Otwórz oczy, zwolnij

Nowy film Tsai Ming-lianga jest doskonałym przykładem kinowego minimalizmu: im więcej weń zainwestujesz, tym więcej dostaniesz.

19.04.2015

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Wędrówka na Zachód” / Fot. Gutek Film
Kadr z filmu „Wędrówka na Zachód” / Fot. Gutek Film

Epifania czy zwyczajny snobizm? Kino autystyczne, nienawiązujące z widzem kontaktu, czy wymagająca duchowa przygoda? Film bez filmu, a może najczystszy destylat kina? Oglądając „Wędrówkę na Zachód”, szkoda tracić czas na tego rodzaju pytania – zwłaszcza że film Tsai Ming-lianga trwa niecałą godzinę. Lepiej od razu przestroić radykalnie swoją percepcję: wyostrzyć zmysły, uspokoić oddech, przestawić się na inny tryb doświadczania czasu. Kto tego nie uczyni, będzie wiercił się w fotelu, daremnie wypatrując „prawdziwego kina”.

Ubrany w karminową szatę buddyjski mnich powolutku, jak w zwolnionym tempie, sunie ulicami gwarnego europejskiego miasta. Niczym bocian zawiesza każdy krok. Z uporem godnym żółwia czy ślimaka celebruje swój osobny rytm. Obok niego przepływa rwący strumień życia, ale nikt specjalnie nie interesuje się tą dziwną figurą wyrwaną z zupełnie innego porządku. I na tym właściwie mogłoby się kończyć streszczenie „Wędrówki...”. Czy w taki sposób urodzony w Malezji tajwański reżyser, ulubieniec festiwali, testuje tak zwanego człowieka Zachodu – jego cierpliwość i uważność?

Jest w tym zapewne coś z podwójnej prowokacji. Lee Kang-sheng, ulubiony aktor Tsaia, w mnisim przebraniu został wmieszany w autentyczny marsylski tłum, a kamera rejestruje reakcje (a raczej ich brak) mijających go ludzi. W ten reżyserski koncept wpisane zostały także nasze reakcje, chociaż kondycja widza jest zupełnie inna od kondycji przechodnia: unieruchomieni w fotelu kinowym nie bardzo możemy zignorować obecność mnicha. Zwłaszcza że długie nieruchome ujęcia, przedstawiające tę osobliwą pielgrzymkę, raz po raz przeplatane są tajemniczymi zbliżeniami „nagiej” męskiej twarzy, należącej, jak się okazuje, do francuskiego aktora Denisa Lavanta, znanego choćby z „Holy Motors”. I dopiero finał dopowie sens tych niezrozumiałych, pozornie przypadkowych zestawień.

Zwietrzała myśl Karola Irzykowskiego, który prawie sto lat temu definiował kino jako „widzialność obcowania człowieka z materią”, nabiera w filmie Tsaia nowego ciężaru. Podczas „Wędrówki na Zachód” doświadczamy tego w sposób organiczny, sensualny, kinetyczny. Czas staje się tu niemal dotykalny. Każdy szczegół unaocznia się z wyjątkową intensywnością. Maksymalna redukcja świata przedstawionego i użytych przez reżysera środków wyrazu każą skupić się na tym, co najprostsze: na fakturze przedmiotów, ich barwie, na odgłosach toczącego się wokół życia. Pod tym względem „Wędrówka na Zachód” bliższa jest propozycjom wideo-artu niż kinu narracyjnemu. Widać to zwłaszcza w najczęściej przywoływanej scenie, a właściwie szesnastominutowym statycznym ujęciu, w którym mnich schodzi po schodach w ciemnym pasażu rozświetlonym u góry słoneczną plamą. Spośród tych, którzy go mijają: spieszących gdzieś, rozmawiających przez komórki, zajętych sobą, jedynie jakaś mała dziewczynka zatrzymuje się na kilka chwil i przygląda się mnichowi z zaciekawieniem. W tym zatrzymaniu, w zawieszeniu kroku, wyrwaniu się na moment z mrówczego pędu tkwi zasadniczy postulat zawarty w filmie Tsaia.

„Wędrówka na Zachód” jako doskonały przykład filmowego minimalizmu działa wedle prostej zasady: im więcej weń zainwestujesz, tym więcej dostaniesz. Myliłby się jednak ten, kto zobaczyłby tu przepastne dzieło otwarte, które można napakować dowolną treścią. Być może jedni dostrzegą film stricte buddyjski – wszak został oparty na historii Xuanzanga, chińskiego mnicha z VII w. Inni potraktują go podobnie jak kąpiele w dźwiękach gongów, jak zaproszenie do medytacji czy po prostu okazję do zwykłego wyciszenia się. Jednak dziwaczne spowolnienie, które narzuca filmowi obecność mnicha i któremu całkowicie podporządkowuje się kamera, z czasem zdaje się coraz bardziej naturalne. W końcu, czy tego chcemy, czy nie, ów ostrożny, niespieszny krok, którym mnich przemierza ludne place i bulwary, stanie się kiedyś naszym krokiem. Tsai zachęca, by już dziś przećwiczyć go z pełną świadomością. ©

WĘDRÓWKA NA ZACHÓD (XI YOU) – reż. Tsai Ming-liang. Francja/Tajwan 2014. W kinach od 24 kwietnia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2015