Świńska sprawa

Obok wielkiej wojny dyplomatycznej o przyszłość Ukrainy Polska stoczyła batalię mniejszą – za to już z nowym rządem w Kijowie. O mięso.

26.05.2014

Czyta się kilka minut

Wobec zagrożenia spójności państwa i wyborów prezydenckich, z punktu widzenia Ukrainy sprawę embarga na polskie mięso trudno nazwać priorytetową. Na zdjęciu: polityczny happening na targu w Kijowie, 3 kwietnia 2014 r. / Fot. Sergei Supinsky / AFP / EAST NEWS
Wobec zagrożenia spójności państwa i wyborów prezydenckich, z punktu widzenia Ukrainy sprawę embarga na polskie mięso trudno nazwać priorytetową. Na zdjęciu: polityczny happening na targu w Kijowie, 3 kwietnia 2014 r. / Fot. Sergei Supinsky / AFP / EAST NEWS

O co chodzi? O to, że nasz sojusznik nie chce naszej wołowiny i wieprzowiny? Czy o to, by odnieść sukces, którym można się pochwalić przed wyborcami? Głupia sprawa, można rzec: świńska.

Embargo trwa

21 maja, środa. Dzwonię do Marka Sawickiego. Minister rolnictwa trzy godziny temu rozmawiał z Ihorem Szwajką o zniesieniu embarga na mięso. – Mówię mu: „Igor, jesteś czwartym ukraińskim ministrem, z którym o tym mówię. Też tylko obiecujesz i nie różnisz się od tamtych” – relacjonuje Sawicki.

Ministrem czwartym, bo o ile zakaz na wieprzowinę i przetwory obowiązuje od lutego, to zakaz wołowy trwa siódmy rok.

Czy zakazy mają duże znaczenie gospodarcze dla Polski? – Minimalne, ale z politycznego punktu widzenia to działanie niemoralne i Ukraina poniesie tego konsekwencje. Tak właśnie powiedziałem Szwajce – opowiada minister Sawicki.

Na czym stanęło? – Mam nadzieję, że 4 czerwca będzie decyzja o wpuszczeniu mięsa – mówi minister. Sawicki i Szwajka spotkają się wtedy podczas Targów „Agro” w Kijowie. A 28 maja w Paryżu, podczas sesji Światowej Organizacji Zdrowia Zwierząt, o embargu mówić będą służby weterynaryjne.

Uda się? Sawicki ma urzędową nadzieję, ale gwarancji nie daje żadnych. Zaufanie do Ukraińców ma ograniczone.

Polityczny układ

Akurat Szwajka winę ponosi niewielką. Świeży minister w świeżym rządzie, o embargu nie decydował. Wołowe jest stare, wieprzowe wprowadzono w lutym, kiedy w Polsce wykryto u dwóch padłych dzików chorobę ASF, czyli afrykański pomór świń. Dla jasności: szlaban na eksport wieprzowiny i przetworów wprowadziło wówczas wiele państw, Ukraina, którą rządził jeszcze Janukowycz, zrobiła to jednak niemal natychmiast i embargo było restrykcyjne.

Dlaczego wyrwali się przed szereg? Moskwa proponowała cichy układ: „Wy wprowadzacie embargo dla Polaków, my nie wprowadzamy embarga na eksport waszego mięsa”. To był polityczny deal, ubijany w specyficznych warunkach – reżim Janukowycza chwiał się i liczył, że przetrwa idąc na maksymalne ustępstwa wobec Rosji.

W Moskwie pod górkę

Kiedy minister Sawicki mówi, że sprawa ekonomicznie jest błaha, ma rację. W sumie na rynki poza UE eksportowaliśmy rocznie wieprzowinę o wartości 413 mln euro. Najwięcej – za ok. 100 mln euro – na Białoruś i za podobną sumę do Rosji. Ukraina to niewielki rynek, wart 33 mln euro.

Witold Choiński ze zrzeszającego producentów związku „Polskie Mięso”: – Globalnie to rzeczywiście niewiele. Ale z punktu widzenia poszczególnych zakładów, które zatrudniają ludzi, to zupełnie inna sprawa. Dla niektórych to prawdziwy dramat.

Branża mięsna jest szczególnie wrażliwa, bo dostała po głowie, kiedy Sejm wprowadził zakaz uboju rytualnego. Kolejny cios to spadek opłacalności eksportu na Wschód ze względu na osłabienie rubla i hrywny.

Nasze zaangażowanie na Ukrainie zostało odebrane przez producentów mięsa jednoznacznie: „Pomagamy w Kijowie, znaczy, że w Moskwie będziemy mieli pod górkę”. Sporo w tym racji, bo Rosja tradycyjnie używa embarg w celach politycznych. Embargiem spożywczym zapłaciliśmy kiedyś za zaangażowanie na Ukrainie w 2004 r. Z Rosją, a w praktyce z całą Unią Celną (Rosja, Białoruś, Kazachstan) negocjacje mają ograniczony sens. Wiadomo: sprawa polityczna.

Dlatego Polska rozwiązywała problem przez Komisję Europejską. Było to logiczne, zwłaszcza że Rosja wprowadziła zakaz dla wieprzowiny i przetworów z całej UE. Moskwa zaś próbowała rozbić europejską solidarność. Zaproponowała, by te kraje unijne, które nie graniczą z Litwą i Polską, gdzie stwierdzono ASF, wznowiły eksport do całej Unii Celnej. Bruksela się nie zgodziła.

Sikorski pyta o mięso

Z Ukrainą postanowiliśmy załatwić sprawę indywidualnie, tyle że do niedawna niewiele można było zrobić. Po pierwsze, Ministerstwo Polityki Rolnej i Żywności było zajęte przez demonstrantów. Po drugie, sytuacja w Kijowie była tak napięta, że o mięsie nikt nie myślał. Szwajka, powołany na stanowisko 27 lutego, to 38-letni prawnik, deputowany nacjonalistycznej „Swobody”. Człowiek spoza branży, ale decyzja zależy od niego.

Kiedy Radosław Sikorski był z ostatnią wizytą w Kijowie, sytuacja wciąż była dramatyczna – po samozwańczym referendum Rosja zaanektowała Krym. Podobny scenariusz miał zdarzyć się na wschodzie Ukrainy. Wizyta polskiego ministra była gestem poparcia sojusznika: wszystko przebiegało w serdecznej atmosferze do tego stopnia, że szef ukraińskiego MSZ Andrij Deszczyca część przemówienia wygłosił po polsku.

Według naszych informacji sprawa mięsa pojawiła się podczas negocjacji. Źródło w MSZ: – Sikorski pytał i premiera Jaceniuka, i ministra Deszczycę, o co chodzi z mięsem. Tłumaczył, że embargo stawia Polskę w kłopotliwej sytuacji. Pomagamy Ukrainie, a Ukraina „dziękuje” nam sankcjami.

Jaka była odpowiedź? – Po pierwsze, że to decyzja ludzi Janukowycza, podjęta pod presją Moskwy. Premier i minister obiecali, że embargo zostanie zniesione. Zapewniali, że politycznie nie ma problemu. Eksperci weterynaryjni powinni dogadać termin. Minister Sikorski uznał, że sprawa załatwiona.

Dalsze negocjacje miał prowadzić Marek Sawicki.

Warszawa pręży muskuły

Kuluarowe rozmowy w zasadzie powinny zamykać sprawę – ale stało się odwrotnie.

Na początku kwietnia branża mięsna zaapelowała o pomoc. Wyliczyła, że wieprzowe embargo do wszystkich krajów kosztuje ją 10 mln dziennie (roczny eksport na Ukrainę – 135 mln). I zażądała od szefa MSZ, by podniósł tę sprawę. W mediach przebił się prosty przekaz – na Ukrainie za dobre serce spotyka nas niewdzięczność.

Żeby nie stracić proporcji, warto pamiętać o trzech sprawach. Pierwsza: embargo wprowadzała poprzednia ekipa. Druga: to niewielki ułamek strat branży. Trzecia: od wprowadzenia zakazu minął miesiąc z okładem, ale w tym czasie Ukraińcy zmienili prezydenta i rząd, pochowali kilkadziesiąt osób rozstrzelanych na Majdanie, stracili Krym i stanęli oko w oko z rebelią na wschodzie. Embargo nie było najważniejsze.

Nie powstrzymało to rozwoju wypadków w Polsce. Do obrony rynku mięsnego włączył się prezydent Bronisław Komorowski. 8 kwietnia mówił: „Sprawą istotną jest zbadanie możliwości likwidacji ograniczeń eksportu polskiej wieprzowiny, przede wszystkim na Ukrainę, ze względu m.in. na zaangażowanie Polski na rzecz modernizacji, rozwoju i bezpieczeństwa Ukrainy dzisiaj”.

Tego samego dnia Marek Sawicki wysłał list do ministra Szwajki z prośbą o rozmowę. I skrytykował Kijów w Polskim Radiu: „Polscy rolnicy płacą za poparcie przemian na Ukrainie, ale Kijów nie chce otworzyć granic dla polskiej produkcji rolnej”. Do problemu wieprzowiny dołożył kolejny: od 7 lat Ukraina nie przyjmuje naszej wołowiny.

Porewolucyjne bezhołowie

Szwajka wyglądał na zdziwionego. Powiedział Radiu Wnet, że jest gotowy do rozmów, ale Sawicki do niego nie dzwonił. Sawicki odpowiadał, że przecież przesłał list. Odpowiedzi się doczekał: Ukraińcy zaproponowali rozmowy na początku czerwca.

Ekspert z branży mięsnej: – O co Ukraińcom chodzi? Żeby komuś dać w łapę? Chyba nie, przecież to nowa ekipa. Ochrona rynku? Też chyba nie. Oni produkują za mało wieprzowiny, muszą importować. Raczej chodzi o porewolucyjne bezhołowie. Koledzy z Ukrainy mówią: „poczekajcie, tu nie ma z kim gadać”. A dla nas sprawa jest ważna: jeśli zniosą embargo, będzie dobry argument w rozmowach z krajami Dalekiego Wschodu. Powiemy: „Zobaczcie, Kijów kupuje”.

W końcu do sprawy włączył się premier. 23 kwietnia Donald Tusk oświadczył: „Rozumiem, że Ukraina jest trochę w kleszczach, bo nie będzie mogła sprzedawać swoich produktów Rosji, jeśli będzie kupowała nasze produkty” – stwierdził. I dodał, że „Polska nie może być przez Ukrainę traktowana jako kraj obarczony embargiem dlatego, że Rosja używa przymusu czy szantażu”.

Tusk powiedział, że Polska zapłaciła za poparcie Ukrainy interesami z Rosją. Pytał, czy nasze relacje z Kijowem będą dwustronnie solidarne: „Bo jeśli coś jest w jedną stronę, to jest nie solidarność, tylko naiwność. My na pewno naiwni w relacjach z żadnym państwem nie będziemy”. Postawił więc sprawę na ostrzu noża. A przy okazji nakazał ministrom poruszanie sprawy mięsa przy każdym kontakcie z Ukraińcami. Embargo znalazło nawet miejsce w dorocznym exposé na temat polityki zagranicznej, które niedawno wygłosił minister Sikorski.

Sukces z przytupem

O co tyle hałasu? Jeśli wziąć za dobrą monetę marcowe zapewnienia Jaceniuka i Deszczycy – rozkręcanie awantury było bez sensu.

Logiczne uzasadnienia są dwa. Albo polscy politycy od początku posądzali Kijów o krętactwo, albo chcieli odnieść spektakularny sukces. No bo skoro nie da się łatwo znieść embarga na dużych rynkach: w Rosji czy w Chinach – to trzeba je znieść tam, gdzie się da. I to z przytupem, żeby opinia publiczna zauważyła ogrom starań.

Sukces wydaje się pewny: Ukraina nie chce się z nami kłócić. Jaceniuk ma dosyć kłopotów – nie będzie dokładał sobie nowego. W połowie maja Ihor Szwajka powiedział o gotowości otwarcia rynku dla wieprzowiny i wołowiny. Przyznał, że rozmawiał z ambasadorem Henrykiem Litwinem, który stawiał sprawę „dość ostro”. Dzień później Paweł Szeremeta, minister rozwoju gospodarczego i handlu, oznajmił, że zostały do spełnienia formalności sanitarne, w tym audyt zakładów mięsnych. A minister Sikorski zapewnił, że ma obietnicę od premiera Jaceniuka i szefa dyplomacji, iż embargo zostanie szybko zniesione.

Przypuszczalnie już niebawem będziemy mogli ogłosić wielkie zwycięstwo w „mięsnej wojnie” z Ukrainą.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2014