Przyszłość potrzebna od zaraz

Zuzanna Skalska, analityk trendów: Między przewidywaniem przyszłości a jej realizacją jest kawał drogi i dużo decyzji do podjęcia. Do tego potrzeba zmian w naszej świadomości oraz ludzi z marzeniami.

27.12.2013

Czyta się kilka minut

 / Fot. Piotr Bławicki / DD TVN / EAST NEWS
/ Fot. Piotr Bławicki / DD TVN / EAST NEWS

MICHAŁ KUŹMIŃSKI: Jesteś analitykiem trendów, przyszłość jest Twoim miejscem pracy. Co się dla Ciebie kryje pod słowem „przyszłość”?
ZUZANNA SKALSKA: Przyszłość to jedyne, co nas odróżnia od zwierząt. Jesteśmy (na ile nam wiadomo) jedynymi istotami żywymi, które w ogóle o przyszłości myślą. Wiewiórki zbierające orzechy na zimę tylko wydają się myśleć o przyszłości, ale tak naprawdę są do tego zaprogramowane.
Przez myślenie o przyszłości definiujemy się jako ludzie?
Jako istoty myślące, a nie działające instynktownie. My nasze instynkty zamieniliśmy na myślenie racjonalne i emocjonalne. I na ubezpieczenia.
Pytanie, jak nam to myślenie idzie – i czy jest bardziej racjonalne, czy emocjonalne. Bo często się o przyszłość lękamy.
Lęk o przyszłość świadczy o tym, że sami sobie nie ufamy, uważamy siebie za słabych. Bo przecież przyszłość... nie istnieje. To tak jak z definicją wypadku według Kłapouchego, która brzmi: „Wypadek to bardzo dziwna rzecz, nigdy go nie ma, dopóki się nie wydarzy”. Tak samo jest z przyszłością. Jest ona dopiero możliwym wynikiem tego, co zrobimy dzisiaj. Przyszłość jest więc dziś.
Przyszłość to splot tylu okoliczności, że scenariuszy jest nieskończenie wiele.
Dlatego właśnie tyle od nas zależy.
Tyle że wiele z nich to okoliczności zupełnie od nas niezależne.
Owszem, ale np. fakt, że jestem dziś trend­watcherem w firmie VanBerlo, stanowi konsekwencję kontrolowanego zbiegu okoliczności. To tylko pozorna sprzeczność: kontrolowanie zbiegów okoliczności polega na czymś, co zabrzmi bardzo prosto: żeby czegoś bardzo chcieć.
Ależ to brzmi jak z poradnika pozytywnego myślenia!
Nic podobnego. Jeżeli czegoś bardzo chcesz, wtedy starasz się pojawiać w odpowiednich miejscach, spotykać ważnych dla twojego zamiaru ludzi, łączyć się w sieci powiązań i zależności, których potrzebujesz dla realizacji swojego celu. To nie żadne myślenie życzeniowe, tylko praca oparta na sile woli. Jest to umiejętność cechująca liderów, od starożytnych proroków po Steve’a Jobsa: lider to człowiek, który w coś wierzy.
Wierzy w przyszłość?
Tak, ale bez wymawiania słowa „przyszłość”. Lider w coś wierzy i realizuje swoje marzenia. A inni wierzą w ich marzenia i nazywają je „przyszłością”.
Czyżby to był powód, dlaczego w Polsce tak słabo idzie nam myślenie o przyszłości?
Dokładnie tak – dlatego że w Polsce nie mamy liderów, ludzi mających siłę marzyć: w polityce, w Kościele, w biznesie, w edukacji – we wszystkim. Ludzie nie widzą przyszłości, bo nie mają marzeń. Ci, którzy dziesięć lat temu marzyli o wielkim telewizorze, już go mają. Ci, którzy marzyli o komórce, już ją mają. Ten, którzy marzył o samochodzie, wyjechał na dwa lata do Anglii i sobie kupił – już go ma. Zrealizowaliśmy swoje płaskie, konsumenckie marzenia albo ciągle rozliczamy się z przeszłością.
Jesteśmy syci, przyszłość już przyszła. Co radzisz – o czym teraz marzyć, żeby pogłębić swoje marzenia i nie poprzestać na telewizorze?
Przede wszystkim o tym, żeby starać się mieć mniej. I by to, co mamy, pochodziło z lokalnych źródeł. Belgijski ekonomista Geert Noels w książce „Econoshock 2.0” opisuje rozwój ekonomiczny jako trójkąt – piramidę, po której pną się gospodarki świata. Społeczeństwa zachodnie doszły do jej czubka, dotknęły pułapu. W pewnym momencie domy nie mogły kosztować już więcej, nie dało się już więcej zarabiać ani więcej kupić. Przeżywszy kryzys, konsument zachodni zaczyna dziś schodzić drugim bokiem trójkąta. Równocześnie, po pierwszym z boków wciąż wspinają się konsumenci z państw takich jak Brazylia, Chiny, Indie, Turcja czy Polska – państw, których ekonomia wciąż rośnie. Ale rośnie tylko dlatego, że wciąż przybywa w nich klasy średniej. A to ona jest klasą, która kupuje i produkuje. W krajach tych dotychczas królowały z jednej strony międzynarodowe korporacje, a z drugiej – mikroprzedsiębiorstwa. Z jednych i drugich państwo ma stosunkowo niewiele. Ale wraz z klasą średnią rośnie tam dziś liczba małych i średnich przedsiębiorstw. Tylko że pojawia się problem: otóż produkcja w tych krajach, także w Polsce, była możliwa dlatego, że zlecały ją dbające o innowacje kraje starego Zachodu. A one są już po drugiej stronie piramidy i zaczynają urządzać zupełnie nowy porządek: próbują mieć mniej i koncentrować się na lokalności. Do tego stopnia, że np. tu i ówdzie w Wielkiej Brytanii wymienia się funty na lokalną walutę, żeby lokalne produkty mogli kupować tylko mieszkańcy okolicy. Rozwija się nowy model społeczny – można go nazwać czymś w rodzaju społeczeństwa nowoplemiennego, które jest właściwie samowystarczalne, kooperatywne i składa się na nie wyłącznie klasa średnia.
Brzmi to jak utopia.
Prawda? Ale to już się dzieje. Dlatego możemy precyzyjnie przewidzieć przyszłość takich krajów jak Brazylia, Chiny, Turcja czy Polska za 10-15 lat. Co prawda, ja nie zajmuję się przewidywaniem zmian globalno-politycznych, ale je bacznie obserwuję, gdyż mają ogromny wpływ na rozwój biznesu moich klientów. Ich marki operują na światowych rynkach. Te wielkie koncerny starają się uniknąć błędów starej ekonomii, ale fachowa prasa pisze o obawach, że dojdzie dokładnie do tego, do czego doszło na Zachodzie: dzisiejszy Zachód miał kryzys finansowy, a te kraje doświadczą kryzysu produkcyjnego, bo cała produkcja i innowacje, które są dziś dostarczane przez świat zachodni – znikną, gdy Zachód będzie samowystarczalny na małą skalę, a ich własna klasa średnia nie będzie w stanie skonsumować nadprodukcji. Wysyci się i nie będzie w stanie kupić więcej.
Oznacza to nadchodzący koniec przemysłu takiego, jaki znamy. Gigantyczne fabryki nastawione na produkcję 10 mln t-shirtów na dobę będą mogły sprzedać może tysiąc dla własnej klasy średniej, bo Europa Zachodnia będzie swoje własne ubrania produkować lokalnie. Jakiś czas temu czytałam w „Finacial Times”, że niektóre koncerny zaczynają przenosić swoje produkcje z Chin do Europy i USA.
„Mieć mniej” – to trudne marzenie. O czym jeszcze zalecałabyś marzyć?
Koniecznie trzeba sobie jeszcze wymarzyć „plan B”. Wielu ludzi skończyło jakąś szkołę, dostało jakąś pracę i sądzi, że tak będzie już przez resztę życia. Nieprawda. To już pewne, że taki model się wyczerpał. Pytanie więc brzmi: czy masz plan B na swoje życie? Dziś najwyraźniej widać to na przykładzie ludzi z pokolenia baby-boom – czyli powojennego wyżu demograficznego. Właśnie przechodzą oni na emeryturę. Dziś już emeryci nie żyją po kilka lat, jak kiedyś – wielu z nich czekają jeszcze dwie dekady życia, może i więcej. To mnóstwo czasu! Ci ludzie zadają sobie teraz pytanie: co z tym czasem robić? Muszą sobie wymyślić życie od nowa.
Z drugiej strony, na rynek pracy wchodzi generacja X, wykształcona na kierunkach, które okazały się zupełnie nieprzydatne w życiu. Oni też muszą pomyśleć o planie B. Bo za nimi idzie generacja tzw. „millenials” (1980–2000), która jest kompletnie inna. Widzę to na przykładzie moich studentów z Uniwersytetu Technicznego w Eindhoven. Oni już doskonale wiedzą, że edukacja trwa przez całe życie. Więc starają się o różnorodne staże, wybierają świadomie, dają sobie również czas i przebierają w propozycjach. Dla ludzi z naszego pokolenia (mówię tutaj o ludziach urodzonych między 1965 a 1980 r.) wydaje się to absurdalne: bo kiedyś każdą taką propozycję stażu czy pracy braliśmy z pocałowaniem ręki. Tymczasem millenialsi wiedzą, że pierwszy wybór nigdy nie jest najlepszy. Idą za pasją i za ciekawością nowych możliwości. Skończyły się czasy, gdy raz zdobyte wykształcenie i praca starczały na całe życie.
Proponowałabym jeszcze trzecie marzenie: o szczęściu. Jest takie fińskie powiedzenie: „Szczęście jest pomiędzy naddatkiem a niedostatkiem”. To sprawia, że prawie nigdy nie jesteśmy świadomi swojego szczęścia: albo tęsknimy do niego, gdy mamy wszystkiego za mało, albo jesteśmy zbyt zajęci, by się nim cieszyć, gdy wszystkiego mamy za dużo. Dlatego życzę wszystkim czytelnikom „Tygodnika”, by świadomie przeżywali swój moment szczęścia.
My, amatorzy, o przyszłości tylko fantazjujemy, Ty przyszłością zajmujesz się zawodowo. Jak profesjonalnie myśleć o przyszłości? Jak ją przewidywać, żeby np. uniknąć projektowania na nią teraźniejszości? Jak nie wpaść w pułapkę myślenia w rodzaju „w przyszłości będą bardzo szybkie parowozy” albo „w przyszłości telefony komórkowe będą jeszcze mniejsze”?
Przewidywanie przyszłości polega na unikaniu ślepych uliczek. Biznes zwykle patrzy z jednej strony na własne możliwości, a z drugiej – na to, co robi konkurencja. I w ten sposób zmierza w ślepą uliczkę. Rzecz w tym, by myśleniem wyjść poza własny biznes, zobaczyć, co jest poza nim, w innych branżach. Bo prawdopodobnie właśnie tam powstają innowacje, które mogą kompletnie odmienić nasz biznes. Moja praca polega na chowie krzyżowym trendów i idei, żeby wciąż powstawały ich nowe gatunki.
Nigdy nie byłoby elektrycznych lokomotyw, gdyby ktoś nie pomyślał, że elektryczność – innowacja spoza branży kolejowej – może być siłą napędową pociągów. W najnowocześniejszych lodówkach stosuje się dziś laminaty pozwalające budować cieńsze ścianki izolacyjne, co pozwala na zmniejszenie gabarytu urządzenia przy zachowaniu tej samej pojemności – te laminaty producenci lodówek podpatrzyli w branży lotniczej. Firma, która potrafi wyjść myśleniem poza własną szufladkę i podpatrzyć, jakie innowacje wprowadzają inne branże, staje się liderem.
Przekłada się to na wszystkie inne dziedziny życia. W edukacji, kształtowaniu ścieżki kariery, nauce – wychodzenie poza wąskie ramy własnej specjalizacji przynosi naprawdę ożywcze efekty.
Przy czym obserwator trendów musi zawsze być na bieżąco – i to maksymalnie szeroko. Obserwować nie tylko innowacje technologiczne, ale też to, co się dzieje w nauce, wojsku, w polityce czy ekonomii...
Jaka więc z tych obserwacji wynika wizja naszego świata za, powiedzmy, dziesięć lat? Obudzę się rano, wyjdę z domu, i...
...i od razu zmierzysz się z problemami komunikacyjnymi. Nasze miasta nie są zaprojektowane na taką liczbę mieszkańców, która w nich będzie żyła – a według raportu ONZ do 2050 roku 74 proc. społeczeństwa Ziemi będzie mieszkała na terenach zurbanizowanych. Na ostatnich targach samochodowych IAA we Frankfurcie nad Menem zauważyłam, że firmy samochodowe, takie jak Mercedes czy BMW – czyli liderzy! – wysyłają już dziś sygnały, że odchodzą od modelu, w którym ma się samochód. W tej chwili auto jest naszym jedynym środkiem transportu (dla innych np. zatłoczony autobus). Firmy te, mimo że motoryzacja była i jest ich celowym biznesem, zaczęły powoli zmieniać swój profil. Widzą one, że w niedalekiej przyszłości nie samochód, lecz wybór środka transportu z naszej „prywatnej floty transportowej” będzie jedynym wyjściem w zatłoczonej metropolii. W skład takiej floty będą wchodzić: mały samochód z napędem elektrycznym, skuter elektryczny i rower. W zależności od tego, gdzie się chcesz dostać i jaka jest pogoda, wybierasz jeden ze swoich środków transportu. Oczywiście, zmusi to miasto do stworzenia innej infrastruktury. Jeśli każdy z nas będzie miał trzy tego rodzaju środki transportu, z których będzie wybierał jeden, to zobaczymy od razu, o ile mniej ludzi będzie w autobusach. One same też staną się więc mniejsze. W konceptach różnych firm (np. micromax firmy Rinspeed) widać, że w pojazdach tych nie będzie już np. takich siedzeń jak dziś. Czy żeby przejechać trzy przystanki, trzeba się od razu rozsiadać w fotelu? Wystarczy przecież wąski parapet, na którym można przycupnąć i podróżować w pozycji półstojącej-półsiedzącej.
Ale czy będziemy w ogóle wychodzić z domu do pracy? Alvin Toffler wychwalał jeszcze stosunkowo niedawno zalety telepracy przez sieć...
Nic podobnego. Do pracy dalej będziemy jeździć. Potrzebujemy wyjścia z domu. Już w erze agrarnej ludzie wychodzili z domu w pole razem z kurami, a wracali do niego wieczorem. Było to miejsce, gdzie się jadło i spało, całe zaś życie toczyło się poza domem. Gdyby nasi przodkowie nie zaczęli wychodzić z jaskini, dalej łupalibyśmy krzemienne toporki. Nie jesteśmy w stanie całego życia spędzać w zamknięciu.
Będziemy wychodzić z domu do biura – czyli gdzie?
Obserwując wiele miast oraz rozwój i strategie wielu znaczących instytucji publicznych, dochodzę do wniosku, że funkcję nowego biura pełnić będą po prostu miejsca publiczne. Skoro np. w Muzeum Narodowym, wśród obrazów największych mistrzów, można urządzić bankiet z okazji koronacji holenderskiego króla, to dlaczego nie proste spotkanie biznesowe? Największe zapotrzebowanie na miejsce dla firm będzie dotyczyło nie przestrzeni magazynowej czy hal produkcyjnych, lecz właśnie pomieszczeń do spotkań – bo praca przyszłości będzie głównie pracą umysłową, prowadzoną w zespołach zadaniowych. Będzie „umysłową”, bo wiele dzisiejszej produkcji będzie się odbywać pod kontrolą zaawansowanej technologii. Do takiej pracy nie trzeba od razu własnego biura, wystarczy wykorzystać dostępne przestrzenie publiczne. A równocześnie nasze narzędzia pracy stają się lżejsze i mobilne. Z drugiej strony, fryzjer czy masażysta też nie musi od razu mieć własnego salonu, może przecież przyjechać do mnie do domu. Sklepy, np. Tesco, zaczynają już eksperymentować z interaktywną ścianą, na której możemy naszym smartfonem „zrobić zakupy”. Taką ścianę Tesco umieściło na stacji metra w Korei. Świat pracy przyszłości uwolniony będzie od tradycyjnego miejsca, i będzie bardziej elastyczny.
Jak daleko w przyszłość można sięgnąć przewidywaniami?
Wydaje mi się, że bardzo daleko. Przewidywanie przyszłości to nie tylko fantazja Lema, Bradbury’ego czy Orwella, ale bardzo ważny element strategiczny wszystkich wielkich mocarstw. Ich rządy mają sztaby specjalistów i profesjonalne instytuty, które przewidują przyszłość rozwoju armii, zaawansowanej technologii czy produkcji żywności. Tylko że między przewidywaniem przyszłości a jej realizacją jest jeszcze kawał drogi i dużo decyzji do podjęcia. Do tego potrzeba zmian w naszej świadomości oraz ludzi z marzeniami.
A jak oceniasz polskie marzenia? Kilka dni temu ogłoszono na przykład, że zaczynamy komercyjnie produkować materiał przyszłości – grafen, według opracowanej w Instytucie Technologii Materiałów Elektronicznych taniej metody. Gdzie widzisz mocne strony, wokół których Polacy powinni konstruować swoje marzenia?
Grafen to oczywiście bardzo obiecująca technologia, zabierają się więc za nią wszystkie największe instytuty i firmy w krajach, gdzie na innowacje przeznacza się olbrzymie środki. Tu, w Holandii, firma ASML na potrzeby produkcji grafenu utworzyła ponad 2 tysiące nowych miejsc pracy. A ile powstało w Polsce? Boję się, żeby się to nie okazało wyprawą z motyką na słońce lub chwytem marketingowym przed wyborami. Polska jest wytykana przez pozostałe państwa europejskie jako jedyny kraj tzw. nowej ekonomii, który w ogóle nie inwestuje w badania i rozwój.
Gdzie są polskie potencjały? Chętnie sama posłucham odpowiedzi. Na razie widać rosnącą klasę średnią, która pragnie kupować samochody, telewizory i telefony komórkowe. Które są wymyślane i projektowane gdzie indziej niż w Polsce, i skądinąd pochodzi ich technologia. Marzę, aby w Polsce nastąpiła zmiana myślenia, co da Polakom inne marzenia, dodające nam wszystkim skrzydeł innowacji.
Czy zdradzisz nam swoją analizę krótkoterminową: na rok 2014?
To dobry moment, żeby przemyśleć, dokąd prowadzi nasza konsumpcja. W ogóle słowo „konsument” jest przeżytkiem kojarzonym ze starą, upadłą ekonomią. Ten rok to także pierwszy moment, kiedy pokolenie baby-boomers (1940–1960) zaczyna przechodzić na emeryturę, na rynku pojawia się więc coraz więcej osób starszych, a wciąż bardzo aktywnych. Czas najwyższy zastanowić się w tym roku, jak ten gigantyczny potencjał wykorzystać.
Rok 2014 to także początek zmiany postrzegania zagadnień związanych z naszym własnym zdrowiem – służba zdrowia i systemy ubezpieczeniowe zaczynają zmieniać swój model biznesowy: zamiast na leczenie nas z chorób, nastawiają się na utrzymywanie nas w zdrowiu. Czeka nas w przyszłości obowiązkowe monitorowanie własnego stanu zdrowia i trybu życia, choćby przez aplikacje w smartfonach – od tego, ile kroków dziennie robimy albo czym się odżywiamy, będzie mogła zależeć decyzja ubezpieczeniowa. Pytanie – czy będzie nas, z naszą mentalnością, stać na zrozumienie, że służy to naszemu dobru, czy będziemy się buntować jak dzieci przed wyimaginowanym Wielkim Bratem? Najlepsze prognozy i analizy trendów mogą zostać skrzywione przez nieugiętą kulturę narodu.
Przyszłość więc w naszych rękach?
Tylko i wyłącznie. Nikt inny nie jest za nią odpowiedzialny, bo my też możemy aktywnie uczestniczyć w podejmowaniu wielu decyzji. 

ZUZANNA SKALSKA jest dyrektorem ds. analiz trendów wzornictwa przemysłowego w studiu VanBerlo, jednym z czołowych trendwatcherów. Zajmuje się monitorowaniem rynków, przewidywaniem trendów oraz budowaniem strategii marek i produktów na potrzeby biznesu. Od 1991 r. mieszka w Holandii, gdzie studiowała na Design Academy w Eindhoven i Królewskiej Akademii Sztuki i Projektowania w Den Bosch. Przez ponad dwa lata pracowała jako Sensorial Trend Analyst w Philips Design, następnie założyła departament trendów w VanBerlo, największym studiu projektowym w Holandii. Jej projekty zdobywają prestiżowe nagrody w dziedzinie designu. Wykłada na Uniwersytecie Technicznym w Eindhoven. Jest pomysłodawczynią wyższej szkoły designu – School of Form w Poznaniu. Od lat prowadzi, także w Polsce, wykłady i warsztaty na temat trendów. Autorka blogu www.360inspiration.nl.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, twórca i prowadzący Podkastu Tygodnika Powszechnego, twórca i wieloletni kierownik serwisu internetowego „Tygodnika” oraz działu „Nauka”. Zajmuje się tematyką społeczną, wpływem technologii… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2014