Pod własną banderą

Morze to piękno, marzenia i wolność. Jej smak poznały kobiety, które przed wiekami uciekały na statki, szukając niezależności. Były żeglarkami, piratkami, dowodziły własnymi statkami. Kochały morze i były wierne sobie.

17.12.2013

Czyta się kilka minut

Hannah Snell zaciągnęła się w męskim przebraniu do brytyjskiej marynarki; potem została – na krótką chwilę – celebrytką XVIII-wiecznego Londynu. / Fot. DOMENA PUBLICZNA
Hannah Snell zaciągnęła się w męskim przebraniu do brytyjskiej marynarki; potem została – na krótką chwilę – celebrytką XVIII-wiecznego Londynu. / Fot. DOMENA PUBLICZNA

Od wieków marynarze powtarzają, że kobiety na morzu przynoszą pecha. Gdy w 1379 r. brytyjskie statki dowodzone przez sir Johna Arundela starły się z silnym sztormem, uznano, że to wina kobiet obecnych na pokładach. Było ich 60. – wszystkie wyrzucono za burtę. Cóż, sztorm nie ucichł: 25 statków się rozbiło, większość mężczyzn utonęła. Wśród nich – choć marna to pociecha – sir Arundel.

Kilkaset lat później kobiety nie były już na morzu czymś egzotycznym: na okrętach wojennych pływały pielęgniarki, czasem marynarzom pozwalano zabierać ze sobą żony. Przedsiębiorcze kobiety parały się praniem – dla mężów za darmo, a dla ich kolegów za pieniądze. Problem w tym, że korzystały ze słodkiej wody, której zasoby były ograniczone (ubranie wyprane w wodzie słonej nigdy nie było do końca suche). Ta kwestia irytowała admirała Johna Jervisa, który zażądał usunięcia kobiet – choć, na szczęście, nie przez wyrzucenie za burtę. Niejaki Horatio Nelson, wtedy jeszcze nie admirał, odpisał Jervisowi, doradzając zostawienie spraw w spokoju, bo kobiety są odporne na rozkazy. „Jeszcze takiej nie spotkałem, która by była posłuszna” – napisał późniejszy pogromca napoleońskiej floty.


KATE: NA WŁASNYM STATKU


Kate Tyrrell zapewne nie uważała się za feministkę – czy też raczej, jak wtedy mówiono, sufrażystkę, walczącą o prawa kobiet.

Była zwykłą dziewczyną z Irlandii, zakochaną w morzu i w statkach. Była też pierwszą kobietą w Wielkiej Brytanii (Irlandia należała wtedy do Korony brytyjskiej), której pozwolono zarejestrować statek na swoje nazwisko – był rok 1893. Dodajmy, że nazwisko było panieńskie, choć Kate była mężatką.

Z dzisiejszej perspektywy można powiedzieć, że miała odwagę i pasję, ale też szczęście do mądrych mężczyzn: ojciec docenił jej morską pasję i umiejętności nawigatora, i kupił jej mały szkuner (zarejestrowany jeszcze, z konieczności, na niego). Nazywał się „Denbighshire lass”, czyli „Dziewczę z Denbighshire”. Z kolei mąż, John Fitzpatrick, nie nalegał, by przyjęła jego nazwisko po ślubie, a nawet pracował na szkunerze pod jej rozkazami. Można się zastanawiać, co mówili w pubie jego koledzy...

I tak Kate Tyrrell, wożąc na swoim szkunerze węgiel i ciężko pracując, była jednak – jak na tamte czasy – wyzwoloną kobietą. Choć pewnie sama o tym tak nie myślała. Wyszła za mąż z miłości, urodziła dzieci, gdy chciała (raczej późno, bo po czterdziestce), była kapitanem i właścicielem statku, sama decydowała o sobie i na siebie zarabiała. A gdy tylko było można – po I wojnie światowej – na jej statku zawisła po raz pierwszy flaga wolnej Irlandii.

Kate w swoim życiu osiągnęła więcej niż inne kobiety w jej czasach. Ale zanim mogła powiedzieć: „To mój statek”, trzeba było wielu innych kobiet, które przetarły morski szlak.


HANNAH: CELEBRYTKA...


Londyn kochał Hannah Snell. W 1756 r., gdy wydano jej biografię, jej portrety można było kupić na każdym rogu.

Była celebrytką swego czasu: ludzie zachwycali się historią kobiety, która dołączyła – w męskim przebraniu! – do królewskiej marynarki, dzielnie walczyła, była ranna i jeszcze potrafiła o tym opowiadać (na licznych przedstawieniach, którymi zarabiała na życie, pokazując, jak potrafi przeładować broń). Od armii dostała dożywotnią, choć skromną emeryturę. Fakt: była potrzebna brytyjskiej monarchii – nie jako żołnierz, ale jako świetny element propagandy, zachęcający do wstąpienia w szeregi marynarki.

Potem sława minęła. Hannah podobno chciała otworzyć pub w Wapping – londyńskiej dzielnicy doków, magazynów i wszelkiej maści awanturników, żeglarzy i kryminalistów. Miał się nazywać „Kobieta w przebraniu”. Ale chyba nic z tego nie wyszło, bo żaden zapis o takim pubie się nie zachował.

Zachowały się za to wzmianki o Hannie, która prowadziła obwoźny handel guzikami i koronkami. Aż w końcu do prasy trafiła notka o jej śmierci, w 1792 r. – umarła po kilku miesiącach pobytu w owianym złą sławą szpitalu psychiatrycznym Bedlam. Z powodu „najbardziej żałosnej ułomności, która może dotknąć człowieka”. Jak twierdzą dziś badacze, był to zapewne syfilis. Brytyjska kobieta-bohater umierała w samotności w miejscu, w którym „wiele kobiet było zamkniętych w celach nago i w łańcuchach, leżąc na słomie, z tylko jednym kocem do przykrycia”. Spoczęła w nieoznaczonym grobie, na terenie szpitala dla weteranów.


...I HANNAH (BARDZIEJ) REALNA


Sto lat później o Hannie przypomniano w tygodniku „All the Year Round”, wydawanym przez Charlesa Dickensa, w artykule o „brytyjskich amazonkach”. Ale w jej historii fakty mieszają się z plotkami. Wiadomo, że urodziła się w 1723 r. w Worcester, w biednej rodzinie. O dziwo, zadbano, by nauczyła się pisać i czytać. Gdy rodzice umarli, Hannah przeniosła się do Londynu do siostry. Poznała holenderskiego żeglarza Jamesa Summsa, ale szybki ślub nie przyniósł jej szczęścia: mąż ją zdradzał, pił i zostawił bez grosza, gdy była w 7. miesiącu ciąży. Podobno gdy dziecko po urodzeniu zmarło, Hannah ruszyła szukać męża. To niejasny wątek; czemu miałaby go szukać? W dodatku szukała nie na morzu, ale w Carlisle na północy Anglii, gdzie zaciągnęła się do wojska. Oczywiście w przebraniu.

Dzięki księgom okrętowym wiemy, że Hannah – posługująca się imieniem James Grey – trafiła w październiku 1747 r. na okręt „Swallow” i wkrótce wyruszyła do Indii. Był to konwój z posiłkami przeciw Francuzom; wojna trwała już kilka lat – Francja chciała zdobyć tereny należące do Brytyjskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej. Po sześciu miesiącach na morzu Hannah dotarła do Indii i wzięła udział w bitwie pod Pondicherry, gdzie ponoć dzielnie walczyła i została kilka razy ranna. Za tę walkę została odznaczona i z nią wiąże się najwięcej legend (np. jak ranna w podbrzusze sama się opatrzyła, by lekarz nie odkrył jej płci). I znów: zapisy mówią, że Hannah owszem była ranna lub chora, ale później. Cóż, Pondicherry brzmiało bardziej heroicznie... A jest też bardziej banalne wyjaśnienie: dzięki ranom mogła liczyć na wojskową rentę – za biegunkę i szkorbut nic by nie dostała.

Do Anglii wróciła w maju 1750 r. Dostała zaległy żołd za 2,5 roku służby: 15 funtów i dwa ubrania, które sprzedała za 16 szylingów. Poszła też z kolegami do pubu i tam wyznała, że jest kobietą. Historię podchwyciły gazety, a Hannah złożyła w sztabie petycję o wsparcie. Przyznano jej dwie renty, ale otrzymywała chyba tylko jedną – ze szpitala dla weteranów. W księgach zapisano, że „Hannah Snell alias James Grey” będzie dostawać pięć pensów dziennie. Niewiele, ale zaczęła układać sobie życie: wyszła za mąż, urodziła dwóch synów. Jeden z nich, wspierany przez wielbicielkę Hanny z wyższych sfer, skończył studia prawnicze i został adwokatem. Trudno więc wyjaśnić, dlaczego Hannah już jako 60-letnia kobieta miałaby być zmuszona do włóczęgi po kraju jako domokrążca.

Chyba że włóczęga dawała jej poczucie wolności.


MARY: KOBIETA-PIRAT


Mary Read został wychowana jak chłopak. Jej ojciec-żeglarz zaginął na morzu. Teściowa wspierała młodą wdowę jedną koroną na tydzień – ale: na wnuka. A że Mary miała pecha być dziewczynką, sprytna matka uznała, że zrobi z niej chłopaka i... źródło dochodu.

To pewnie jakoś wpłynęło na Mary, która zaciągnęła się do piechoty, a potem do regimentu jazdy. Kiedy jednak poznała flamandzkiego żeglarza, zakochała się i wyznała mu prawdę. Młodzi pobrali się i mogliby żyć długo i szczęśliwie, prowadząc gospodę, ale mąż zmarł w 1717 r.

Mary sprzedała knajpę, wyjęła z szafy spodnie i zaciągnęła się na statek płynący na Karaiby. Okręt wpadł w ręce piratów, a Mary przystała do nich, ratując życie. Podczas jednej z pirackich wypraw spotkała inną kobietę, też przebraną za mężczyznę: Irlandkę Ann Bonney. Polubiły się, coś je do siebie ciągnęło – wkrótce odkryły, że po prostu obie są kobietami i przestały się ukrywać. Razem z Jackiem Rackamem, zwanym „Calico Jack”, przejęły statek i uprawiały piractwo na własną rękę.

W 1720 r. gubernator Jamajki postanowił skończyć z piratami: wysłał ekspedycję karną. Statek Ann i Mary miał pecha, został wytropiony i zdobyty. Cała załoga uciekła pod pokład, „Calico Jack” również. Na pokładzie zostały dwie kobiety, broniąc się do upadłego. Ostatecznie wszyscy trafili przed sąd w Port Royal: sądowe dokumenty okazują się dziś źródłem wiedzy o tych kobietach i z zeznań świadków wiemy, że obie miały pistolety, na głowie zawiązane chusty i bardzo przeklinały.

Najpierw na śmierć skazano mężczyzn. Ann zobaczyła się na chwilę z Jackiem, który był jej kochankiem (wcześniej porzuciła dla niego męża). „Gdybyś walczył jak mężczyzna, to by cię nie powieszono jak psa” – miała mu powiedzieć. Ona i Mary broniły się przed karą śmierci, twierdząc, że są w ciąży. Egzekucję odroczono, ale niewiele to dało: Mary zmarła w więzieniu. Ann miała szczęście: wyciągnął ją jej zamożny ojciec.

Historia irlandzkiej piratki kończy się happy endem: po morskich przygodach wyszła dobrze za mąż, urodziła ośmioro dzieci. Odnalazła nawet syna, którego miała z „Calico Jackiem” (zaraz po porodzie zostawiła go na Kubie). Teraz nadała mu imię Jack – po ojcu-piracie. Zmarła w podeszłym, jak na tamte czasy, wieku: 84 lat.


WILLIAM PIJE Z KUMPLAMI


Nie wiadomo, jak William Brown miała naprawdę na imię. Ale na pewno nie William. To ona jednak – w sensie zawodowym – osiągnęła z brytyjskich żeglarek najwięcej.

Na brytyjskich okrętach wojennych spędziła 12 lat. Musiała być silna i odważna, bo była tzw. „captain of the foretop”: dowodziła zespołem marynarzy, odpowiedzialnych za zwijanie i rozwijanie żagli na najwyższych masztach. Wejście tam wymagało odwagi, a unoszenie ciężkich żagli w wietrze i deszczu, stojąc na linach, było prawdziwym wyczynem.

Prawdziwą tożsamość William odkryto w 1815 r. Londyński rejestr „Annual Register” odnotował: „Jest bystra, o zgrabnej figurze, wysoka na pięć stóp i cztery cale, ma znaczną siłę. W sposobie bycia zdradza wszystkie cechy brytyjskiego marynarza i radośnie popija grog ze swoimi kumplami”.

William była – co dodaje jej karierze niezwykłości – czarnoskóra. Do marynarki trafiła podobno po tym, jak pokłóciła się z mężem. Przez wiele lat służyła na „Queen Charlotte”, jednym z największych brytyjskich okrętów. Gdy okazało się, że jest kobietą, na chwilę wróciła na ląd i do męża. Szybko zrozumiała swój błąd, gdy okazało się, że mąż ma prawo do jej wieloletnich zarobków. Zabrała więc swoje pieniądze i żeglarski worek, i wróciła na statek.

Miała wtedy 32 lata – wiek wtedy raczej „popoborowy” – ale została przyjęta i nawet ją awansowano. A przecież wiedziano już wtedy, że jest kobietą. W księdze pokładowej figuruje nadal jako William Brown. Najwyraźniej zasłużyła na szacunek i zaufanie innych żeglarzy, którzy przyjęli ją z powrotem – bez względu na jej płeć.


DLA PIENIĘDZY I WOLNOŚCI


Historyk Susanne Stark twierdzi, że w brytyjskiej marynarce królewskiej w XVII i XVIII wieku służyło około 20 kobiet. We flocie handlowej i rybackiej było ich prawdopodobnie około 15, ale tam jest mniej pewnych danych niż w zbiurokratyzowanej armii. Dla porównania: w 1810 r. w marynarce służyło 145 tys. mężczyzn.

Co je pchało na morze? Mówi się często, że miłość bądź/i złamane serce. Ale wydaje się, że równie istotnym motywem mogła być beznadziejna sytuacja na lądzie. Bez wykształcenia i możliwości zarabiania, kobieta tamtych czasów była skazana na mężczyznę. Nie mogła decydować o niczym. Na morzu warunki były trudne i praca ciężka, ale przynajmniej kobieta – w przebraniu – była wolna. Słuchała rozkazów, ale poza tym robiła to, co chciała. I nie najgorzej zarabiała. Oczywiście pod warunkiem, że nikt nie wiedział, iż jest kobietą. Teoretycznie sytuacji, kiedy mogła się zdradzić, było wiele – choćby podczas załatwiania „mniejszych” potrzeb fizjologicznych. Mężczyźni robili to po prostu, stając przy burcie. Kobiety musiały sobie jakoś radzić: np. Catherine Lincken w 1721 r. mówiła, że korzystała z rogu obleczonego skórą, przez który sikała.

Na statkach nie rozbierano się do spania, noszono luźne ubrania. Młodym kobietom, które się zaciągały, łatwo było więc uchodzić za młodych chłopców bez zarostu. A im więcej pracowały, tym bardziej szczupła i muskularna stawała się ich budowa. Hannah Snell twierdziła, że udało jej się nawet zmylić kolegów podczas kary chłosty, którą jej wymierzono, rozbierając ją do pasa: na szyi zamotała jedwabną chustę, która osłaniała piersi, ponadto przywiązano ją twarzą do ściany. Ciężka praca wpływała też prawdopodobnie na zatrzymanie miesiączki. Ale nawet jeśli spodnie były poplamione krwią, nie zwracało to uwagi – wielu żeglarzy cierpiało na różne choroby, w tym weneryczne, a ubrania prano rzadko.

Życie na okrętach było wtedy i trudne, i niebezpieczne. Ludzie stłoczeni na małej przestrzeni, chorujący, nieraz głodujący, ryzykujący życiem. A jednak było to nieraz lepsze niż wegetacja na lądzie.

Przed sądem piratka Mary Read tak odpowiedziała na pytanie, dlaczego wybrała życie na morzu: „Ląd jest pełen drobnych przestępców okradających wdowy. Morze jest dla odważnych ludzi, którzy nie boją się śmierci”.

W istocie: kobiety, które pływały, były odważne.  


Korzystałam ze zbiorów Narodowego Muzeum Morskiego w Greenwich i książek: S.J. Stark „Female Tars: Women Aboard Ship in the Age of Sail”; D. Cordingly „Heroines and Harlots: Women at Sea in the Great Age of Sail”; E.R. Snow „Women of the Sea”; M. Stephens „Hannah Snell: The Secret Life of a Female Marine, 1723–1792”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2013