Rewolucja we śnie i na jawie

Być w świecie, który się opisuje, opisywać świat, w którym się jest. Jak patrzeć, jak słuchać, żeby widzieć i słyszeć? Oto pytanie, które stawiają w swych książkach Klementyna Suchanow i Małgorzata Rejmer.

13.10.2014

Czyta się kilka minut

Od lewej: Małgorzata Rejmer, Klementyna Suchanow / Fot. Robert Kowalewski / AGENCJA GAZETA; Karol Serewis / EAST NEWS
Od lewej: Małgorzata Rejmer, Klementyna Suchanow / Fot. Robert Kowalewski / AGENCJA GAZETA; Karol Serewis / EAST NEWS

Rumunia i Kuba – dwa systemy i dwa narody. Jak odmiennie wygląda rewolucja w widmowym, melancholijnym Bukareszcie i w tętniącej życiem Hawanie. Rewolucja, co do której wciąż są wątpliwości, czy była naprawdę, oraz taka, która – wrośnięta w serca ludu – stała się nieśmiertelnym żywiołem, niosącym kolejne pokolenia.

Dwa skrajnie różne studia miast z piętnem dyktatury. I sylwetki ludzi żyjących w tych miastach, jak cienie, wytwory systemu. W opowieściach Małgorzaty Rejmer („Bukareszt. Kurz i krew”) i Klementyny Suchanow („Królowa Karaibów”) nakładają się losy ludzi, kolejne obrazy, dygresje, odkrycia. Układają się w spójną całość, pozwalają doświadczyć, dotknąć tego, co obce, egzotyczne i z początku niezrozumiałe.

Rumuńska ballada

Istnieje w Rumunii ballada o mistrzu, któremu hospodar wołoski nakazał zbudować najwspanialszą świątynię na świecie. Wśród nieskończonej przestrzeni traw mistrz Manole i jego pomocnicy poczęli układać kamienie i wiązać je murarską zaprawą. Na próżno jednak – to, co za dnia tworzyło budowlę, w nocy zmieniało się w gruzy. Ziemia, Bóg albo przeklęty los wymagali od budowniczych ofiary. Więc postanowiono: niech ofiarą będzie pierwsza istota, która przybędzie zza horyzontu. Kimkolwiek będzie, zostanie żywcem zamurowana w fundamentach świątyni, by akt tworzenia mógł się wypełnić. Wypatrywali długo, aż zobaczyli: przez połoniny zdążała ku nim młoda i piękna żona mistrza Manole.

„Balladę o tych, co kochali mistrza”, „najokrutniejszą z legend” opowiada w swej książce Małgorzata Rejmer, próbując wyjaśnić fenomen świata, w który się zagłębia. Opowiada inne baśnie Rumunii: o pasterzu, który wybrał śmierć z ręki oprawców i poddał się losowi, chociaż mógł uratować życie; o królu Daków, Decebalu, który walczył z cesarzem Trajanem i przegrał. I tu rozpoczyna się rumuński mit, mit dwoisty – dacko-rzymski i rzymsko-dacki, bo na ulicach Bukaresztu i w świadomości narodu król-barbarzyńca i cesarz-najeźdźca walczą o lepsze: „wprawdzie bulwar Decebala jest szeroki, bogaty i wielkomiejski, ale za to wąska, podupadła ulica Trajana ciągnie się przez pół Bukaresztu”.

Naród wyrasta z mitów i wśród nich Rejmer szuka odpowiedzi na nurtujące pytania: skąd rumuński fatalizm, o którym ludzie nie chcą pamiętać, skąd ich czarny humor, „chichot podrygującego wisielca”, skąd totalność i kompleks niższości wobec Europy. I jak to możliwe, że w XX w. narodził się jeszcze jeden mit: gdy mistrzem Manole został Nicolae Ceauşescu, by wznieść najwspanialszą budowlę świata – gmach komunistycznego państwa, którego templum, Dom Ludu, stanie w sercu Bukaresztu: dom, wobec którego lud ma poczuć się bezgranicznie mały. „Rumunia jest różowym tortem – pisze Rejmer – na którym po kolei gasną wszystkie świeczki, brudny wosk znaczy plamami lukier. Ciemny lud oświeci tylko Jutrzenka Przyszłości. W miastach wstrzymywane są dostawy prądu. W oknach bloków tli się blade światło, jedna mała żarówka na jedno małe mieszkanie. Nie ma gdzie jechać, bo nie ma benzyny, a granice zamknięte. Jak wykarmić dzieci – te chciane i te, które się narodziły, bo przywódca zabronił antykoncepcji i aborcji – skoro na półkach sklepów są krewetki z Wietnamu, a nie ma chleba i mleka? Co powiedzieć dzieciom, kiedy pytają, czy dziś będzie obiad, jaką bajkę im opowiedzieć?”.

Małgorzata Rejmer opowiada historię kraju i jego mieszkańców, opowiada o mieście pożartym przez Historię, o ustroju, którego twarzą jest strach, i o strachu, który nie ma twarzy. I choć dyktatora obali rewolucja, co do której nie ma pewności, czy rzeczywiście się zdarzyła, wielu nadal kocha mistrza. Gdyż mit i lęk żyją długo.

Kajman zmienia skórę

Tymczasem Kuba kocha rewolucję. Perła Karaibów, zielony kajman – bo tak bywa nazywana wyspa ze względu na swój kształt przypominający aligatora – tańczy mambo w rytm kroków los barbudos, „brodaczy”, schodzących z Sierra Maestra wprost na przedmieścia Hawany. I tutaj mit musiał się narodzić: musieli narodzić się ludzie, którzy jeszcze za życia staną się legendą. Huber Matos, Ernesto Che Guevara, Camilo Cienfuegos i Fidel Castro Ruz: „Ten Che, ten Fidel, ten Camilo, wyglądający jak amanci filmowi, fotogeniczni”. Na Kubie może zmienić się wiele, ale nie zmieni się jedno: twarze czterech muszkieterów rewolucji „z pewnością nie znikną ze ścian pokoi, nie ulegną detronizacji, bo nawet jeśli ideologicznie się zużyją, nikt nie odmówi im uroku. Ten kult zasadza się na czymś więcej niż tylko na kwestiach politycznych”.

Świat tej opowieści jest inny, egzotyczny, wypełniony po brzegi intensywnymi zapachami (owoców, tytoniu, zakazanej miłości) i dźwiękami mocnymi jak rum. Zanim nadejdzie rewolucja, by zniszczyć stary ład, życiem nocnych klubów rządzi słynny mafioso Meyer Lansky, a życiem wyspy za dnia znienawidzony dyktator Fulgencio Batista. W egzotycznej scenerii dorastają dopiero młodzi buntownicy, „czterej muszkieterowie”. Klementyna Suchanow przybliża ich życie dzień po dniu, rok po roku, odkrywając, że najstraszniejszą dyktaturę rodzi niemal zawsze traumatyczna przeszłość jednostki. Fidel Castro, bękart i odmieniec, nielubiany w szkole chłopiec (przezywany przez kolegów loco (wariat), caballo (koń), bicho (gnida) albo jeszcze gorzej) o niebywałej pamięci, będzie jedynym, który pozostanie na planie kubańskiego filmu. I wyreżyseruje go do końca, zmieniając wyspę-kajmana w więzienie otoczone „przeklętą wodą”, świat rodem z teatru absurdu, gdzie indoktrynacja zastępuje ideę, propaganda prawdę, a rewolucja tak samo zachłannie pożera tych, którzy w nią zwątpili, jak i tych, którzy jej zaufali.

„Królowa Karaibów” to opowieść, w której swoje role grają niezliczeni aktorzy, fakty, miejsca: przez zaułki miasta przemykają się postaci półświatka, buntownicy i ich kochanki, literaci, homoseksualiści, prostytutki, gwiazdy filmowe. „Hawana to nie jest scenografia filmowa, Hawana to po prostu gotowy film” – każdy ma w nim swoje pięć minut i swoją rolę: nie wiadomo tylko, czy równie ważną, czy równie nieznaczną wobec Historii.

Być w świecie

Być w świecie, który się opisuje, opisywać świat, w którym się jest. Jak patrzeć, jak słuchać, żeby widzieć i słyszeć? Dla Klementyny Suchanow być w świecie to nie unikać konfrontacji i pozwalać się zadziwiać. Zdziwieniem jest odkrycie istnienia światów o wspólnym mianowniku, opanowanych przez tę samą ideologię, a przecież tak różnych, wręcz przeciwstawnych w jej wartościowaniu. Suchanow spogląda na historię rewolucji kubańskiej z punktu widzenia odmiennego niż europocentryczny, i próbuje zrozumieć ludzi, dla których komunizm wciąż posiada moc przyciągania. „Lubię światy na opak” – mówi pisarka i poddaje się kapryśnemu nurtowi opowieści.

„Królowa Karaibów”. Ona. Królowa. O męskim świecie czterech machos rewolucji Klementyna Suchanow opowiada z perspektywy, która jest jej własną perspektywą, kobiecą: tak, jak chciałaby, by wyglądały książki historyczne, opowiada skrupulatnie, z brawurą, z dziennikarskim zacięciem, skłonnością do anegdoty, dygresji i pikanterii szczegółów. W postaciach los barbudos rozpoznaje ludzi, nie ikony. Huber Matos lubi owoce mango, Camilo Cienfuegos ma ujmujący uśmiech, Che Guevara zjeździł świat motocyklem, a Fidel Castro, którego pociągają zielonookie kobiety, nosi skarpetki nie do pary. El Comandante staje się nagle naszym bliskim znajomym. Czy to niebezpieczne? Nie – zaprzecza Klementyna Suchanow. Jeśli coś jest niebezpieczne, to patrzeć na polityków i nie widzieć w nich ludzi, którzy wyposażeni w bagaż swoich historii rządzą światem.

O sobie pisarka mówi, że jest „wagabundą, który lubi się pojawiać w różnych miejscach z ciekawości świata”: bywa redaktorką literatury pięknej, tłumaczką bajek z francuskiego, nauczycielką w liceum, reportażystką, choć „Królowej Karaibów” reportażem nie nazywa. Jej losy splotły się z Ameryką Łacińską już dawno, może właśnie wtedy, gdy jako licealistka, zamiast ziemniaków, kupiła „Dzienniki” Gombrowicza. Do dziś podąża jego śladem: przez Argentynę na Kubę, gdzie jej misją jest odszukanie korespondencji pisarza polskiego z pisarzem kubańskim, Virgiliem Piñerą, gdyż i ten wątek – narodzin nowej sztuki i jej śmierci w mrokach systemu – mieści się w scenariuszu „Królowej Karaibów”.

Małgorzata Rejmer, powieściopisarka i reportażystka, porusza się delikatnie, uważnie rozszyfrowując zagadki wyzierające spod kruszących się tynków starych warstw miasta. Bardziej interesuje ją stare niż nowe: przed „Bukaresztem” napisała powieść „Toksymia”, przedstawiającą historie kilkorga mieszkańców warszawskiej Pragi Południe w groteskowym, tragikomicznym grymasie. O swoim debiucie opowiada, że rozpoczął się od kilku wpisów na blogu (pisała prozę poetycką), pod którymi pojawił się komentarz w charakterystycznym stylu Pawła Dunina-Wąsowicza. Dziś jest pisarką cenioną: za „Bukareszt” otrzymała m.in. nagrodę im. Teresy Torańskiej za najlepszą książkę z dziedziny literatury faktu.

Małgorzata Rejmer rozmawia z ludźmi, słucha i podsłuchuje, stwierdzając, że życie pisze dla niej gotowe historie. Jest wrażliwa na nieoczywiste piękno świata, śledzi objawienia codzienności. Drąży, zadaje pytania, czasem niewygodne: o oswajanie miasta, o przeszłość wciąż nieoswojoną – często słyszy: „proszę nie podawać mojego nazwiska”. Wyjeżdża z ulgą, ale zawsze wraca. Tworzy zdania proste i zmysłowe, nasycone obrazem, kojarzące się z prozą Herty Müller – zresztą nazwisko noblistki pada w „Bukareszcie” kilkakrotnie. Dużo miejsca poświęca kobiecości, ze zrozumieniem wchodząc w świat spod znaku dekretu nr 770, zakazującego aborcji i antykoncepcji. Nie pomija tego, co drastyczne, nie osłania milczeniem widoków najbardziej bolesnych, które piętnują pamięć. Rejmer rekonstruuje losy rozbitego pokolenia niechcianych dzieci, które narodziło się z woli Ojca Narodu, a potem zbuntowało przeciwko niemu.

Reportaż – w poszukiwaniu formy

Choć Klementyna Suchanow zdaje się (przekornie) wątpić w status gatunkowy swojej opowieści, należy stwierdzić jasno: „Królowa Karaibów” jest reportażem. Historia przemian ustrojowych na Kubie poprowadzona jest linearnie: pisarka tworzy konstrukcję wielopoziomową (jak hawański wieżowiec na zdjęciu w jej książce), a następnie przeprowadza czytelnika przez plątaninę dat, faktów, cytatów, wspomnień, fotografii i okruchów zdarzeń. Pierwszym poziomem opowieści są biografie „czterech muszkieterów”, od których odbiega wiele dygresji na temat innych życiorysów i innych losów. Z faktów i szczegółów pisarka rekonstruuje ludzi, jakimi byli los barbudos: ich sylwetki składa z traum, przyzwyczajeń, romansów i plotek. „W pozostałych rolach” występują wszyscy, którzy stanowili tło dla opowieści: poznajemy żony, a także dzieci rewolucjonistów (te ślubne i nieślubne), które mówią własnym głosem i mają określone poglądy na dokonania swoich sławnych ojców. Równolegle, na innym poziomie przeżywają rewolucję (nie tylko polityczną) Virgilio i Witoldo, a elementem spajającym te pozornie odległe wątki jest następstwo czasowe.

Innym jeszcze poziomem jest opowieść o powstawaniu „Królowej Karaibów”. Każdy odcinek zaczyna się od fragmentu dziennika, notatki, dokumentującej historię osobistego poznawania Kuby i jej mieszkańców. Jesteśmy świadkami piętrzących się przeszkód, szczęśliwych zbiegów okoliczności i drobnych zaskoczeń, które przybliża jeszcze jedna narracja: opowieść bez słów, złożona z fotografii. Obrazy dokumentują ślady rewolucji: murale, huczne obchody pierwszomajowe i śmietnisko, które zostaje po demontażu dekoracji na placu Rewolucji, zachmurzoną twarz funkcjonariuszki. Opowieść w szesnastu odcinkach trwa nadal.

Klementyna Suchanow tworzy reportaż-hybrydę, skutecznie rozmywając granice gatunku. Układa mozaikę z faktów, a jako spoiwa używa własnej wyobraźni i doświadczenia. Jej relacje są bez wątpienia dobrze udokumentowane. Ma się pewność, że reporterka na wszystko posiada dowody, zgromadzone podczas kwerendy w bibliotekach i archiwach czy podczas rozmów z ludźmi. Jednak zapytana o to, ile w tej opowieści jest jej samej, nie waha się: to ona ustawia kamerę, wybiera ujęcia i dokonuje montażu. Bez niej nie byłoby opowieści, której bohaterami są historia, ludzie i miasto.

A w miasto trzeba wniknąć, poznawać je stopniowo, od warstw zewnętrznych po te najbardziej ukryte. Żeby zrozumieć, trzeba odkryć powiązania teraźniejszości i przeszłości. Każda z autorek stosuje inną strategię wprowadzania czytelnika do świata z początku mu obcego.

Małgorzata Rejmer zaczyna od pierwszego, bardzo mocnego, zmysłowego doznania Bukaresztu. Nie jest to zachwyt, bo nie znajdzie się tu łatwego piękna. To raczej fascynacja, którą zaraża, opisując Bukareszt jako żywioł – „trzewiowy, instynktowny i nielogiczny”. Zaczyna od spojrzenia osoby, która jeszcze nie rozumie: „Istnieją przecież reguły gry, których nie znam. Czuję ogrom miasta i jego podupadłą potęgę podszytą szaleństwem”. I wciąga czytelnika w grę, w której chodzi o to, żeby zrozumieć i nazwać. Zobaczyć trudne, słodko-gorzkie piękno miasta.

Do tego potrzeba zbliżeń i tę metodę wybiera Małgorzata Rejmer, dzieląc opowieść o Rumunii na cztery części, cztery ważne dla kraju epoki: komunizm, rewolucję, międzywojnie i współczesność. To również reportaż hybrydyczny, mocno zeseizowany: impresjonistyczne fragmenty o mieście przywodzą na myśl prozę poetycką, pojawiają się legendy, mity i narracja historyczna. Mieszając gatunki, zagłębiając się w melancholię miasta, pisarka rozpoczyna od opowieści o ludziach niszczonych przez system, a kończy na współczesności, która nie może się od systemu uwolnić. Międzywojnie Rejmer opisuje za pomocą krótkich migawek, rewolucja to natomiast dziwny dramat w jednym akcie opatrzony znakiem zapytania, w którym rolę ważniejszą niż obalony dyktator odgrywają „bardzo zmęczeni Rumuni”. Jest to zapis doświadczenia, a nie tylko dokumentacja: pojedyncze historie brzmią uniwersalnie.

Małgorzata Rejmer opisuje świat z wielu stron naraz. Z własnego punktu widzenia i udzielając głosu spotykanym ludziom, nasycając opowieść charakterystycznym czarnym humorem. Wplata w historię podszyte rozpaczą żarty z epoki dyktatury Ojca Narodu, uwypukla absurd teraźniejszości i przeszłości. Nie pisze chronologicznie, mnoży obrazy. Pozostawia czytelnika z pytaniem: co pięknego jest w Bukareszcie? I z poczuciem, że to trudne piękno wcale nie jest już obce, a tęsknota za miastem-żywiołem staje się zrozumiała. Dlatego, że żywiołem jest również opowieść.

Niewidzialne miasta

On jest bałkański, orientalny. Ona tropikalna i egzotyczna. Dwa miasta, oddzielone od siebie tysiącami kilometrów oceanu i lądu. Kochanek i kochanka Czasu, miasta wykolejone kaprysem Dziejów, porzucone na manowcach. Tyle je łączy, ile je dzieli. Dzielą twarze ludzi, łączy piętno „dyktatury przestrzeni”.

Bukareszt Małgorzaty Rejmer to miasto dwoiste: „Piata Unirii – rycząca wściekle Azja, Calea Victoriei – Paryż i szyk wśród błotka”. Na końcu bocznej uliczki to, co miejskie, ustępuje obrazom wsi: „krążą kobiety w chustach i cygańskie dzieci, psy wałęsają się na dziedzińcu cerkwi, kury dziobią w piachu. Miasto poddaje się peryferiom, pochylają się nisko głowy wieżowców”. W labiryntach zaułków krążą bezpańskie psy. To one są obrazem nędzy. Watahy kundli przypominają, że Ojciec Narodu, burząc starą dzielnicę Bukaresztu pod budowę Domu Ludu, odebrał właścicielom domy, a psom właścicieli. Psy są dzikie, niebezpieczne, kalekie i, podobnie jak ludzie, wzbudzają litość. Oto „łamiące obrazy” Bukaresztu: „kulejący pies snujący się bez celu, za nim mężczyzna z chihuahuą na smyczy, drobnym stworzeniem w bluzie w panterkę, a za nimi staruszek bez nóg, poruszający się na wyprostowanych ramionach, wyrzucający ciało do przodu krótkimi szarpnięciami”.

Na stolicy Kuby władza wytłacza swoje piętno nieco inaczej. Nie stawia w jej centrum księżycowego gmachu, nie niszczy struktury przestrzeni buldożerem, choć wznosi bloki z betonu. Nowe bywa często wrogiem starego – rewolucja jest wrogiem starej Hawany, której mieszkańcy żyją pełnią południowego życia, roztańczonego miasta, w którym kwitnie turystyka i hazard, „marihuanę pali się tak jak cygara czy papierosy”, działają teatry, wodewile, kluby i orkiestry, kina i loterie. Miasta, które nie zna i nie chce znać szarości.

Rewolucja powoli zmieniła Kubę i Hawanę. Królowa Karaibów zostaje zmuszona, by zamienić „balową suknię w milicyjny mundur”. Klementyna Suchanow przytacza obraz stolicy po latach reżimu ze wspomnień Ainy Fernández, nieślubnej córki Fidela Castro: „Ściany domów ukazywały rury w opłakanym stanie, oskarżając o prawie czterdziestoletnie zaniedbanie. Runęła cała fasada budynku przy Malecónie, odsłaniając nieludzkie warunki życia w czymś w rodzaju mysich dziur. Podcienia – ta chluba miasta, zacieniona i chroniona przed słońcem przestrzeń, która była radością graczy w domino i ukojeniem dla spacerowiczów, którym dawała osłonę przed tropikalnym słońcem – były podparte starymi belkami i groziły zawaleniem”.

Przestrzeń miasta skurczyła się i zamknęła, większość dawnego niezobowiązującego piękna przepadła. Podobnie zmienili się mieszkańcy Kuby – więcej w nich strachu i nieufności, więcej rezerwy, mniej latynoskiej, spontanicznej lekkości bytu: rozpad świata nie oszczędził tych, dla których ów świat jest jedynym możliwym miejscem istnienia.

Bukareszt, Hawana – miasta dziwne i schizofreniczne. Triumfujące i złamane. Miejsca na opak, rozpadające się, pokiereszowane przez czas i władających nimi ludzi. Biedne miasta ze śladami zębów systemu na ulicach, budynkach i w sercach mieszkańców. Skomplikowane, żywe, intrygujące. Raz odwiedzone zapadają w pamięć i nie dają spokoju, niczym nierozwikłana zagadka. Dlatego trzeba o nich pisać.


MAŁGORZATA REJMER jest powieściopisarką i reportażystką. Skończyła kulturoznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim. W 2009 r. wydała debiutancką powieść „Toksymia”, za którą w 2010 r. otrzymała nominację do Nagrody Literackiej Gdynia. W 2013 r. opublikowała książkę „Bukareszt. Kurz i krew”, wyróżnioną nagrodą „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej za najlepszą książkę z dziedziny literatury faktu oraz Nagrodą Literacką dla Autorki Gryfia. W grudniu 2013 r. Małgorzata Rejmer została nominowana do Paszportów „Polityki” w dziedzinie literatury.


KLEMENTYNA SUCHANOW jest tłumaczką i pisarką, znawczynią twórczości Witolda Gombrowicza. Autorka książek: „Argentyńskie przygody Gombrowicza” (2005) i „Królowa Karaibów” (2013). Pracuje nad pierwszą obszerną biografią Gombrowicza.


ALEKSANDRA MICHALSKA (ur. 1992) jest studentką filologii polskiej i angielskiej w ramach Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”, „Czasem Kultury” oraz „Polonistyką”.

MARIA HAPKE (ur. 1992) jest studentką filologii polskiej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”, „Czasem Kultury” oraz „Polonistyką”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2014