Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przyniosła mu ona niesłychany splendor i ogromne pieniądze. A stało się tak dlatego – argumentowała Krzywicka – że pisarzowi udało się uchwycić fenomen wojny. Nie tyle ją potępić, wystawić jej rachunek krzywd i zniszczeń, ile ją zrozumieć i wynaleźć dla niej właściwą formę literacką. W powieści „Na zachodzie bez zmian” Remarque przedstawił konflikt zbrojny „jako kulturę złośliwych bakterii, których niestety nie umiemy zniszczyć”.
Od chwili, w której powstały te słowa, upłynęło kilkadziesiąt lat, ale wciąż nie potrafimy się przed ekspansją tego bakcyla obronić. Nie tylko w sensie militarnym, lecz także w znaczeniu, które Krzywicka zaszyfrowała w swej metaforycznej wypowiedzi. Źródłem wszelkiego konfliktu są według niej zarazki, które lęgną się w kulturze, a może nawet więcej: które leżą u jej fundamentów, od samego początku niszcząc jej kruchą tkankę. To właśnie tam powinniśmy szukać przyczyn, destruktywnych impulsów napędzających wojenną maszynę.
W stulecie wybuchu I wojny światowej postanowiliśmy zająć się literackimi odpowiedziami na to traumatyczne doświadczenie. Bośniacki pisarz Miljenko Jergović, który będzie gościem tegorocznej edycji Festiwalu Conrada, powierzył nam do druku opowiadanie o zamachu w Sarajewie. Wydarzenie, które zapoczątkowało wiek XX,prezentuje jako efekt nie do końca przemyślanych decyzji i przypadkowych działań. Dźwięk wystrzału z pistoletu Gavrila Principa – powiada Jergović – towarzyszył narodzinom całego stulecia.
Krzywicka, owszem, twierdziła, że Remarque’owi udało się stworzyć odpowiednią formę literacką, ale nie była w stanie precyzyjnie tej formy opisać, nie potrafiła jej zdefiniować. Magda Heydel w szkicu o Wielkiej Wojnie w literaturze angielskiej zajmuje się właśnie tym problemem: konfliktem, który jest nie tylko piętnem pamięci, ale także kwestią artystyczną. Pisarki i pisarze różnych pokoleń szukają odpowiedniego języka, mocują się z konwencjami pisania i gatunkami, rozbijają tablice literackiej tradycji, by zbliżyć się do istoty wojennego doświadczenia.
Jednym z powodów, dla których podobne przeżycia nie poddają się naszym zabiegom narracyjnym, jest być może piętnowana przez Krzywicką krótkowzroczność nowoczesnego człowieka, który konflikt zbrojny traktuje jako zjawisko wyjątkowe, nie dostrzegając jego związków z codziennym życiem. Grażyna Borkowska, w eseju o Zofii Nałkowskiej, przybliża nam literacki obraz wojny, w którym nacisk położony jest przede wszystkim na ciągłość między obu sferami: codzienną i wojenną. Według autorki „Hrabiego Emila” militarna maszyna czerpie paliwo z najgłębszych pokładów człowieczeństwa. Wręcz karmi się naszą wiarą w postęp i wszystkimi konsekwencjami – także psychologicznymi – które ta wiara wywołuje. Kultura złośliwych bakterii przyjmuje u Nałkowskiej postać zabawy w śmierć, którą inicjujemy nie wtedy, gdy na ulicach słychać pierwsze strzały, lecz wtedy, gdy dolatuje do nas dźwięk przepojonych przemocą słów.