Śmierć w Gniewczynie

Tadeusz Markiel miał 12 lat, gdy w Gniewczynie miejscowi strażacy zagnali Żydów do jednej z chałup. Z upublicznienia tego, co widział, uczynił swą misję.

13.02.2012

Czyta się kilka minut

Tej książki nie da się przeczytać jednym tchem. To mówią mi wszyscy, którzy się z nią zetknęli. Kilka stron dziennie, może dziesięć, może dwadzieścia. Więcej się nie da. Opisane wydarzenia i tak zostają w czytelniku, tłumią oddech, burzą sen. Nie da się ich zapomnieć. Budzą niepokój i pytania, na które może wolelibyśmy nie znać odpowiedzi.

To, co się stało w czasie II wojny światowej w Gniewczynie na Podkarpaciu, jest niewątpliwym dowodem, że zło istnieje. Tam zaistniało w czystej postaci. Fakt, że opowieść o tamtych wydarzeniach przetrwała, jest z kolei dowodem na istnienie dobra – w wiosce, gdzie doszło do zbrodni, znalazł się chłopiec, który nie pogodził się z tym, co zobaczył i z przechowania tej opowieści oraz jej późniejszego upublicznienia uczynił swoją misję.

Tadeusz Markiel – bo o nim mowa – miał 12 lat, gdy w 1942 r. w Gniewczynie członkowie ochotniczej straży pożarnej spędzili miejscowych Żydów do domu należącego do żydowskiej rodziny Trynczerów. Przez trzy dni mężczyzn torturowano, wydobywając z nich informacje, gdzie ukryli swe skromne (naprawdę skromne, bo gniewczyńscy Żydzi byli tam najuboższą grupą mieszkańców) rzeczy, np. płaszcze. Nie było diamentów, najwyżej żółty zegarek, z pewnością nie złoty. Kobiety gwałcono. Mieszkańcy wsi wiedzieli, że Żydzi są tam trzymani. Wiedzieli też, co się stanie, gdy po trzech dniach zawiadomiono niemiecką żandarmerię, by zakończyła sprawę. Część patrzyła, jak ich sąsiedzi kładą się po kolei na ziemi i jak padają strzały. Dzieci umierały na oczach rodziców.

Te trzy dni w domu Trynczerów są trudne do wyobrażenia. A przecież działy się i inne straszne rzeczy, wcześniej i później. Śmierć przychodziła zwykle z tego samego powodu – chciwości, pogardy i nienawiści. Nie ma tu żadnego usprawiedliwienia.

Można się zastanawiać, jak to się stało, że z gromady chłopców właśnie Markiel zrozumiał, że to, co się wydarzyło, trzeba kiedyś opowiedzieć. W 2008 r. jego relację opublikował miesięcznik „Znak”. Poprzez tę publikację do Markiela trafiło amerykańskie Muzeum Holokaustu, dla którego przeprowadziłam z nim wywiad. Był wstrząsający, nawet dla członków naszego zespołu, którzy niejedno słyszeli. Na końcu Markiel przekazał nam list, w którym przepraszał Żydów za zbrodnie antysemityzmu. Prosił, by zawieźć go do Jerozolimy. Płakał. My też.

Jego świadectwo wymagało odwagi. Po publikacji w „Znaku” spotkał się z pogróżkami i pogardą. Chyba jednak nie potrafił inaczej. Musiał mówić prawdę.

Praca historyczki Aliny Skibińskiej, uwiarygodniła opowieść Markiela. Pisze: „Pragnęłam wywiązać się z podstawowego obowiązku historyka i zgromadzić jak najwięcej źródłowych informacji”. Udało się: znalazła nowe fakty, nowe tajemnice. Wydarzenia w domu Trynczerów przestały być wspomnieniem jednego wiekowego, dziś już nieżyjącego mężczyzny (nie dożył publikacji książki). Zaczęły być sprawą udokumentowaną także źródłowo. Nie da się jej wymazać z pamięci ani sumienia.

Wśród tych wydarzeń szczególnie dotyka mnie śmierć Abramka, który ukrywał się w stodole wraz z ojcem. Cierpieli głód, marzli, ale mieli szansę dożyć końca wojny. Ktoś ich wydał. Niemcy zabrali ich nad rzekę i zabili. Niby historia, jakich wiele. Ale jest w niej i smutek, i miłość: Markiel zapamiętał, że był czerwiec, że łąki, przez które szli, były piękne, a Abram z ojcem do końca trzymali się za ręce.

Myślą o nich Markiel zakończył swe wspomnienia: „Żałuję, że z nieufności do ludzi i z bezradności przez miesiące nie pytałem o nich, nie podałem im kromki chleba, kubka wody, jabłka czy rzepy z pola, nie wsparłem ich, kiedy siedzieli, przytuleni z zimna, na stercie nawozu w oborze ogrzewanej oddechem krowy, a gdy szli na pewną śmierć, nie odpokutowałem zaniechania, nie poszedłem z nimi, ze strachu, w tamten wiosenny, słoneczny dzień, przez bujną zieleń łąki w cień drzew...”. 

„Zagłada domu Trynczerów”, Tadeusz Markiel, Alina Skibińska, wyd. Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów, Warszawa 2012.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2012