Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
– tymi słowami zaczyna się wiersz wielkiego izraelskiego poety Jehudy Amichaja poświęcony temu, co nazywane jest Akedą, związaniem i ofiarowaniem Izaaka. Kończy się równie zaskakującym obrazem: „Aniołowie wrócili do domu, Izaak wrócił do domu, Abraham i Bóg dużo wcześniej odeszli / Ale prawdziwym bohaterem opowieści o Izaaku jest baran”.
Amichaj napisał ten wiersz w 1982 r. w czasie wojny libańskiej. Być może najtrudniejszej, bo moralnie silnie kwestionowanej. Sam Amichaj był żołnierzem w wojnie niepodległościowej w 1948 r. Pisał o ofiarach wojny, żołnierzach wychowanych na syjonistycznych ideałach. Ba, nazwisko, jakie przyjął, miało w sobie coś, jak pisał, pozytywnego, lewicowego i syjonistycznego. Wspominam te detale biograficzne, bo one wydają się niezwykle ważne dla myślenia o wierszu „Prawdziwy bohater”.
Tak, to prawda, jedyną krwawą, zapisaną ofiarą ofiarowania na górze Moria był zaplątany w kolczaste krzaki baran. O Żydach prowadzonych w czasie wojny jak barany na rzeź pisali przez lata z niecierpliwością, rozgoryczeniem i pewnie złością nazbyt gorliwi syjoniści. Nie mogli pojąć tego, co się stało. Nie chcieli tego rozumieć, albo też mieli w ten sposób ochotę wykrzyczeć, że Żydzi z diaspory swoją wielowiekową uległością, biernością polityczną i militarną okazali się bardziej niż słabi wobec Zagłady. A tu Amichaj pisze w ich obronie. Oni byli bohaterami, a nie ojciec wiary i jego pełen odwagi syn.
Ale „baranami” wydanymi na śmierć są też żołnierze izraelscy, którzy wcale nie pchali się na wojnę libańską, nie szli na nią na ochotnika, ale zostali poświęceni. Zostali zaszlachtowani, jak zwierzę, które zabił ojciec wiary. Nad żołnierzami zresztą Bóg się nie lituje. Amichaj pisał o tym w wierszu: „Bóg lituje się nad dziećmi z przedszkoli, trochę mniej nad dziećmi ze szkoły, ale nie ma jej dla dorosłych. / Porzuca ich, i czasem muszą pełzać na czworakach, na skwarnym piasku, by dotrzeć do punktu opatrunkowego, ociekając krwią”.
Na górze Moria, tak jak na wojnach, w akcie zwanym Akeda poświęconymi i umarłymi są ci, którzy ani tego nie chcieli, ani się na to nie pisali. Nie ginęli dla uświęcenia Imienia Pańskiego. Nie odgrywali żadnej aktywnej roli w tym dramacie. Byli tylko jego ofiarami, używanymi po to, by uzasadniać przemoc. Na nie powołują się politycy, by mówić, że nie możemy dopuścić do powtórzenia Zagłady i musimy się zbroić. Wywołują pamięć poległych żołnierzy z Libanu, by domagać się nowych nalotów.
Amichaj – żołnierz i poeta – doprowadza antywojenną postawę do nowych granic, broniąc ofiar ludzi przed tym, by nie zamienić ich w ozdobniki i frazesy górnolotnego religijnego obrazu. By nie umknęło nam to, co realne: doświadczenie lęku, życia i śmierci.