"Starałem się nie zamykać drzwi"

Przystępując do przygotowania numeru na Dzień Papieski, poprosiłem naszego Arcybiskupa o rozmowę: opowieść najbliższego świadka o samych początkach pontyfikatu. Wraz z prośbą przekazałem zarys tematów, które chcieliśmy szczegółowo omówić. Był to okres bardzo intensywnej aktywności Księdza Arcybiskupa i pilne zajęcia powodowały niebezpieczne dla nas kolejne przesuwanie terminu wywiadu.
 /
/

Zamykaliśmy numer przekonani, że z naszych planów nic nie wyjdzie. I wtedy, bardzo późnym wieczorem, zadzwonił do mnie Ksiądz Arcybiskup. Ubolewał, że nie zdołał wykroić czasu na rozmowę i poinformował, że właśnie skończył pisać dla nas tekst, nawiązujący do przedstawionych przeze mnie tematów, który może tymczasem zastąpi obiecany wywiad. Za tę opowieść, za zrozumienie i trud pisania dla nas po nocy serdecznie Księdzu Arcybiskupowi dziękuję.

Ks. Adam Boniecki

***

ABP STANISŁAW DZIWISZ: - Przede wszystkim dziękuję księdzu Adamowi, który zechciał zaproponować mi rozmowę. Ten czas jest dla mnie dość trudny, ponieważ na początku jest dużo zajęć, dużo spotkań, dużo celebr, zwłaszcza na inaugurację roku akademickiego w kościołach krakowskich i w Archidiecezji. Równocześnie jest wielką moją radością, że mogę odpowiadać na zaproszenia, że mogę pozdrowić ludzi, spotkać się z nimi. Nie z mojej woli, ale z Woli Bożej, poprzez Papieża Benedykta XVI, stałem się ich pasterzem, więc pragnę być nim dla tych, którzy zostali powierzeni mojej trosce jako pasterza.

Przyjdę jutro

Ks. Adam pyta najpierw, jak stałem się sekretarzem i kapelanem arcybiskupa jeszcze Wojtyły. Mogę powiedzieć, że stało się to w sposób bardzo prosty, wręcz prozaiczny. Jednego wieczora w 1966 roku, na początku października, wezwał mnie do siebie Ksiądz Arcybiskup i zapytał, czy mógłbym przyjść do niego. Naturalnie zrozumiałem, że chodzi o funkcję kapelana. Zapytałem kiedy? “A dziś". Odpowiedziałem: “przyjdę jutro". “No to idź do kanclerza, niech ci pokaże mieszkanie"...

Wcześniej byłem dwa lata wikariuszem w Makowie Podhalańskim. Bardzo kochałem tę parafię i tę pracę. Było nas czterech wikariuszy, ze znakomitym proboszczem ks. Franciszkiem Dźwigońskim, więc czułem się tam rzeczywiście szczęśliwy. Po dwóch latach wolą Arcybiskupa zostałem skierowany na studia i w tym charakterze mieszkałem w seminarium na Manifestu Lipcowego 4, przygotowując swój licencjat. Gdy mnie zawezwał Arcybiskup, powiedział mi na wstępie: “będziesz kończył swoją pracę u mnie". I taki był początek nowej przygody na długie lata.

Jak widziałem pracę kapelana? To była praca absolutnie duszpasterska: nie chciałem być urzędnikiem, wykonawcą różnych zadań, ale przede wszystkim księdzem. I starałem się nim być od pierwszego dnia aż do ostatniego, a tych dni było bardzo wiele - i tu w Krakowie, i w Rzymie. Starałem się przede wszystkim nie zamykać drzwi do ordynariusza czy później do papieża. Raczej tak widziałem moje zadanie, żeby ludziom, księżom, a później biskupom, ułatwić dojście z ich problemami i dzielić z nimi ich troski.

Pyta ks. Adam, czy byłem przez kogoś polecony... Zawsze przy takich nominacjach przełożeni starają się pogłębić znajomość danego człowieka. Przypuszczam, że w stosunku do mnie zrobili to samo, ale pewności nie mam. Kardynał mnie znał trochę, ponieważ był naszym wykładowcą, profesorem. Chodziłem na jego seminaria naukowe, tak że nie byłem dla niego człowiekiem obcym, a on również nie był dla nas człowiekiem, któregośmy nie znali. Myśmy go kochali, a przede wszystkim ogromnie cenili: jako uczonego, jako kapłana, a potem jako naszego biskupa.

Na czym w istocie polega praca sekretarza osobistego papieża? Żeby ułatwiać biskupowi, a w moim przypadku Ojcu Świętemu, codzienne życie. Stwarzać atmosferę spokoju, a nie zagonienia czy nerwowości. Żeby wszystko było na czas przygotowane. Tak służyć, żeby on mógł ze swobodą pełnić swe posłannictwo, a nie musiał się zajmować sprawami codziennego życia.

Pyta mnie ks. Adam, jaki udział miał sekretarz w przygotowaniu przemówień i dokumentów. Muszę tu wyznać, że Ojciec Święty będąc w Krakowie, nie potrzebował niczyjej pomocy. Wyjątkowo, jeśli traktowane były sprawy specyficzne, zwłaszcza z dziedziny historycznej czy prawniczej, to prosił o współpracę. Niemniej sam sobie wszystko przygotowywał, a robił to lepiej niż wszyscy inni. Myślę, że to samo tyczy się i Watykanu. Od samego początku, od pierwszych przemówień, pisał je sobie sam, przygotowywał sam. W późniejszym czasie potrzebował więcej pomocy. Sekretarz musiał śledzić, żeby wszystko było na czas i niczego nie brakowało. Starał się także życie papieskie organizować, zwłaszcza spotkania, audiencje (i te oficjalne, i te robocze przy stole) czy uroczystości z różnych okazji. Myślę, że jest to osoba konieczna do funkcjonowania normalnego życia.

Stało się

Jak wspominam 16 października? Byłem tego wieczora na Placu św. Piotra. Wszyscy spodziewaliśmy się białego dymu, czekaliśmy na nowego papieża, może Arcybiskupa Krakowskiego, mimo iż kandydatów było wielu. Każde ogłoszenie papieża jest zaskoczeniem, chociaż przewidywania czasem się sprawdzają. Gdy usłyszałem imię “Karol", pomyślałem sobie “stało się". Zadrżałem wewnętrznie, poleciłem wszystko Panu Bogu, czekałem na moment wyjścia i pierwszego spotkania z Rzymem. Nie będę tego opisywał, ponieważ środki przekazu dokładnie zrelacjonowały ten historyczny moment. Moje przeżycia były bardzo osobiste i wyjątkowo intensywne. Radość połączona z troską o przyszłość, o nowe zadania. Po błogosławieństwie “Urbi et orbi" usłyszałem telefon, że Ojciec Święty chce się ze mną zobaczyć. Konklawe jeszcze trwało, Komisja Specjalna otworzyła mi wyjście. Spotkałem Ojca Świętego w czasie kolacji z kardynałami. Był ubrany na biało. Towarzyszył mi w doprowadzeniu do Ojca Świętego kardynał Villot, Sekretarz Stanu. Spotkanie było bardzo serdeczne, wyjątkowe, a słów, które mi powiedział, nie chcę tu ujawniać, zachowam dla siebie na wieczne czasy.

Ojciec Święty na noc zatrzymał się w tym samym apartamencie, który mu przydzielono na czas konklawe (w tym apartamencie mieszkał także kardynał Ursi z Neapolu). Poprosiłem więc, żebym mógł wrócić do Kolegium. Na drugi dzień przyszedłem wcześnie rano. Ojciec Święty już był po modlitwach, przygotowywał przemówienie programowe, które miał wygłosić w czasie Mszy św. na zakończenie konklawe w Kaplicy Sykstyńskiej.

Jak nowy papież orientował się w Watykanie? Słyszałem tylko, że gdy monsignor Casaroli dowiedział się o wyborze arcybiskupa krakowskiego, mówił do otoczenia “che coraggio!, che coraggio!", jaką odwagę mieli kardynałowie, wybierając nie-Włocha, i to papieża z kraju komunistycznego. Ojciec Święty był spokojny, jakby tam zawsze był. Znakomicie zorientowany w problemach światowych, politycznych, znający świetnie języki, mający łatwość w formułowaniu przemówień, w spotkaniach swobodny, absolutnie panował nad sytuacją. Od początku miał wielki prestiż w Watykanie i stał się punktem odniesienia dla osób czy spraw. Od razu można było wyczuć jego orientację. Pytał o różne sprawy, starał się poznać sposób załatwiania problemów, decydował jednak sam. Jego osobowość była tak mocna, że od pierwszego dnia wszyscy zrozumieli, iż są współpracownikami, a nie rządcami. Nie starali się narzucać watykańskiego sposobu bycia nowemu Papieżowi. I tak już zostało do końca, do ostatniego uderzenia serca. Brak wątpliwości w działaniu, oparcie wszystkiego na Bogu i Matce Najświętszej - “Totus Tuus!".

Urządzanie domu... Ojciec Święty wszedł w towarzystwie Sekretarza Stanu do apartamentu, w którym mieszkał Paweł VI i zamieszkał w nim od razu. Zamieszkały tu także nasze siostry sercanki i od pierwszego dnia życie stało się normalne. Ojciec Święty nie zmieniał rzeczy po Pawle VI, starał się uszanować wszystko to, co przypominało Poprzednika. Nazywał go ojcem i zawsze się odnosił do niego z wielką czcią. Szanował również jego sekretarza, monsignora Macchi. Rodzinę papieża podejmował z wielką miłością.

Złośliwa legenda

Polacy w Watykanie? Z Ojcem Świętym do Watykanu nie przyszło ich wielu: jedynie ci, którzy byli konieczni. Ks. prałat Józef Kowalczyk, który już wcześniej pracował w Watykanie, został wezwany z Kongregacji Sakramentów. Ks. Tadeusz Rakoczy mieszkał po studiach w Rzymie, dlatego został poproszony, żeby wraz z ks. Kowalczykiem zorganizowali Sekcję Polską w Sekretariacie Stanu. Oprócz tłumaczenia tekstów Ojca Świętego zajęli się liczną korespondencją ze świata i z Polski. A także innymi sprawami, które zaczęły napływać wraz z nowym pontyfikatem.

O ilości Polaków pracujących w Watykanie stworzono złośliwą legendę. Tymczasem obecność Polski w Stolicy Świętej była od wieków ważna tak dla Stolicy Apostolskiej, jak i dla Kościoła w Polsce. I to nie od dziś, ale od wieków wybitni Polacy byli angażowani przez Papieży. Wystarczy wspomnieć kardynałów Hozjusza, Ledóchowskiego, Czackiego i innych. Kard. Rubin, kard. Deskur, kard. Filipiak pracowali w Watykanie na wysokich stanowiskach przed przybyciem Papieża. Ks. Adam wspomina, że jeśli ktoś się wybijał w Watykanie, to zostawał biskupem w Polsce. Nic mi o tym nie wiadomo. Ci, którzy zostawali biskupami w Polsce, bywali proponowani przez Episkopat. Popatrzmy na nominacje wybitnych biskupów francuskich - wielu z nich przeszło Kurię Rzymską, Sekretariat Stanu…

Ks. Adam mówi o pomocy Watykanu dla “Solidarności". Pan Wałęsa wiele razy dementował te wiadomości, które absolutnie nie odpowiadały prawdzie. Ojciec Święty nigdy “Solidarności" nie finansował. W ogóle nie zajmował się finansami watykańskimi. Mogę jeszcze raz stwierdzić, że absolutnie nigdy z Watykanu ani poprzez Watykan nie szły pieniądze na “Solidarność". To były oskarżenia, nie wiadomo z jakiego źródła pochodzące, oczywiście wrogie “Solidarności". Ojciec Święty był bardzo ostrożny w takich sprawach. A w ogóle na pieniądzach się nie znał i nigdy nie miał we własnej kieszeni żadnego grosza, nie tylko jako Papież, ale i jako biskup w Krakowie, gdzie nie przyjmował żadnej pensji, a dary, które otrzymywał, przeznaczał na cele humanitarne i charytatywne. Przede wszystkim wspierał tych, którzy kryli się z biedą. A robił to tak, aby nikt o tym nie wiedział, by ludzi nie upokarzać.

Pyta ks. Adam o wpływ Stanów Zjednoczonych na decyzje Papieża w latach 80., o czym wspominają niektórzy biografowie. To jest kompletne nieporozumienie. Ojciec Święty był zawsze niezależny. Zresztą, jeśli dzisiaj ktoś takie wątpliwości wysuwa, to znaczy, że nie znał Papieża i nie znał historii. Stolica Apostolska nie kierowała się nigdy stanowiskiem rządów, kierowała się dobrem narodów i dobrem człowieka.

W rozmowie z Ojcem Świętym Ali Agca nigdy nie poruszał sprawy mocodawców zamachu. Sprawa zamachu zostanie tajemnicą i nie wiem, czy kiedyś zostanie w pełni wyjaśnioną. Zamachowiec bał się tylko Tajemnicy Fatimskiej.

Ostatnie przejście

Które wydarzenia pontyfikatu były dla samego Papieża szczególnie ważne, “historyczne"? Takich wydarzeń było bardzo dużo. Sam jego pontyfikat był wielkim wydarzeniem. Jego pielgrzymki do różnych krajów były prawdziwymi wydarzeniami na wszystkich kontynentach. Spotkania z młodzieżą całego świata, chociażby te z Manili, z Jasnej Góry czy z Tor Vergata przeszły do historii współczesnej. A cały Rok Święty? Ujawniła się wiosna Kościoła Powszechnego i Kościołów lokalnych. A program na Trzecie Tysiąclecie? Myślę, że wydarzeniem, które w Polsce było mało zauważalne, była wizyta w Berlinie i przejście przez Bramę Branderburską. Oczywiście wydarzeniami w życiu Ojca Świętego były wszystkie podróże do Polski, zwłaszcza ta w stanie wojennym czy ostatnia - do Krakowa i Łagiewnik.

A ostatnie dni życia i pogrzebu przeszły do historii Kościoła i całego świata. Byliśmy świadkami powiewu Ducha Świętego. “Ufam, że Chrystus da mi łaskę owego ostatniego Przejścia, czyli Paschy. Ufam też, że uczyni ją pożyteczną dla tej największej sprawy, której staram się służyć: dla zbawienia ludzi, dla ocalenia rodziny ludzkiej, a w niej wszystkich narodów i ludów... dla sprawy Kościoła dla chwały Boga samego". I tak się stało.

Księga Święta otworzyła się na nowy sposób spełnienia Jego testamentu według wezwania: “Otwórzcie drzwi Chrystusowi".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2005