoją notatką, która liczyła pięć stron. Przekonywał, że zrobiono wszystko, co było tylko można, i że więcej głosów Warszawie nie udałoby się zebrać. Swoją analizę dorzucił też prof. Tomasz Żukowski, socjolog, który trzymał stronę Glińskiego.

Poseł PiS: – Żukowskiemu sekundowała cała „grupa profesorska” w PiS-ie, a więc m.in. Barbara Fedyszak-Radziejowska i Zdzisław Krasnodębski. Oni nie cenią Hofmana, uważają, że celowo wystawił w ostatnim etapie kampanii na pierwszy plan Piotra Glińskiego, po to by go osłabić.

Co zrobił prezes?

– Rozmawiał z Glińskim, Żukowskim i Hofmanem.

Była awantura?

– Raczej klasyczne spuszczenie powietrza. Prezes pozwolił się wszystkim wygadać i na razie zamknął temat.

POWIAŁO ADAMEM

Z naszych informacji wynika, że referendalna impreza w Warszawie kosztowała partię okrągły milion złotych. Klęska jest więc tym trudniejsza do przełknięcia.

Jak do niej doszło?

Niechętni Hofmanowi politycy uważają, że przespał moment do aktywnego włączenia się do kampanii. Zupełnie nie zauważył, że Gronkiewicz-Waltz zaczyna skuteczną wojnę obronną.

Poseł PiS: – W dodatku Adam kompletnie nie wyczuwa Warszawy. To jest miasto antypisowskie. Ludzie nie lubią HGW, ale jeszcze bardziej nie lubią nas. Epatowanie prezesem i Piotrem Glińskim, używanie symbolu „W”, to klasyczny strzał w stopę.

Zwolennik Hofmana: – To jest stara śpiewka. Wygrajmy, ale udawajmy, że nie jesteśmy PiS-em? Schowajmy prezesa do szuflady? Ile razy tego próbowaliśmy? Ile razy na tym przegraliśmy?

Przeciwnicy Hofmana dodają jednak, że tak naprawdę w tej kampanii rzecznik partii walczył bardziej o siebie, a nie o Warszawę.

– Kiedy ukazała się informacja w tygodniku „Wprost” na temat obyczajowych wyskoków rzecznika na Podkarpaciu, Adam był przekonany, że to jego koniec w partii. Przerażony, w środku nocy pojechał na Żoliborz do domu prezesa. Tłumaczył się ze swojego zachowania, miał podobno łzy w oczach – mówi polityk PiS.

Jeden z posłów PiS dodaje: – Jeśli coś zrobiło na Kaczyńskim wrażenie, to właśnie skandal z Podkarpacia.

Był wściekły?

– Proszę pana, to jest kulturalny, skromny człowiek z Żoliborza. Jemu takie numery nie mieszczą się w głowie! On nie mógł w to uwierzyć!

Właśnie na tym „nie mógł w to uwierzyć” zaczęto budować strategię obronną Hofmana. W partii pojawiły się informacje, że za publikacją „Wprost” stoją jakieś ciemne, związane z byłymi WSI, siły.

A prezes, jak wiadomo, chętnie słucha takich opowieści.

REJS PO MAZOWSZU

Sam rzecznik przeszedł do ofensywy.

– Przybiegł do prezesa z całą strategią aktywnej kampanii. Zaczęły się rozmowy o banerach, spotach i konferencjach – mówi ważny działacz PiS.

Zadziałało?

– Doskonale – słyszę. –Trzeba znać naszego prezesa. On nie cierpi bezruchu, bierności. Uwielbia każdy ruch. Kiedy prezes jeździ po Polsce, to nie dlatego, że tak trzeba, ale dlatego, że on tak chce i tego potrzebuje.

Nie męczy go to?

– Dodaje energii, czasami w weekend potrafi poprosić swojego kierowcę: „Przejedźmy się po Mazowszu”. Wsiadają wtedy do auta, prezes na przednim siedzeniu pasażera. I jeżdżą sobie po okolicach Warszawy. A więc pojawienie się Hofmana z „pomysłem” na ostrą kampanię wywołało entuzjazm Jarosława. Problem w tym, że Adamowi nie chodziło o kampanię, ale o przeżycie.

LOT NIETOPERZY

Ostatni etap referendalnego boju o Warszawę był rzeczywiście niezbyt udany.

Fachowiec od PR: – Na czym to polegało? Kaczyński z Glińskim pojawiali się w różnych miejscach stolicy, w czarnych płaszczach jak dwa nietoperze i straszyli: że trzeba będzie płacić za przejazd mostem Łazienkowskim albo że nad Ursynowem lata za dużo samolotów. Odbiór przez publiczność był jednoznaczny: „O co chodzi tym facetom? Znów chcą się załapać na jakiś stołek?”. To było bardzo korzystne dla PO, która mogła tryumfalnie powiedzieć, że za polityczną „hucpą” stoi zimny partyjny rachunek: „Głosujesz przeciw Hance? Nie! Głosujesz za Kaczyńskim, Glińskim, Macierewiczem! Tego chcesz?”. A wiadomo, że Warszawa akurat tego nie chce.

Po przegranej politycy PiS nadal utrzymywali bardzo agresywny ton. Pojawiły się oskarżenia o zastraszanie warszawskich urzędników przez Ratusz przed głosowaniem, o łamanie demokracji i porównania do Białorusi.

Wszystko było krzykliwe, ale jednocześnie puste, bo PiS nie potrafił przedstawić na poparcie ostrych tez żadnych przekonujących dowodów.

Krytyka spadła na partię ze wszystkich stron, nawet – co było szczególnie przykre – ze strony związanego z ojcem Rydzykiem „Naszego Dziennika”, który z PiS sympatyzuje.

Dziennik wypunktował błędy w kampanii: literę „W”, strategię patriotyczno-historyczną, która zdominowała ważne dla warszawiaków problemy, wysunięcie na pierwszy plan Piotra Glińskiego, parcie na szkło w wykonaniu Hofmana, który powinien zdaniem dziennika raczej unikać mediów po swojej podkarpackiej wpadce.

Co ciekawe, dostało się także samemu prezesowi, który „pretensjonalnym tonem wypowiedzi” na konferencjach potwierdzał tylko narrację PO, straszącą powrotem PiS.

„PiS i lider partii po raz wtóry od kilku lat trwonią kapitał polityczny, z takim trudem przecież budowany” – napisał „ND”.

Polityk PiS: – Prezes kazał ustalić, czy tekst był tylko wybrykiem dziennikarza, czy też wiedział o nim o. Tadeusz Rydzyk. Odpowiedź brzmiała, że ojciec dyrektor wiedział o tej publikacji.

ODLOT ANTONIEGO

Jako że nieszczęścia lubią chodzić parami, do referendalnej klęski PiS dołączyły się także kłopoty zespołu parlamentarnego Antoniego Macierewicza.

Zaczęło się od fotografii skrzydła, którą w swoich prezentacjach pokazywali – jako dowód – eksperci Macierewicza. Fachowcy z zespołu Macieja Laska – czyli twórcy rządowego raportu Komisji Millera – odkryli, że zdjęcie zostało wyretuszowane, tak by potwierdzać tezę o wybuchu. Oskarżyli swoich adwersarzy o fabrykowanie dowodów.

Poprosiłem o komentarz w tej sprawie Piotra Lipca, jednego z członków zespołu Laska: – Nie będziemy działali na zasadzie akcja-reakcja, ale jesteśmy do dyspozycji mediów. – Tym razem zareagowaliśmy na sfałszowane zdjęcie. A zdjęcie jest warte tysiąca słów – powiedział.

Ludzie Laska najpierw zdecydowali się przerwać wielomiesięczne milczenie. Teraz są właściwie w każdej chwili dostępni dla mediów i nie unikają wchodzenia w zwarcie z fachowcami Macierewicza. Ta strategia zaczyna powoli przynosić efekty i przebijać się do mediów. Nie tylko Macierewicz mnoży wątpliwości, ale i jego prace są recenzowane na bieżąco.

Sam zespół posła PiS ewidentnie stracił impet. Ciągle obiecuje nowe, rewolucyjne dowody, a kończy na powtarzaniu tej samej „wstępnej hipotezy”, że o katastrofie „przesądziła eksplozja niszcząca samolot w momencie jego odejścia na drugi krąg”.

Co poza tym?

Teza o „przejęciu naprowadzania samolotu przez ośrodek decyzyjny w Moskwie z pominięciem kontroli lotów lotniska” – trudna do obrony, bo komendy wydawali kontrolerzy lotu ze Smoleńska, a nie z Moskwy, co słychać na taśmach.

Argument o „uniemożliwieniu zamknięcia lotniska i odesłania ­TU-154 na lotnisko zapasowe” – też raczej trudny do obrony. Kontrolerzy mówili przecież, że w Smoleńsku nie ma warunków do lądowania.

Fakt „przekazywania polskiej załodze fałszywych informacji i komend”, czyli informacji, że samolot jest na kursie i ścieżce, choć na niej nie był – pokazała także komisja Millera.

To były konkluzje ostatniej debaty zespołu. Trudno nie odnieść wrażenia, że jest to dreptanie w miejscu.

Skoro nie ma nic nowego, „newsem” stają się kłopoty techniczne. Zagraniczni eksperci mają problemy z połączeniem się z salą Sejmu przez internet. Ktoś robi głupi dowcip i „dzwoni” do zespołu jako Władimir Putin.

Co robi Antoni Macierewicz? Skarży się prokuraturze na zmasowany atak hakerów podczas konferencji zespołu, a następnego dnia chce, by decyzją Tuska o powołaniu zespołu Laska zajął się Trybunał Konstytucyjny.

ODPŁYW ROŃDY

Na domiar złego w Telewizji Trwam pojawia się ekspert zespołu Jacek Rońda, który przyznaje, że podczas występu w TVP oszukiwał widzów. Piotrowi Kraśko opowiadał bowiem o rosyjskim dokumencie, mającym świadczyć o tym, że załoga nigdy nie zeszła poniżej stu metrów. Teraz mówi, że to był blef, że takiego papieru nigdy nie miał.

Kłamstwo naukowca rzuca cień na cały zespół Macierewicza. Nawet ludzie, którzy do tej pory popierali ideę naukowej dyskusji między fachowcami od Laska i od Macierewicza, czują niesmak. Prezes PAN, prof. Michał Kleiber – gorący zwolennik dialogu – mówi, że „zawiesza” pomysł debaty ekspertów na temat katastrofy ze względu na „skumulowane emocje”, które uniemożliwiają merytoryczną dyskusję.

– Nie mam najmniejszej wątpliwości, że do rozmowy musi dojść – podkreśla jednak Kleiber.

ZIMNY PRYSZNIC

Nie ma wątpliwości, że ostatnie dwa tygodnie są fatalne dla PiS.

Poseł PiS: – Wiem, że to głupie, ale myśmy po kątach spekulowali, kto zajmie jakie stanowisko w „naszym” rządzie. Jasne, że do wyborów jeszcze kawał czasu, ale takie rozmowy świadczyły o entuzjazmie w partii, o tym, że nareszcie uwierzyliśmy w zwycięstwo. Doszliśmy do wniosku, że szklany sufit – czyli głosy naszego twardego elektoratu – da się uchylić, że możemy pójść szerzej. Teraz przyszedł zimny prysznic.

Rzeczywiście powody do radości PiS miał. PO w wewnętrznym kryzysie, notowania rządu ciągle fatalne. Według najnowszego sondażu TNS Polska 77 proc. badanych krytykuje pracę gabinetu, zaś 73 proc. pracę premiera. Co więcej: dane CBOS mówią, że Donaldowi Tuskowi nie ufa 49 proc. Polaków, zaś Jarosławowi Kaczyńskiemu 47 proc. To znamienne, bo Tusk od zawsze był politykiem lubianym i „teflonowym”, a Kaczyński też od zawsze wzbudzał nieufność u wielu Polaków. Można dodać, że w październiku (dane CBOS) na PiS chciało głosować 28 proc. ankietowanych, a na PO 22 proc.

Na dobre wyniki partia Kaczyńskiego ciężko zapracowała. Stonowany kongres w Sosnowcu, otwarcie na naukowców, solidna praca nad programem. Wielu Polaków uwierzyło, że PiS to partia poważna, która może przejąć pałeczkę po rozmemłanej Platformie.

Ale dziś PiS znów jest ugrupowaniem pełnym emocji, rozedrganym, straszącym prokuraturą i trybunałami. Donald Tusk zyskał czas, by poukładać partię i przygotować się do wyborów europejskich.

Tu Platformę pobić będzie bardzo trudno – ma cały garnitur znanych, doświadczonych polityków. Kaczyński musi postawić na nowych: większość znanych nazwisk, które posłał do Parlamentu Europejskiego, zdezerterowała.Dobry wynik tylko scementuje partię władzy – da nadzieję na sukces w wyborach samorządowych, prezydenckich i w walce o trzecią kadencję.

PiS sam sobie winien – zamiast przebić szklany sufit, zrzucił go sobie na głowę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2013