Strachy duchowe

O. Tomasz Franc, dominikanin, psychoterapeuta: Automatyzm myślenia o zagrożeniach duchowych rodzi lęk. Wystarczy, że wejdę do sklepiku ezoterycznego i już przez sam ten czyn rzekomo zapraszam demona.

12.08.2013

Czyta się kilka minut

 / Fot. Grażyna Makara
/ Fot. Grażyna Makara

ARTUR SPORNIAK: Katolicy w Polce straszeni są ostatnio listami zagrożeń duchowych. Co nam faktycznie grozi?

O. TOMASZ FRANC OP: Najpierw trzeba zadać pytanie, czym jest duchowość. Duchowość jest moją osobistą relacją z Panem Bogiem. Ale ona nigdy nie jest pozbawiona kontekstu tradycji, w której się wychowałem. I właśnie ten kontekst może być polem do szeroko rozumianych nadużyć. Gdyż to, w jaki sposób formułuje się kontekst tradycji, w której wzrastam, może wpływać na moją relację z Bogiem, na moją wizję świata, na to, jak pojmuję siebie samego i jaki mam obraz Boga.

W swojej praktyce duszpasterskiej przede wszystkim spotkałem się z tym, że czymś innym jest osobiste zaangażowanie religijne, czymś innym karmienie swojej duchowości np. pewnym typem literatury albo odwoływanie się do konkretnych mistrzów duchowych, a jeszcze czymś innym osadzanie tego w praktyce.

Gdy słyszymy o zagrożeniach duchowych, mam wrażenie, że jest to tak szerokie dziś pojęcie, że łatwo można go nadużywać. Realnym zagrożeniem duchowym jest grzech, zwłaszcza ciężki, który zrywa więź przyjaźni z Bogiem. Natomiast często jako zagrożenie duchowe traktujemy wszystko, co niechrześcijańskie albo co wydaje nam się niechrześcijańskie. Na wiedzę na temat zagrożeń duchowych, która niekoniecznie jest zgodna z nauką Kościoła, mają wpływ niestety także duszpasterze. Zagrożenia duchowe często projektowane są przez moje lęki, subiektywne przeczucia jakichś duszpasterzy, którzy są dla mnie autorytetem, ostatecznie identyfikuję je, opierając się na moim subiektywnym przeżywaniu relacji z Bogiem, a nie na nauczaniu Kościoła. Wówczas łatwo może dojść nawet do paranoidalnego przekonania, że rzeczywistość jest pełna zagrożeń duchowych. Zapominamy, że cała rzeczywistość została odkupiona śmiercią Chrystusa i że chrześcijanin wierzy, iż Bóg jest w niej obecny.

Paranoidalność nakręca się zwłaszcza wtedy, gdy zaczynam wierzyć, że pewne przedmioty albo symbole zagrażają mi, choć jestem tego nieświadomy...

Paranoja zaczyna się tam, gdzie nie mogę czegoś wyraźnie dostrzec, gdzie skazany jestem na domysł, przeczucie, gdzie nie mogę wprost zidentyfikować i zoperacjonalizować jakiegoś zagrożenia. Łatwo wtedy, mówiąc kolokwialnie, z grubej armaty strzelać do komara. Wytaczamy wówczas wielkie działa teologii, apologetyki, niektórzy odwołują się do demonologii, chociaż jest to ujęcie jeszcze przedtrydenckie, nieobecne we współczesnym seminaryjnym kształceniu kleryków. Łatwo jest wówczas znajdować wroga.

W kształtowaniu duchowości dla mnie ważne są zwłaszcza dwa fragmenty listów św. Pawła. Pierwszy jest z drugiego Listu do Tymoteusza: „Nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości oraz trzeźwego myślenia” (2 Tm 1, 7). Podkreśliłbym ostatni dar – trzeźwe myślenie. Z kolei drugi fragment znajduje się w pierwszym liście do Koryntian i dotyczy sporu o spożywanie pokarmów z ofiar poświęcanych pogańskim bożkom. Św. Paweł pisze: „Zatem jeśli chodzi o spożywanie pokarmów, które już były bożkom złożone na ofiarę, wiemy dobrze, że nie ma na świecie ani żadnych bożków, ani żadnego boga, prócz Boga jedynego. A choćby byli na niebie i na ziemi tak zwani bogowie – jest zresztą mnóstwo takich bogów i panów – dla nas istnieje tylko jeden Bóg, Ojciec, od którego wszystko pochodzi i dla którego my istniejemy, oraz jeden Pan, Jezus Chrystus, przez którego wszystko się stało i dzięki któremu także my jesteśmy” (1 Kor 8, 4-6). Paweł dodaje, że jeżeli miałoby to być zgorszeniem dla nieprzygotowanych, warto się od spożywania takich pokarmów powstrzymać. Ale ta rada nie oznacza, że nie mamy takich ludzi uczyć trzeźwego myślenia i rozsądku.

Czy można popełnić akt idolatrii niechcący – np. nosząc amulet jako ozdobę albo przywożąc z wakacji figurkę Buddy jako pamiątkę? 

Ważna jest umiejętność rozróżniania. Wiele zależy od punktu wyjścia. Jeżeli jest nim demonologia i lęk, to wszystko może stać się oznaką działania zwodniczego ducha kłamstwa, czyli Szatana. Natomiast jeżeli punktem wyjścia uczynimy antropologię chrześcijańską i soteriologię, a więc naukę o zbawieniu, to będę mógł dokonywać w sumieniu oceny rzeczywistości, biorąc pod uwagę tradycję Kościoła, dialog chrześcijański, wiedzę na temat tego, co jest ruchem religijnym, a co sektą, co jest manipulacją, a co zwykłą komercją. Wówczas nie będę się np. bał iść do dentysty, który ma w poczekalni posążek Buddy, gdyż przychodzę do niego, by wyleczyć ząb, a nie do buddyjskiej świątyni, by oddać Buddzie pokłon. Natomiast osoba uzbrojona w ów garnitur demologiczno-lękowy będzie się bała takiego miejsca. Zauważmy, że w istocie będzie z chrześcijaństwa tworzyć getto otoczone wrogą rzeczywistością.
W pracy w Ośrodkach Informacji o Nowych Ruchach i Sektach spotkałem się z różnymi absurdami, np. pytano nas, czy można używać produktów firmy komputerowej, która w kampanii promocyjnej używa symboliki krwi, czerwieni, pentagramu. Powtarzam: chrześcijanin nie jest wezwany do budowania swojej wiary na lęku, tylko na wolności w Chrystusie. Z drugiej strony na wolności, ale nie na lekkomyślności, dlatego to „trzeźwe myślenie” jest bardzo ważne.

Redaktorzy miesięcznika „Egzorcysta” tak właśnie tłumaczą swoje przesłanie: wzywamy do trzeźwego myślenia – w ostatnim numerze, odnosząc się do wschodnich sztuk walk proponują: posyłasz swoje dziecko, zapytaj, jak np. instruktorzy rozumieją medytację przed ćwiczeniami.

Trzeba rozróżnić duchowość od aktu religijnego. Trudno w sztukach walki oddzielić ciało od ducha (na Wschodzie uważają wręcz, że jest to niemożliwe). Ale jeśli w pewnej tradycji sport jest przeżywany duchowo, to takie podejście samo w sobie jeszcze nie jest niczym złym. Ważne jest uświadamiać sobie, że jest to np. inna tradycja duchowości niż w chrześcijaństwie. Natomiast gdy instruktor uczy medytacji jako aktu religijnego, to uprawia prozelityzm. Niewiele ma to wspólnego z Szatanem i opętaniem. Chyba że uznamy wszystkie religie niechrześcijańskie jako satanistyczne, co oczywiście wyklucza dialog międzyreligijny i czyni z chrześcijaństwa getto.

Posążek Buddy trafił do słynnego już zestawu duchowych zagrożeń ks. Przemysława Sawy jako jeden z bałwochwalczych przedmiotów, „które są zaproszeniem dla Szatana”...

Powtórzmy, że jest to podejście niezgodne z nauczaniem Kościoła. Jako psycholog natomiast chciałem tu zwrócić uwagę na propagowany automatyzm myślenia, który właśnie rodzi lęk. Wystarczy, że wejdę do sklepiku ezoterycznego i już przez sam ten czyn zapraszam demona. W nauczaniu Kościoła jednym z warunków popełnienia grzechu ciężkiego jest intencja sprawcy – bez niej nie ma grzechu. Natomiast niewątpliwie automatyzm myślenia o zagrożeniach duchowych daje demonologom wielką władzę nad takimi ludźmi. Dzięki swojemu duchowemu wyrobieniu stają się oni niezbędni, by nauczać i przestrzegać tych, co nie wiedzą, a potępiać tych, którzy stwarzają zagrożenie. Mnóstwo pracy dającej prestiż. W ten sposób stwarza się pewien popyt i podaż na swoiste porady. Co jest duchowym nadużyciem. Uczestniczyłem kiedyś w pewnych rekolekcjach, podczas których świecka osoba czytała i komentowała „Leksykon zagrożeń duchowych”, po czym z powodzeniem sprzedawała książki swojego autorstwa.

Czy Kościół nie jest jednak ostrożny względem zabaw w wywoływanie duchów? 

Nie generalizowałbym w taki sposób podejścia Kościoła. Czym innym jest wywoływanie duchów na poważnie, czym innym Halloween, a czym innym wróżenie z wosku. Wywoływanie duchów jest zgodnie z Katechizmem grzechem śmiertelnym, natomiast nie można straszyć rodziców, że udział dziecka w zabawie andrzejkowej jest grzechem czy zagrożeniem duchowym. Jeśli rodzic potrafi pokazać dziecku, że to jest tylko zabawa, nie ma żadnego zagrożenia. Każdy z nas to robił. W duszpasterstwach młodzież bawi się np. w ciasteczka szczęścia. To zabawa, a nie wyrokowanie o czyimś życiu. Podobnie nie można straszyć „Harry Potterem” czy „Hello Kitty”.

Wierzę, że Pan Bóg daje nam mądrość, której właściwym kontekstem użycia jest tradycja Kościoła, a nie subiektywne oceny pewnych duszpasterzy nadużywających tradycji i demonizujących rzeczywistość.

Rozmawialiśmy o samozwańczych demonologach. Ostatnio jednak coraz większym autorytetem cieszą się egzorcyści, którzy działają oficjalnie w imieniu Kościoła. Jak wytłumaczyć coraz większe zapotrzebowanie na ich posługę? 

Jest kilka czynników. Po pierwsze, słaba formacja intelektualna, nastawiona bardziej na podkreślanie zagrożeń niż na wyrabianie zdolności do rozstrzygania, co jest cechą chrześcijańskiej dojrzałości. Po drugie, egzorcyści przejęli wiele z problemów, z którymi ludzie dawniej przychodzili do konfesjonału, np. rozeznawanie jakichś uwikłań. Realnie nie ma jednak takiej potrzeby. Po trzecie, obecnie w kulturze panuje światopoglądowe zamieszanie i konsumpcyjne, a więc banalne podejście do rzeczywistości. Modny jest synkretyzm religijny. Wielu utraciło silne podstawy światopoglądowe i szuka kogoś z autorytetem w sprawach duchowych. Egzorcysta tu się dobrze wpisuje. Czwartym czynnikiem jest komercyjność zła. Widzimy, że dla mediów zło, Szatan, opętanie to świetnie sprzedające się towary. To ma na pewno wpływ na społeczne zainteresowanie.

Podchodzę z dużym szacunkiem do pracy egzorcystów, ale myślę, że ich posługa często jest wykorzystywana do celów komercyjnych. Zjawisko wzrastania roli egzorcystów w społeczeństwie napędzane jest przez zainteresowanie mediów. Niektórzy egzorcyści temu medialnemu zainteresowaniu ulegają, tłumacząc, że chodzi im tylko o podniesienie świadomości zagrożeń w społeczeństwie, i mamy samonapędzający się mechanizm. Tymczasem posługa egzorcysty ma taki charakter, że powinna się odbywać w warunkach intymnych i we współpracy z pomocą psychologiczną. Egzorcysta, z którym jako psycholog współpracuję w naszym zakonie dominikańskim, zwraca uwagę, że do przypadków rzeczywistego opętania dochodzi wyjątkowo rzadko. Zwykle okazuje się, że potrzebna jest pomoc psychologiczna czy psychiatryczna.

W sierpniowym numerze „Egzorcysty” znaleźć można świadectwo z organizowanych przez wspólnotę Mamre w archikatedrze częstochowskiej modlitw wstawienniczych, na które zapraszana jest m.in. młodzież. Z tego świadectwa wynika, że opętań wcale nie jest tak mało. W jednym czasie w różnych częściach kościoła prowadzono kilka egzorcyzmów – złe duchy w końcu się nawet spotkały i rozmawiały ze sobą. To prowokuje ironię, ale można sobie wyobrazić, jak silny lęk wywołać może takie nabożeństwo...

Mogę tylko powiedzieć, że do naszych ośrodków trafiały osoby zaniepokojone działalnością tej wspólnoty.

W jakich sytuacjach Szatan opętuje?

Gdy ktoś świadomie uzna go za swojego pana. Ale trzeba dodać, że nie ma w tym żadnego automatyzmu, np. podpisanie cyrografu nie zawsze skutkuje opętaniem, choć jest grzechem śmiertelnym i powinno być wyznane w konfesjonale.

Dlaczego dochodzi do opętań? Jest to jakaś tajemnica. Na pewno trzeba zwrócić uwagę na bezpośredni udział woli.

W popularnej literaturze egzorcystycznej opisywane są też przypadki opętań małych dzieci. Jak to możliwe, skoro nie są one przecież jeszcze odpowiedzialne za siebie? 

Nie jestem egzorcystą, więc może mam za małe doświadczenie, ale jako kapłan Kościoła katolickiego mogę powiedzieć, że do świadectw opętań osób, które nie są w stanie świadomie używać swojej woli, powinniśmy podchodzić z dużym dystansem.

Czy diabeł może opętać za grzechy krewnych? Ks. Sawa mówi o takim zagrożeniu, np. w przypadku aborcji czy samobójstwa w rodzinie?

To pytanie podobne do poprzedniego, i podobna jest na nie odpowiedź. Grzech międzypokoleniowy nie istnieje. Możemy odczuwać tylko jego emocjonalno-psychiczne skutki będące pozostałością przeżytego bólu. Wmawianie duchowego zagrożenia komuś, kto w rodzinie doświadczył tragedii samobójstwa czy aborcji, jest po prostu duchowym nadużyciem.

O. TOMASZ FRANC jest koordynatorem Dominikańskich Ośrodków Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2013