Pieniądze za życie

Ideolodzy socjalizmu przekonywali, że dla nich człowiek jest najważniejszy. Jak odmienna była rzeczywistość, pokazuje choćby sprawa testów medycznych na mieszkańcach Niemiec Wschodnich.

26.08.2013

Czyta się kilka minut

Choć od upadku komunizmu minęły 24 lata, okazuje się, że ciągle jest wiele spraw, które opinią publiczną wstrząsają dopiero dziś. Tak jest również z historią, którą opisał Peter Wensierski, reporter tygodnika „Spiegel”. Chodzi o testowanie na ludziach leków – prowadzone tajnie i nielegalnie, tj. nielegalnie nawet w myśl prawa NRD, choć za akceptacją władz w Berlinie Wschodnim, a za pieniądze i na zlecenie zachodnich koncernów farmaceutycznych. W latach 70. i 80. ponad 50 tys. obywateli NRD zostało – zwykle bez wiedzy i zgody – potraktowanych jak króliki doświadczalne. Niektórzy z nich zmarli.

Dla zachodnich koncernów – z RFN, Austrii i Szwajcarii – był to czysty zysk: testując nowe leki na terenie NRD, omijały surowe przepisy, które w ich krajach regulowały wprowadzanie na rynek nowych lekarstw. Poza tym testowanie ich w NRD było mniej kosztowne niż na Zachodzie. Natomiast socjalistyczne państwo na tym zarabiało: zdobywało twarde dewizy, których władzom NRD stale brakowało. Pieniądze za życie – tak w największym skrócie można podsumować ten cyniczny układ.

W szpitalach w NRD testowano zwłaszcza leki mające poważny wpływ na ludzki organizm – jak środki na regulację ciśnienia i zaburzenia rytmu serca, leki psychotropowe czy hormonalne. Z zachodnimi koncernami współpracowały enerdowskie kliniki uniwersyteckie o międzynarodowej renomie, jak słynna Charite w Berlinie Wschodnim, a także około 50 szpitali w Dreźnie, Erfurcie, Halle, Jenie itd. Po drugiej stronie reprezentowany był niemal każdy, kto miał coś do powiedzenia w farmaceutyce: Bayer, Schering, Boehringer, Sandoz, Roche...

***

Testowanie nowych leków zawsze przynależało do ciemniejszej strony przemysłu farmaceutycznego. Ryzykowne, ale niezbędne – dla pacjentów jest szczególnie niebezpieczne, gdy dobro człowieka zostaje zdominowane przez pragnienie szybkich zysków. Zapobiec temu mają przepisy prawne – i takie istniały również w NRD. Co więcej, były nawet ostrzejsze niż w Niemczech Zachodnich. Przynajmniej w teorii.

Rzecz więc nie tylko w tym, że państwo enerdowskie, wiecznie głodne dewiz, akceptowało takie testy, ale że łamało w ten sposób własne prawo – i to „na polecenie z samej góry” (jak wtedy mawiano). Do tego zwykle zatajano przed pacjentami fakt, że np. idąc na operację do szpitala, staną się przy okazji królikami doświadczalnymi.

Praktyka była zwykle taka, że ordynator danego oddziału szpitalnego po prostu otrzymywał polecenie z ministerstwa zdrowia. Pieniądze – marki zachodnie i franki szwajcarskie – jakie wpływały od koncernów, przejmowało enerdowskie państwo. Szpitale nie miały z tego nic. Na pewne profity mogli natomiast liczyć lekarze: otrzymywali prezenty od przedstawicieli koncernów, mogli podróżować na Zachód (przywilej niedostępny dla większości obywateli NRD). Bywało też, że koncerny dodatkowo po prostu przekupywały lekarzy.

***

Socjalistyczna ideologia nie przeszkadzała władzom NRD, aby z kapitalistami robić interesy – także najbardziej amoralne.

Bo na porządku dziennym były nie tylko testy medyczne. Także – handel ludźmi. Najpierw więźniami, głównie politycznymi, których sprzedawano na Zachód za walutę. Potem praktykę tę rozszerzono na obywateli NRD, którzy złożyli wniosek o zgodę na emigrację do RFN: co jakiś czas władze w Berlinie Wschodnim zgadzały się wypuścić pewną ich liczbę, ale nie za darmo – za każdego ściągano od władz w Bonn stosowne „pogłówne”.

Kolejnym źródłem waluty dla władz NRD była praca przymusowa więźniów na rzecz zachodnich koncernów. W słynnych enerdowskich więzieniach, jak Budziszyn czy Hoheneck (więzienie dla kobiet, o którym krążyły przerażające opowieści), produkowano np. meble dla szwedzkiego koncernu Ikea albo pościel dla zachodnioniemieckiego domu wysyłkowego Quelle.

Za każdym razem „towarem”, który enerdowskie państwo miało do zaoferowania, byli ludzie – obywatele tego państwa. 


Przełożył WP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2013