Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tę sentencję – nawet jeśli uznamy, że nie powinien jej wypowiadać premier – można czytać jako stwierdzenie oczywistości: olimpiada i kilka innych masowych imprez, z ich gigantyczną machiną finansowo-promocyjną, zawsze ściągną przed telewizory więcej widzów.
A jednak jakby wbrew tej logice – i wbrew zachowaniu polskich władz, które paraolimpiadę najwyraźniej zlekceważyły – obserwujemy od dwóch tygodni ciekawe zjawisko. Oto w niemal wszystkich serwisach, na portalach i w gazetach paraolimpiada była jednym z głównych tematów. Zmieniał się także sposób opowiadania o sporcie niepełnosprawnych: coraz mniej protekcjonalnego tonu, coraz rzadziej pobrzmiewający w przekazie infantylizm – paraolimpijczycy zostali przez media pokazani na równych prawach z olimpijczykami. Nawet jeśli sport masowy jest ostatnio przesadnie diabolizowany, ten trend mówi coś ważnego o naszych zbiorowych tęsknotach: w świecie, w którym jeden z największych gwiazdorów ostatnich dziesięcioleci okazuje się z dnia na dzień oszustem, potrzebujemy oczyszczenia.
Kontrowersje wzbudziła nieobecność transmisji telewizyjnej ze zmagań paraolimpijczyków: po mającej pełnić misję TVP można oczekiwać więcej niż „flesze” i kroniki z tak ważnej społecznie imprezy. Jak wzbudzić zainteresowanie paraolimpijczykami, jak wykreować ich na bohaterów, pokazały media komercyjne, TVP zaś pokazała, że – wbrew powiedzeniu o sercu i portfelu – ma po obu stronach portfel. Gdzie ma publiczną misję, wiedzieliśmy od dawna.