Pierwszy i Ostatni

Liturgia przez ostatnie dwa tygodnie prowadziła już naszą myśl ku „rzeczom ostatecznym”.

29.11.2014

Czyta się kilka minut

Pierwsze czytania mszalne zaczerpnięte były z Apokalipsy, kolejne perykopy ewangeliczne natomiast z mowy eschatologicznej Jezusa zapisanej w wersji św. Łukasza (Łk 21, 5-36).

Przez kolejny miesiąc pozostaniemy w obszarze tej tematyki i wrażliwości, jako że zaczyna się Adwent.

„Jam jest Pierwszy i Ostatni” – tak się przedstawia Chrystus w Janowej Apokalipsie (trzykrotnie: Ap 1, 17; 2, 8 i 22, 13). Polskie tłumaczenie wiernie oddaje tu oryginalny grecki tekst: protos kai eschatos. Wiele do myślenia dał mi jednak łaciński przekład św. Hieronima. Greckie eschatos (ostatni) Hieronim oddaje nie za pomocą łacińskiego ultimus, postremus czy extremus, lecz jako novissimus. Novissimus znaczy – to prawda – tyle co „ostatni”, „końcowy”, a nawet „najgorszy”. Może przecież znaczyć również (jako stopień najwyższy od słowa novus) tyle co „najnowszy”, „najświeższy” – „ostatni” w sensie: dopiero co – przed momentem wydarzony, doświadczony, napotkany.

W takim razie chodzi więc nie tylko o to, że Chrystus jest początkiem i końcem zarówno ludzkich dziejów, jak i osobistej historii każdego z nas; a więc że jest tak u jej źródła (arche), jak i w momencie jej ostatecznego spełnienia (telos – u celu). Chodzi być może również o to, że jego obecności pełnej mocy i miłości doświadczać możemy na bieżąco: w każdej chwili, na świeżo. Jakim był u początków (wtedy, gdy mnie stwarzał) – takim właśnie Go spotkałem przed sekundą; takim Go doświadczyłem w spotkaniu, które jeszcze we mnie tętni nowością – aktualnością. Wiem, kim On jest – nie tylko z lektury i z opowiadania o tym, jakim się objawił Abrahamowi czy Mojżeszowi, Piotrowi i Pawłowi. Wiem z ostatniego, najświeższego wydarzenia wiary w moim życiu.

Słowo novissimus mówi mi więc o tym, że czas ostateczny nie jest wyłącznie czasem przyszłym i oczekiwanym; jest również czasem teraźniejszym: żyję – i ja, i my wszyscy – w czasach ostatecznych!

Wtedy też inaczej rozumiem adwentowe wezwanie do postawy czuwania: nie chodzi o pełne nerwowego napięcia wbicie wzroku w zamazany horyzont nieznanej przyszłości; raczej chodzi o uważność na każdą formę obecności Pana, która – choć zasłonięta znakami – jest przecież rzeczywista i uruchamiająca, dynamiczna i dynamizująca – choć w wierze, a nie w widzeniu „twarzą w Twarz”. Chodzi o wyzyskanie, nieprzegapienie każdego – właśnie dziejącego się – momentu: tej właśnie chwili – tu i teraz – która jest pełna Chrystusa.

On zaś zawsze, w każdym spotkaniu z nami „idzie na całość”! Przynosi z sobą pełnię Objawienia: miłość bez umiaru. Ograniczona, niepełna i w tym sensie ciągle „nieostateczna” jest tylko moja zdolność Jego przyjęcia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kardynał, arcybiskup metropolita łódzki, wcześniej biskup pomocniczy krakowski, autor rubryki „Okruchy Słowa”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Doktor habilitowany nauk humanistycznych, specjalizuje się w historii Kościoła. W latach 2007-11… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2014