Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wydaje się, że jest to ostatnia chwila, jest to bowiem tekst szalenie antypolski, antyrządowy i totalnie opozycyjny, z tym zastrzeżeniem oczywiście, że nie jest on, rzecz jasna, napisany przez żadnego opozycjonistę.
Niemal każde tamtejsze zdanie jest aktualne i rozjaśniające, jak nie przymierzając błysk pioruna. Wystarczy odrobinka zdolności kojarzenia i syntezy, by pod kolejne definicje, przypadki i opisy podłożyć kolejne czyny, zdania, opinie i nazwiska polskiej polityki, by zrozumieć, z czym mamy w kraju naszym do czynienia. W tym przypadku zatem – a rzecz to raczej rzadko spotykana – można spokojnie i z satysfakcją głosić chwałę internetów i tej nielicznej garstki twórców wlewających do zatrutej studni wszelkiej informacji po kilka kropel pysznego eliksiru prawdy. Przytoczenie początku tego tekstu, czymże jest głupota, wydaje się niezbędne, a zatem jest to: „Niedostatek rozumu przejawiający się brakiem bystrości, nieumiejętnością rozpoznawania istoty rzeczy, związków przyczynowo-skutkowych, przewidywania i kojarzenia. Charakteryzuje się pychą, śmiałością, podejrzliwością, niskim lub nieistniejącym samokrytycyzmem, niezdolnością do zdziwienia, dążnością do ekspansji”.
Naturalnie definicja głupoty i jej skromne rozwinięcie w Wikipedii nie daje nam pełni nasycenia, czymże jest i czymże głupota się objawia oraz jak wielkie przestrzenie pojmowania i reakcji wypełnia. By podjąć nieco bardziej fachowe studia nad głupotą, trzeba przewertować i Erazma z Rotterdamu, i boskiego w tej branży, a całkiem nam współczesnego, już tu kiedyś wspominanego Holendra Matthijsa van Boxsela, autora „Encyklopedii głupoty” – największego bodaj w dziejach badacza poczynań, o których bez wahania rzec można, że są głupie.
Wracając na nasze gumno, odnosimy ponure wrażenie, że wszelkie próby opisania krajowej sytuacji politycznej szybują na zbyt dużej wysokości, bez prób sklasyfikowania istoty podłoża, od którego się odbiły. Słowem, wszelkie próby zdefiniowania, z kim i z czym mamy do czynienia, skąd biorą się irracjonalne aktywności władzy, ale i części społeczeństwa, muszą spełzać na wnioskach co najmniej błędnych. Wszelkie próby wmyślenia się w rzekomo istniejące programy polityczne czy mniemania o jakichkolwiek założeniach, istnieniu czegokolwiek, co można by nazwać projektem – są tragicznym błąkaniem się po pustyni, pośród zgubnych miraży. Odpowiedź leży nisko, w miejscu, z którego odbył się start tego – za przeproszeniem – statku kosmicznego. Pasem startowym jest głupota, z którą tu nikt nigdy na skalę państwową nie próbował się zmierzyć bądź którą ambitnie pudrowano czy też malowano lakierami kryjącymi. Jak to jednak bywa w przypadkach prac wykonanych nieudolnie, musiały nadejść: moment, w którym zabrakło zarówno lakierników, jak i chwila, w której warstwa ta musiała się złuszczyć i odpaść. Spełzła właśnie, odsłaniając gładź absolutną.
Dlaczego ten krótki tekst o charakterze raczej sprawozdawczym nosi tytuł „Polityka zagraniczna”? Jest to pytanie dość łatwe, a odpowiedź brzmi: „przypadkiem”. Po prostu akurat teraz, akurat przy piśmiennych zabawach na temat głupoty, wydał nam się pasujący idealnie. Oczywiście, każdy chętny w ramach upodobań do majsterkowania może go sobie zmienić, np. na politykę kulturalną, wewnętrzną, militarną, oświatową lub jakąkolwiek inną z zakresu aktywności władzy. Rzec trzeba pokornie na koniec, że nic się już nam nie ciśnie na usta, zbyt wielu bowiem się ciśnie. Mawia się, że „głupota nie boli”, i jest to niewątpliwie jedno z najmądrzejszych zdań w historii polszczyzny, w języku raczej opisowym niźli stworzonym do syntezy, pomijając oczywiście nieśmiertelną rymowankę „Tylko ludzie głupie nie piją przy zupie”. Na zdrowie. ©℗