Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Bilans – siedemdziesięciu dwóch zatrzymanych chuliganów i dwunastu rannych policjantów, kilka spalonych samochodów i instalacja z placu Zbawiciela, zniszczona budka i petardy rzucane w rosyjską ambasadę – jest i tak umiarkowany. W ubiegłych latach było zdecydowanie gorzej.
W biciu na alarm i rozdzieraniu szat nie ma więc co przesadzać: obchody polskiego Święta Niepodległości zakłóciło kilkuset chuliganów; w skali trzydziestu siedmiu milionów nie jest to grupa, której należałoby się bać.
PiS, który kiedyś próbował z nią flirtować, tym razem świętował kilkaset kilometrów dalej. Policja (choć dopuściła do naruszenia terenu rosyjskiej placówki, co Moskwa rzecz jasna rozegrała przeciwko nam) generalnie działała prawidłowo. W imię legalizmu trzeba było założyć dobrą wolę organizatorów marszu. Kiedy ich manifestacja zaczęła łamać prawo – została rozwiązana. Kiedy uczestnicząca w niej bandyterka kontynuowała zajścia – użyto pałek i gazu łzawiącego. Półtorej godziny później było po wszystkim.
W sumie samochody, budka, petardy nie są ważne przy tym, w co zmieniło się Święto Niepodległości. Zamiast radować się z wolności, z tego, że jesteśmy razem, we własnym domu – demonstrujemy zupełnie inne uczucia.
Nieufność, podejrzliwość, predylekcję do wszelkich możliwych podziałów – podkręcanych przed, w trakcie i po Święcie Niepodległości.
Nie kilka wybitych szyb jest naszym największym problemem.