Rok po Majdanie: głosy z Ukrainy

Jak Ukraińcy patrzą dziś na swój kraj? Co czuje, jak funkcjonuje ukraińskie społeczeństwo po już prawie roku wojny z Rosją?
Na kijowskim Majdanie / rys. Anatolij Biełow
Na kijowskim Majdanie / rys. Anatolij Biełow

W pierwszą rocznicę masakry na kijowskim Majdanie i upadku prezydenta-autokraty Wiktora Janukowycza, pięcioro autorów z Ukrainy będzie co tydzień odpowiadać na jedno pytanie, dotyczące sytuacji ich ojczyzny.

Pytania zadaje artystka i publicystka Jewgenija Biełorusec, a odpowiadają: Borys Chersoński (lekarz, poeta i pisarz z Odessy), Roman Dubasewycz (kulturoznawca ze Lwowa, obecnie mieszkający w Wiedniu), Ołena Stepowa (blogerka z Łuhańska, która nadal mieszka w swoim rodzinnym mieście, pozostającym obecnie pod kontrolą rosyjską), Sasza Dworieckaja (działaczka na rzecz praw człowieka z Kijowa, z organizacji „Wostok SOS”, która zajmuje się m.in. ukraińskimi uchodźcami) i Iwan Jakowina (rosyjski dziennikarz mieszkający dziś we Lwowie, prowadzący własny program w niezależnej kijowskiej telewizji Hromadske.tv). 

Głosy z Ukrainy – to część projektu dziennikarskiego „Stereoscope Ukraine”, prowadzonego przez grupę niemieckich dziennikarzy „n-ost”. Teksty są publikowane równocześnie w internecie przez niemiecki dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, rosyjski niezależny magazyn internetowy www.colta.ru oraz przez „Tygodnik Powszechny”.

JEWGENIJA BIEŁORUSEC:

Możemy dziś powiedzieć, że zapoczątkowany półtora roku temu – jesienią 2013 roku – w Kijowie ruch protestu, Majdan, radykalnie zmienił nie tylko nasze życie polityczne, ale także nasz dzień powszedni. Majdan wydaje  się być granicą, oddzielającą naszą przeszłość od teraźniejszości, w której nadal pozostajemy. Czy mamy po temu dość sił i czy istnieje taka konieczność, żeby dziś spojrzeć wstecz i zrozumieć, co oznacza dla nas ten protest? Czym był on dla nas? Czy rozmowa o nim może rzucić trochę światła na wojnę, która stopniowo podporządkowuje sobie wszystkie aspekty naszego wspólnego istnienia?

BORYS CHERSOŃSKI:

Borys Chersoński

Poczynając od Pierwszego Majdanu (tj. pomarańczowej rewolucji 2004-2005 – red.), sympatyzowałem z tym ruchem protestu. Majdan wydawał mi się czymś na kształt pola doświadczalnego, na którym testowany jest funkcjonujący model ukraińskiej demokracji, nieco prymitywnej zapewne, ale za to realnej – w odróżnieniu od zaprogramowanego liczenia głosów po sfałszowanych wyborach.

Być może odchodzę od tematu, ale pewnego razu, jeszcze przed Majdanem, w okresie wyborów, jechałem miejskim busikiem i słuchałem rozmowy dwóch podekscytowanych i oburzonych kobiet, nauczycielek, jak można było wywnioskować: zostały zmuszone do wypełniania w sobotę sfałszowanych kart wyborczych – „pracowały” przez cały dzień. Istotny jest nie sam motyw, ale to, co najbardziej kobiety oburzało: nie dali im dnia wolnego w zamian za tę sobotę! Kobiety rozmawiały głośno. Nikt z pasażerów nie zareagował.

Pomyślałem sobie, że jak długo tacy nauczyciele kształcą nasze dzieci, to cokolwiek by im nie mówili, tak długo nasz kraj nie ma szans... Majdan wydał mi się alternatywą.

Zawsze byłem zwolennikiem integracji z Europą, ale, szczerze mówiąc, traktowałem ją raczej jako ideał, bardziej jako kierunek, niż jako realny cel. Z Rosją łączyła mnie kultura, do której należę, język, którym mówię oraz piszę wiersze i prozę, religia. I miałem iluzje – w drogę ku Europie ramię w ramię z Rosją... czemuż by nie?

Jednak rozwój wydarzeń w Rosji, skostnienie putinowskiego reżimu uświadomiły mi, że droga do Europy jest możliwa nie razem z Rosją, lecz wbrew Rosji. I że zwrot Ukrainy w stronę Europy może wywołać nieumiarkowany gniew rosyjskiego sąsiada. Wiele z moich wierszy pisanych po 2008 roku pełnych jest przeczuć konfrontacji militarnej.

Majdan sam w sobie stał się nie do zaakceptowania dla Rosji, obecnie jest wskazywany rosyjskiemu społeczeństwu jako źródło wszystkich nieszczęść.

Tymczasem Euromajdan był zaledwie tylko reakcją na niemożliwy do przyjęcia zwrot w polityce Janukowycza: od Europy do forsowanej przez Rosję Unii Celnej. I wszystko, co później się wydarzyło, było reakcją na przemoc ze strony reżimu Janukowycza, włącznie z uchwaleniem antydemokratycznych ustaw w styczniu 2014 r. oraz – co teraz jest już absolutnie jasne – z rozkazem strzelania do aktywistów Majdanu. Wojna na wschodzie Ukrainy jest, jak mi się wydaje, kontynuacją tych fatalnych nocy i dni na Majdanie.

ROMAN DUBASEWYCZ:

Roman Dubasewycz

Muszę przyznać, że pytanie „Co zostało po Majdanie?”, jest dla ucha jakimś nieprzyjemnym zgrzytem. Wydaje się ono requiem po Majdanie, którego hasła zostały już zapomniane, a spuścizna po raz kolejny roztrwoniona.

A jednak to, jak często zbierali się ludzie, jak wytrwale stali i umiejętnie współpracowali, świadczy o jego przekształceniu się w ruch społeczny, tragicznie przerwany przez wojnę.

Po obywatelskich akcjach czasów Majdanu pozostało niewysłowione uczucie wspólnej sprawy, prawdziwej res publica, wspólnoty-gromady, której udało się, niechby nawet tylko tymczasowo, pokonać lęk, wyobcowanie i beznadzieję.  

Ale dlaczego, pomimo ogromnego ładunku dobra, wydarzenia w Kijowie zakończyły się tragedią, krwawym konfliktem? To pytanie też staje przed nami i nie daje spokoju. Dlaczego za pierwszą „Niebiańską Sotnią” w Kijowie poszły druga, trzecia, dziesiąta i pięćdziesiąta „Niebiańska Sotnia” na wschodzie Ukrainy?

Jak podkreślił Borys Chersoński, główna odpowiedzialność za eskalację spoczywa na ówczesnej władzy, która demonstracyjnie lekceważyła żądania pokojowo nastawionych obywateli i na wszelkie sposoby prowokowała wybuchy przemocy, mobilizując bandy „tituszków” [dresiarzy” – red.]. Ale wydaje mi się, iż dla zachowania idei Majdanu niemniej ważne jest zrozumienie tego, czy wraz z solidarnością i człowieczeństwem był w nim już zainstalowany także wirus przyszłej wojny?

Po kilku miesiącach bezskutecznego stania na Majdanie coraz częściej pojawiało się niezadowolenie i rozczarowanie liderami ukraińskich partii opozycyjnych, rozbrzmiewały oskarżenia ich o nieudolność, a nawet o zdradę! Oni rzeczywiście zdawali się być dość bezradni. Na tym podłożu zrodził się właśnie mit o „konsekwentnym” i „skutecznym” Prawym Sektorze, odbył się marsz z pochodniami skrajnie prawicowej „Swobody”.

Na jakiś tydzień czy dwa przed krwawymi wydarzeniami na Majdanie odbyłem długą rozmowę z pewnym lwowskim przyjacielem, który z uporem obstawał przy konieczności dalszego napierania na władzę, zwracając moją uwagę na brutalność władz i zwiększającą się liczbę ofiar po stronie demonstrantów. Próbując przekonać go o konieczności pokojowego protestu, poddałem się w końcu, przytłoczony faktami stosowanej przez państwo przemocy – i zmęczony, zgodziłem się z nim.

Kilka tygodni później stało się to, co było nieuchronne.

Reszta to już historia, a to co pozostało – to nasz dług wobec Majdanu: próbować zrozumieć, że vox populi to nie zawsze vox dei.

OŁENA STEPOWA:

Ołena Stepowa

Ileż to razy starałam się określić dzień początku wojny, jej godzinę zero, jej przyczynę?

Od pierwszego wiecu, zorganizowanego u nas, w Swierdłowsku w obwodzie ługańskim, od pierwszego wystrzału, pytanie „dlaczego” uderzało w system nerwowy straszniej niż ładunek elektryczny. I nie jest to tylko moje odczucie.

W dniach Majdanu rozmawiałam ze swoimi sąsiadami, górnikami, i słyszałam: „Słusznie. Należy przepędzić Janukowycza i jego przydupasów”. Ale potem, dosłownie w miesiąc później, usłyszałam inne słowa: „Majdan jest przyczyną wszelkich nieszczęść”. Albo: „Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie Majdan”.

Dlaczegóż to zmieniły się ich pragnienia, dlaczego Majdan, który stał się naszym narodowym Rubikonem i powodem do dumy, nie miał masowego poparcia na Donbasie?

To bardzo proste. Majdan był początkiem wojny informacyjnej. Widziałam, jak gry informacyjne przekształcały prawdziwych patriotów Ukrainy na Donbasie w „zombie”, nienawidzących wszystko, co ukraińskie; jak zmieniano treść pojęć, jak działała informacyjna blokada i propaganda.

Miejscowe gazety, znajdujące się pod kontrolą Partii Regionów [dawna partia Wiktora Janukowycza – red.], wychodziły pod nagłówkami: „Liderzy Majdanu mają zamiar zniszczyć Donbas”, „Turczynow odbierze górnikom emerytury”, „W celu uzupełnienia dziur w budżecie od Ukraińców będzie się przymusowo pobierało narządy dla USA”, „Majdan żąda zamknięcia wszystkich prawosławnych cerkwi”.

Podobne rzeczy czytali w Donbasie wszyscy. I tak oto wczorajsi przyjaciele stali się wrogami, o mrocznym wyrazie twarzy, mówiącymi o konieczności tworzenia oddziałów pospolitego ruszenia. I już słyszałam: „Nie oddamy im naszych kopalni”.

Dlaczego potrzebne było to kłamstwo? Ci, którzy byli wówczas przy władzy, bali się, że górnicy Donbasu, poznawszy prawdę o stanowisku Majdanu w kwestiach społecznych, poprą go. Wolny, zjednoczony i umiejący samodzielnie podejmować decyzje naród nie był potrzebny ani oligarchom, ani – co nie ulega wątpliwości – Rosji.

Uświadomienie sobie porażki w wojnie informacyjnej to posmak po Majdanie. Gorzkie uczucie tego, że ludzie stali się ofiarami informacyjnych manipulacji, dopadło mnie już w dniach wojny.

Gorzki posmak kłamstwa dopadł i tych, którzy stanęli po stronie separatyzmu. Donbas zobaczył, że Krym nie otrzymał niczego od Rosji. A i sam Donbas dostał „humanitarne” Grady, Smiercze i Uragany.

SASZA DWORIECKAJA:

Sasza Dworieckaja

Nocą piętnastego lutego 2015 roku prezydent Ukrainy zarządził wstrzymanie ognia na froncie. Transmisję na żywo prowadził nawet kanał CNN. Od razu zaczęłam sprawdzać swój twitter: „Szachtiorsk – cicho”, „Antracyt – nic nie słychać”, „W Debalcewym już od siedmiu minut cicho”, „Donieck – spokojnie”...

Mieszkańcy Donbasu czekali na tych siedem minut ciszy już ponad pół roku.

Za każdym razem, kiedy czytam doniesienia ze swojej małej ojczyzny, okupowanego teraz Krymu, stale pojawia się w głowie fraza – „Za to u nas nie strzelają”.

I tymi słowami są w stanie usprawiedliwić dowolne działania nowej okupacyjnej władzy.

Mój przyjaciel-antyfaszysta Sasza Kolczenko razem z ukraińskim reżyserem Ołehem Sencowem od dziewięciu miesięcy przebywają w areszcie Lefortowo w Moskwie, po oskarżeniu ich o przygotowywanie aktu terrorystycznego w imieniu  „faszystowskiej organizacji Prawy Sektor”. Grozi im 20 lat pozbawienia wolności tylko za to, że uważają oni terytorium Krymu za Ukrainę, a siebie za obywateli ukraińskiego państwa. Jednak wielu mieszkańców Krymu powie, że Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej oczywiście przegina, ale przynajmniej u nas nie strzelają, jak na wschodzie Ukrainy.

Społeczność krymskich Tatarów, która przeżyła deportację 1944 roku i dopiero z początkiem lat dziewięćdziesiątych, z uzyskaniem przez Ukrainę niepodległości, otrzymała możliwość powrotu do domu, znowu poddawana jest prześladowaniom. Cicha deportacja trwa od marca 2014 roku.

Nie mogę już więcej przyjechać do domu. Z Krymu wyjeżdżałam, jak sądziłam, na tydzień, a teraz mija już prawie rok, jak nie mogę wrócić i urządzam sobie nowy dom w Kijowie. I ten, kto myśli, że jest to proste, na pewno nie znajdował się nigdy w takiej sytuacji. Kiedy zaczynają wam się śnić znajome ulice, miasta, Morze Czarne i jeszcze jakieś głupstwa z życia, już minionego.

Wyjechałam w dniu, kiedy na Krymie zaginęli bez wieści pierwsi aktywiści społeczni, moi przyjaciele – Anatolij Kowalski i Andriej Szczekun, 9 marca 2014 roku wzięli ich do niewoli rosyjscy żołnierze. Wtedy było to przerażające – teraz jest zwyczajne. Na Krymie z trzydziestu ośmiu osób wziętych do niewoli trzydzieści cztery zostały zwolnione, czterech wciąż nie odnaleziono. Z tysięcy osób, które trafiły do niewoli na Donbasie, wiemy o zwolnieniu zaledwie kilkuset.

U mnie w domu nie strzelają. W chwili, kiedy piszę ten tekst, na Donbasie nie strzelają już godzinę i 30 minut [kilka godzin po nagraniu wywiadu wojska rosyjskie wznowiły działania wojenne - red.].

IWAN JAKOWINA:

Iwan Jakowina

Ukraińska rewolucja stała się nie po prostu polityczną, lecz cywilizacyjną. Jako mieszkający we Lwowie obywatel Rosji poczułem to już w pierwszym jej dniu – 21 listopada 2013 roku. Kilkaset osób, które przyszły na główny plac „stolicy ukraińskiego nacjonalizmu”, przywitało mnie – Rosjanina – wyjątkowo życzliwie.

Ważne przedtem kwestie tożsamości i języka raptem stały się nieistotne. Ich miejsce zajął temat doprowadzenia politycznych, socjalnych i kulturalnych standardów Ukrainy do poziomu zgodnego ze standardami europejskimi. Sam Majdan stał się przykładem: ludzie zbierali się razem nie na polecenie z góry i nawet nie na apele opozycji, ale samodzielnie, dzięki zdumiewającej samoorganizacji.

Tej jesieni narodził się inkluzywny ruch, któremu obca była ksenofobia, ruch stworzony na bazie poziomych związków i liberalnych europejskich wartości. Co niemniej ważne, jego ideologia była opozycyjną nie tylko wobec rządzącej władzy, ale wobec całego powstałego na Ukrainie kleptokratycznego systemu.

Nawet przywódcy opozycji parlamentarnej przyjmowani byli z nieufnością: byli zbyt zintegrowani z istniejącym systemem. Majdan szczególnie uderzył w radykalnych nacjonalistów, których idee pod naporem rewolucyjnego egalitaryzmu rozsypały się w proch. Ultraprawicowa partia „Swoboda”, która dostała się do parlamentu za rządów Wiktora Janukowycza, po Majdanie niemal kompletnie straciła popularność nawet na „nacjonalistycznym” zachodzie kraju.

Zarazem gwałtowna zmiana cywilizacyjnego (nie tylko i nie tyle politycznego!) kierunku rozwoju kraju bardzo przestraszyła mieszkańców wschodnich jego regionów, którzy ujrzeli w Majdanie zagrożenie dla swojego tradycyjnego sposobu życia. Niezdolność liderów ruchu do wyjaśnienia jego znaczenia i rzeczywistych celów mieszkańcom Donbasu w dużej mierze stała się przyczyną rozwoju konfliktu w tym regionie. Nie zgodziłbym się w tym miejscu z Ołeną Stepową, która uważa, iż główna w tym wina aktywności prorosyjskiej propagandy. Wydaje mi się, że bierność w tym zakresie ukraińskich polityków i mediów zasługuje na nie mniejszą krytykę.

Tłumaczenie: Przemysław Tomanek

Projekt „Stereoscope Ukraine” jest wspierany przez: Robert Bosch Stiftung, Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej, Ministerstwo Spraw Zagranicznych RFN, Fundację Renovabis oraz Europäischer Austausch.

Czytaj więcej:

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]