Proroctwo o śnieżnym kraju

Przygotowania do otwarcia nowego meczetu w Warszawie zbiegają się w czasie ze zmianami wśród polskich muzułmanów. Do Tatarów i przybyszów z krajów arabskich dołącza trzecia grupa: konwertyci.

03.11.2014

Czyta się kilka minut

Nowy meczet i siedziba Ligi Muzułmańskiej RP w Warszawie, sierpień 2014 r. / Fot. Krystyna Błatkiewicz / REPORTER
Nowy meczet i siedziba Ligi Muzułmańskiej RP w Warszawie, sierpień 2014 r. / Fot. Krystyna Błatkiewicz / REPORTER

Ulotki w meczecie na warszawskiej Sadybie pamiętają jeszcze czasy PRL. Wydrukowano je w Berlinie, za pieniądze organizacji muzułmańskiej młodzieży, w nakładzie po 20 tys. sztuk i w ośmiu seriach tematycznych. Między innymi: „Rzut oka na islam”, „Życie po śmierci”, „Co mówią o Mahomecie”.

Wydrukowano ich – teraz już to wiemy – o wiele za dużo. Kiedy w 1993 r. adaptowano na potrzeby modlitewne dużą willę przy ul. Wiertniczej, życie religijne w Polsce dopiero się odradzało. Profesor Selim Chazbijewicz, pisarz i działacz tatarski, utrzymuje, że w czasie komunizmu na islam przeszło nie więcej niż czterech Polaków. Potem muzułmanów przybyło, lecz byli to głównie studenci z krajów arabskich.

Zmiana nadchodzi teraz. W skali mikro symbolizują ją ostatnie wydarzenia na Sadybie. Od lat organizowano tu wykłady dostępne dla wszystkich. Wiosną ktoś się poskarżył: jedna z dziewczyn jest nieodpowiednio ubrana. Odtąd kobiety mają zakaz uczestnictwa w zajęciach. Latem ktoś inny miał pretensje, że w czasie modlitw zobaczył wystające spod chusty włosy. Odtąd nie mogą się modlić w głównej sali meczetu.

Zmiany w skali makro dowodzą statystyki: do ok. 3 tys. Tatarów – którzy od początku XVI w. aż do lat 80. XX w. byli w naszym kraju niemal jedynymi wyznawcami islamu – oraz ok. 10 tys. muzułmanów-imigrantów dołącza właśnie trzecia grupa: konwertyci. Jest ich kilkuset. Wśród nich – kilkunastoosobowa grupka zwolenników surowej interpretacji Koranu. To, jakie oblicze przyjmie w wyniku tych zmian polski islam, pozostaje niewiadomą nawet dla wielu muzułmanów.

Lista żalów

Waleed Abumoammar, lekarz, przychodzi na spotkanie po dyżurze w jednym z warszawskich szpitali. Urodził się w 1981 r. w Strefie Gazy. Do Polski przyjechał 15 lat temu. W Palestynie została jego rodzina. Matka zginęła w wyniku izraelskiego ataku na ich dom – 23 lipca tego roku, wczesnym popołudniem.

Mówi cichym, spokojnym głosem. Tylko gdy rozmowa schodzi na Bliski Wschód, zdarza mu się uderzyć dłonią w stół. Ma żal do nas, do Zachodu: o to, że przez lata układaliśmy się tam z władzami, które gnębiły arabski naród; że przed rokiem łatwo przełknęliśmy zamach stanu w Egipcie; że nie obaliliśmy syryjskiego dyktatora Baszara al-Asada, gdy ten zabijał swoich rodaków przy użyciu broni chemicznej.

– Państwo Islamskie nie jest wcale islamskie. Jestem jego przeciwnikiem, uważam je za przykład nadużywania religii. Odnosi jednak sukcesy, bo ludzie mają dość reżimów, z którymi sprzymierza się Zachód – uważa Abumoammar. Dwukrotnie przerywa rozmowę, aby pokazać filmy w telefonie. Na nagraniach egipski żołnierz znęca się nad dwoma przechodniami; inny, izraelski żołnierz popycha bezbronną kobietę.

Abumoammar ma żal do polityków, ale wśród Polaków – tak jak zdecydowana większość muzułmańskich imigrantów – odnalazł się świetnie. Bezbłędnie opanował język. Uwielbia stare polskie filmy. Ożenił się z pół-Irakijką, lecz znajomych ma też wśród katolików i niewierzących.

– O islamie staram się przed nimi zaświadczać swoim zachowaniem. To piękna religia – mówi. Zapytany o najlepszy model integracji, odpowiada: Polska. Nie ma tu gett, muzułmanie integrują się z innymi.

Od razu jednak dodaje: brak większych kłopotów z adaptacją nie był jak dotąd wynikiem przemyślanej strategii, lecz pochodną struktury społecznej imigrantów. Inaczej niż na zachodzie Europy – gdzie spór o islam dotyczy w dużej mierze bezrobotnych i wykluczonych – muzułmanie, którzy przyjechali nad Wisłę, są z reguły ludźmi zajętymi. Większość skończyła tu studia (przeważnie medyczne lub inżynierskie), znalazła nieźle płatną pracę. Od internetowych dyskusji o kalifacie, w których wiodą prym polscy konwertyci, bardziej cenią np. informacje o tym, gdzie w Warszawie znaleźć dobre przedszkole dla swoich dzieci.

Czekając na kalifat

O wspólnym państwie wszystkich muzułmanów rozmyśla za to Omar Konrad Wójcik, lat 29, urodzony i wychowany w dzielnicy Praga-Południe. Rozmyśla on – dodajmy – o kalifacie „w wersji prawdziwej”, nie tej w wykonaniu Państwa Islamskiego (IS).

– To, co robi teraz IS, jest dalekie od szariatu i odbiega od zasad tworzenia oraz funkcjonowania kalifatu. Szkoda, że świat nie patrzy na to, co dał mu islam, tylko na to, jak grupa oszołomów, działając w sprzeczności z szariatem, podpina się pod tę religię – mówi. I dodaje: – W prawdziwym kalifacie jest miejsce dla każdego, nawet dla niewiernych.

Wójcik przeszedł na islam trzy lata temu, po dwóch wizytach w meczecie. Odtąd posługuje się arabskim imieniem, które przyjął dla dopełnienia sunny, czyli praktycznego wzorca zachowania zaczerpniętego z życia Mahometa. Niebawem poprosi warszawski magistrat, by wpisano mu je do dowodu.

Tłumaczy, że przyjął nową religię, gdyż katolicyzm, w którym go wychowano, stanowił dla niego źródło pytań, a nie odpowiedzi. Po konwersji znajomi zareagowali różnie („w pewnym sensie był to test, kto jest przyjacielem, a kto nie”). Na pytanie, czy wraz ze zmianami na świecie, ewolucji może podlegać także islam, odpowiada: – Świat nie zmienia się aż tak bardzo. To ludzie się rozleniwiają i ułatwiają sobie życie, jak mogą. Innowacja w islamie jest błędem. Islam to nie chrześcijaństwo, które zmienia zasady pod naciskiem mody.

Kiedy jednak pada więcej pytań o kalifat, zamiast Abu Bakra al-Baghdadiego, lidera Państwa Islamskiego, odpowiedzi zaczynają dotyczyć o. Tadeusza Rydzyka.

– Zna pan jego ostatnią wypowiedź, że jako katolika nie obowiązuje go prawo świeckie? Gdybym to ja powiedział, byłaby wrzawa, ale kontrowersyjny ksiądz już może – uważa Wójcik.

Jaki więc rodzaj samokrytyki akceptuje wśród samych muzułmanów?

– Taki, który dotyczy religijności wyznawców islamu, tego, jak przestrzegają nakazów i sunny. Sam często krytykuję tak zwane kraje muzułmańskie za tradycje dalekie od islamu – brzmi odpowiedź.

Dla zdecydowanej większości polskich muzułmanów (także konwertytów) poglądy Wójcika są zbyt skrajne. Przypominają: islamskich radykałów jest garstka – podczas gdy antyislamskich można liczyć w tysiącach (jeden tylko profil „Precz z islamem” polubiło na Facebooku ponad 4 tys. Polaków).

Jednak wśród samych muzułmanów trudne do zaakceptowania są też głosy wzywające do bardziej liberalnej interpretacji zasad tej religii.

Zacznijmy od edukacji

Podobno prorok Mahomet powiedział kiedyś, że w przyszłości ruch odnowy islamu zawiąże się w kraju, w którym pada śnieg. Raz prawie się to udało. Pod koniec XIX w., inspirowani pracami Musy Bigijewa, autora komentarzy do Koranu pisanych w duchu modernistycznym, niektórzy muzułmanie z Rosji (tzw. dżadidzi) zreformowali szkolnictwo w medresach: wprowadzili lekcje filozofii europejskiej i języków obcych. Przed rewolucją zdążyli wychować tylko jedno prozachodnie pokolenie. Bolszewicy reformatorów zabili, pozamykali w więzieniach albo wygnali z kraju.

Może jest więc tak, że Mahomet mówił o Polsce. Tu nie brakuje dziś zwolenników zmian. Dla Selima Chazbijewicza (rocznik 1955), byłego imama gdańskiej gminy muzułmańskiej, fakt, że myśli muzułmańskiej potrzebna jest odnowa, nie ulega wątpliwości: – Wśród muzułmanów doszły do głosu siły wsteczne, o średniowiecznej proweniencji. Europeizacja islamu, zwłaszcza w dziedzinie obyczajowości, jest konieczna.

Zdaniem profesora, z częścią konwertytów może się wiązać zagrożenie radykalizmem: – Dosłowność, z jaką interpretują niektóre zasady islamu, jest praktycznie sprzeczna z zasadami tej religii.

Dyskusja o przyszłości polskiego islamu nie wyszła na razie poza internet. – W sieci nie ma granic. Uczestniczy w niej coraz więcej radykalnych muzułmanów, Polaków mieszkających na Zachodzie, Polek, które wyszły za Arabów – mówi Chazbijewicz. I choć wciąż wierzy w konieczność reformy, jego przewidywania brzmią pesymistycznie: – Jest bardzo prawdopodobne, że w przyszłym roku usłyszymy o pierwszym Polaku-konwertycie w IS.

 Niedługo w okolicy ronda Zesłańców Syberyjskich zostanie otwarty nowy warszawski meczet. Od tego, co będzie w nim nauczane, zależy w dużej mierze kierunek, który obierze polski islam. Kto się tu przeniesie z Sadyby? Jakie wpływy zdobędą najgorliwsi z neofitów? Czy muzułmanki dostaną miejsce do modlitw w głównej sali?

– Wszystko gotowe, czekamy tylko na odbiór techniczny budynku – mówi Waleed Abumoammar. Właśnie przysiadł się do nas imam nowego meczetu, 31-letni Jemeńczyk. Uśmiechnął się na powitanie, lecz rozmowa jest utrudniona. Jeszcze nie nauczył się dobrze polskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2014