Parafie i mrówkowce

Człowiek z blokowiska będzie w swoim lub nie swoim kościele parafialnym szukał spotkania życzliwej wspólnoty, nawet jeśli sam pozostaje za filarem i do żadnej konkretnej wspólnoty nie wstąpi.

18.11.2013

Czyta się kilka minut

 /
/

Pamiętam, z jakim przejęciem wówczas urzędujący (dziś emerytowany) arcybiskup Kurytyby Pedro Antônio Marchetti Fedaldo opowiadał mi o utworzeniu przy polskim kościele, w centrum tego wielkiego miasta (1,8 mln mieszkańców) parafii terytorialnej, oczywiście z zachowaniem duszpasterstwa Polaków. Teren parafii – mówił – obeszliśmy w piętnaście minut. Bo nowa parafia to były zaledwie trzy wielkie mrówkowce. Arcybiskup był uradowany. Nowa parafia miała więcej wiernych niż niejedna wiejska parafia w interiorze.

Kardynał Bergoglio namawiał proboszczów do wynajmowania na terenie parafii garaży i tworzenia kaplic, by być blisko tych, którzy się nie kwapią do odwiedzania kościoła parafialnego. Mówił, że „jakość życia parafii zależy od liczby ludzi mieszkających na jej terenie, do których nie uda nam się dotrzeć”. W Paryżu, w latach 70., uczestniczyłem w Mszach św. odprawianych w prywatnych mieszkaniach. Gromadzili się tam bliżsi i dalsi sąsiedzi, określający się jako „wspólnoty podstawowe”. Po Eucharystii był wspólny posiłek, dzielenie się doświadczeniami i przemyśleniami. Uderzyło mnie wymieszanie różnych „stanów”: profesor uniwersytetu, chłopak pracujący w pobliskiej piekarni, zamożny przedsiębiorca, matki z dziećmi i pracujący ojcowie. Tam spotykałem ludzi żonatych, którzy ukończyli teologię z nadzieją na otrzymanie święceń kapłańskich jako viri probati.

Spotkałem się i z taką inicjatywą, że ksiądz odwiedzający po kolędzie wielkie bloki – stopniowo, nie przy pierwszych odwiedzinach – nakłaniał mieszkańców wszystkich pięter jednej klatki schodowej do spotkania w którymś z pomieszczeń. Ludzie, którzy latami mijali się na schodach czy spotykali w windzie, mogli się poznać, dać początek chrześcijańskiej wspólnocie.

Problemem miejskich parafii w blokowiskach, w dzielnicach mrówkowców, nie od dziś zajmuje się socjologia oraz inne dyscypliny, jednak problem pozostaje. Co zrobić – głowią się duszpasterze wielkich miast – by parafia nie była tylko punktem usług (religijnych) dla ludności, miejscem, w którym „się załatwia” chrzty, śluby i pogrzeby, wyrabia potrzebne w różnych okolicznościach dokumenty, miejscem, gdzie się przychodzi wypełnić obowiązek niedzielnej Mszy św., komunii wielkanocnej itd.? Niejeden duszpasterz cierpi, kiedy po niedzielnej liturgii jej uczestnicy, tworzący przed chwilą modlącą się jednym głosem wspólnotę, teraz się rozchodzą, każdy w swoją stronę, jak widzowie po przedstawieniu teatralnym.

Mówi się więc, że parafia ma być wspólnotą wspólnot. I coraz częściej rzeczywiście nią jest. Z masy anonimowych „parafian” wyłaniają się ruchy, organizacje, wspólnoty. Mają swoje spotkania modlitewne, pogłębiają znajomość wiary, podejmują inspirowane wiarą działania itd. Jan Paweł II wprawdzie zalecał polskim biskupom reanimację Akcji Katolickiej, ale przyszłość Kościoła widział w ruchach. Wspierał je i promował: neokatechumenat, Odnowę w Duchu Świętym, Comunione e Liberazione, focolarich, oazy i inne. Złożone z blokowisk i mrówkowców parafie stały się oparciem i miejscem spotkań dla tych grup i wspólnot. Mamy więc w parafiach wielkich miast zaangażowane religijnie grupy i wspólnoty. Mamy też i mieć będziemy o wiele liczniejszą, anonimową rzeszę wypełniającą w niedziele i święta kościoły. Mamy wreszcie i tych „parafian”, którzy nie przychodzą... do swojej parafii, bo gdzie indziej czują się lepiej, bo odpowiadają im tamtejsza liturgia, kazania, wystrój.

Jakkolwiek będzie, człowiek-mrówka z blokowiska będzie w swoim lub nie swoim kościele parafialnym szukał spotkania z sacrum, także spotkania życzliwej wspólnoty, nawet jeśli sam pozostaje za filarem i do żadnej konkretnej wspólnoty nie wstąpi. Sposób istnienia i funkcjonowania parafii zmienia się i musi się zmieniać. Wszystko może się zmieniać, miejscem spotkań mogą być garaże, prywatne mieszkania, inne miejsca, byle pozostało głoszenie Słowa Bożego, sakramenty i troska o bliźniego w potrzebie.

Model i styl wiejskiej parafii, wokół której skupia się życie miejscowej społeczności, w której ksiądz czeka na parafian, nie wytrzymuje próby w wielkich skupiskach miejskich. Tam – pokazało życie – sam ksiądz bez współpracy świeckich stworzy, co najwyżej, dobrze funkcjonujący punkt obsługi religijnej dla chętnych. Zawsze to coś, ale niestety stanowczo za mało.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2013