Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W tej wrzawie medialnej gubi się to, co w sztuce filmowej kluczowe: jej wartość artystyczna (jedną z nielicznych, która dotknęła tego problemu była recenzująca film w „TP” nr 46 Anita Piotrowska). Pasikowski miał swoim dziełem wstrząsnąć sumieniem narodu, pokazując realny problem: antysemityzm polskiej wsi. Problem w tym, że nakręcił wstrząsająco niedobry obraz. Scenariusz z mieliznami, a rozwiązania konstrukcyjne zaczerpnięte z estetyki propagandowej. Bohaterowie wycięci z grubego kartonu – albo lici w doskonałości, albo w barbarzyństwie. Zamiast autentycznych dialogów – górnolotne tyrady. Realizm świata przedstawionego położony w całej rozciągłości – w „Pokłosiu” fałszywie wygląda nawet zabity pies.
W kinie polskim mieliśmy kiedyś świetne rozliczeniowe obrazy Munka, Wajdy czy Holland, dziś „Pokłosie” mógłby wiarygodnie zrealizować Wojciech Smarzowski. Niestety u Pasikowskiego idee stały się istotniejsze od opowieści – dzieje sztuki pokazują, na jakie to prowadzi manowce. Jasne, że o trudnych historycznych momentach trzeba przypominać, nawet jeśli społeczeństwo miałoby odczuwać dyskomfort, a prawicowi politycy – rozdzierać szaty. Należy to jednak czynić z twórczą klasą, nie traktując widza jak skończonego osła, zaś recenzując film nie udawać, że szczytny cel usprawiedliwia kreowanie plakatowej rzeczywistości.