Od Gorlic po Wołyń

Rankiem 2 maja 1915 r. okopy u stóp wzgórza Pustki opuścili Polacy w szarych austriackich mundurach. Mieli zdobyć tę ważną rosyjską pozycję. Na froncie wschodnim zaczęła się bitwa gorlicka.

26.04.2015

Czyta się kilka minut

Pierwszy dzień ofensywy gorlickiej: żołnierze austriackiej 12. Dywizji Piechoty, zwanej „krakowską”, atakują wzgórze Pustki koło Łużnej, 2 maja 1915 r. / Fot. Zawatzky Alois / Narodowe Archiwum Cyfrowe
Pierwszy dzień ofensywy gorlickiej: żołnierze austriackiej 12. Dywizji Piechoty, zwanej „krakowską”, atakują wzgórze Pustki koło Łużnej, 2 maja 1915 r. / Fot. Zawatzky Alois / Narodowe Archiwum Cyfrowe

Sto lat temu zaczął się bój, który zmienił przebieg I wojny światowej w Europie Środkowej. Na froncie galicyjskim – na odcinku od Tarnowa na północy, przez Gorlice i dalej na południe, aż po Beskid Niski – wojska austro-węgierskie i niemieckie przełamały rosyjską obronę i odrzuciły armię carską daleko na wschód, odbijając całą Galicję. A potem, aż do września 1915 r., kontynuowały ofensywę, wypierając siły rosyjskie z całej Polski centralnej. Tworzyła się nowa konstelacja polityczna, pod nowe rozdanie – także w grze o sprawę polską.

Wzgórze-symbol

Marian Łodzyński, później historyk, był jednym z kilkunastu tysięcy żołnierzy ck 12. Dywizji Piechoty – zwanej „krakowską”, bo prawie trzy czwarte jej składu stanowili Polacy. Łodzyński tak wspominał 2 maja na Pustkach: „Wreszcie przyszedł moment szturmu! (...) Wreszcie znak padł, w ślad zaś za nim zakotłowały się na moment okopy strzeleckie, by chwilę potem wyrzucić z siebie falę ciał ludzkich. Z małych ziemnych skrytek, z rowów przydrożnych, z zagłębia potoków, zza murów cmentarza, zza ścian chałup wiejskich – wylała się nagle masa szara, coraz liczniejsza, coraz więcej zwarta, coraz więcej koncentrycznie zdążająca ku okopom moskiewskim. (...) W pół godziny po rozpoczęciu szturmu, mimo bardzo uporczywej obrony załogi niektórych odcinków, pierwsza pozycja była już w rękach naszych”.

Pustki były jednym z ważniejszych punktów rosyjskiej obrony na północ od Gorlic. Ich zdobycie pozwoliło sąsiadom 12. Dywizji, Węgrom i Niemcom, przełamać front na ich odcinkach. Do wieczora 2 maja linia walk przesunęła się o kilka kilometrów. Kilka dni później było już jasne, że udało się przełamać cały front. Dwa tygodnie później 12. Dywizja była już pod Jarosławiem – 120 km dalej na wschód. Ale cena była wysoka: tylko na Pustkach, na cmentarzu zbudowanym wkrótce przez władze austriackie wedle projektu artysty Jana Szczepkowskiego, spoczęło 1400 ludzi, w tym kilkuset Polaków. Dziś jest on odnowiony: wycięto drzewa i odbudowano kaplicę, wieńczącą szczyt wzgórza.

Zdobycie Pustek, cmentarz i jego odbudowę postrzega się dziś jako jeden z symboli tamtych wydarzeń. Znane i opisywane [opowiadał o nich artykuł Marcina Żyły w „TP” 39/2014 – red.], Pustki są coraz liczniej odwiedzane. W tym roku będą miejscem upamiętnienia ofiar bitwy gorlickiej: w rocznicę szturmu, 2 maja, tutaj planowane są uroczystości z udziałem wicepremiera i ministra obrony narodowej. A także modlitwa ekumeniczna za wszystkich poległych.

Gorlicka operacja

Nazywa się ją bitwą gorlicką. Czy słusznie? Niektórzy wolą określenie operacja gorlicka lub gorlicko-tarnowska, by podkreślić jej skalę. W istocie była to jedna z największych bitew I wojny światowej na ziemiach polskich. Nie tylko z racji jej skali (i ofiar), ale też skutków.

Po stronie państw centralnych (mówiono o tej koalicji: Sprzymierzeni) wzięły w bitwie udział wojska austro-węgierskie i niemieckie. A więc wielonarodowa armia monarchii naddunajskiej: obok Polaków Austriacy, Węgrzy, Słoweńcy, pułki z Bośni, a także Czesi, na których wtedy właśnie padło odium zdrady – historycy do dziś spierają się, czy słusznie – po tym, jak w kwietniu 1915 r. w Beskidach do carskiej niewoli trafiło kilkuset żołnierzy 28. Pułku z Pragi. Za świetnych żołnierzy uważano za to Niemców, dlatego przed tą ofensywą ck dowództwo zwróciło się do sojusznika o pomoc. Dostali osiem dywizji, a w nich wielu poborowych z Wielkopolski. Łącznie w natarciu brało udział 220 tys. żołnierzy, w tym 136 tys. z ck armii.

Ofensywę poprzedził ostrzał artyleryjski, którego na froncie wschodnim jeszcze w takim natężeniu nie było. Mieszkaniec Gorlic opisał to tak: „Kanonada straszna, nie można było rozróżnić pojedynczego strzału, tylko jednolity huk – wrzask w powietrzu, ziemia się trzęsie, mury się sypią – w piwnicy pełno moskiewstwa”. W Gorlicach doszło do ciężkich walk, o cmentarz walczono na bagnety. Mieszkańcy koczujący w ruinach obserwowali to wcale nie beznamiętnie: „Ktoś krzyknął: »Nasi już koło szpitala!«”. Nasi, czyli forpoczta pułku złożonego z Bawarczyków.

Dni grozy w Gorlicach

Do tego czasu z Gorlic nie zostało wiele: linia frontu przebiegała tędy od listopada 1914 r. i miasto, liczące przed wojną 7 tys. mieszkańców, było ciągle pod ogniem. Na zdjęciach z 1915 r. Gorlice to morze ruin. Podobny los spotykał inne galicyjskie miasta i wsie. Jeśli nie niszczył ich ogień artylerii, to żołnierze z obu stron: nagminne było np. rozbieranie wiejskich chałup na belki, potrzebne do budowy okopów. Prof. Andrzej Chwalba przypomina, że 700 tys. ludzi, czyli 10 proc. ludności Galicji, witało 11 listopada 1918 r. w lepiankach, bo ich domy nadal były w ruinie.

W Gorlicach za los mieszkańców odpowiedzialność wziął ksiądz Bronisław Świeykowski. Inaczej niż wielu bogatszych mieszkańców, nie uciekł. „Dni grozy”, jak nazwał to w dzienniku, spędził jako wojenny burmistrz. Organizował zbiorowe żywienie dla cywilów, udzielał sakramentów także żołnierzom; w dzienniku wspomina, że w Wielkanoc spowiadał żołnierzy carskich, Polaków i Łotysza. Pod carską okupacją wstawiał się za ludźmi, którzy padali ofiarą rabunków i gwałtów, a także za posądzanymi o szpiegostwo. 2 maja ksiądz schronił się z cywilami w piwnicy magistratu. Potem witał wkraczających (wtedy mówiło się: wyzwalających) do miasta Niemców – po czym zabrał się do odbudowy.

Ale do stanu sprzed 1914 r. Gorlice miały zostać doprowadzone dopiero w latach 30. XX w. Po czym zaczęła się kolejna wojna...

Człowiek zdziczeć może

Jeden z mieszkańców Gorlic wspominał, że gdy 2 maja po południu zapytał po niemiecku zwycięskiego żołnierza, skąd jest, dostał odpowiedź: „Cóż wy tu w tych stronach nie umicie po polsku godoć? Toż my same poznanioki, tylko ten pieron, co na przedzie idzie, to Szwab”.

Tego samego dnia ten sam gorliczanin pomagał rannym na pobojowisku. Tu w zniszczonym carskim okopie natknął się na rannego oficera rosyjskiego, jak się okazało – też Polaka. Potem było tak: gorliczanin ujrzał, jak „zbliża się szybkim krokiem żołnierz niemiecki z karabinem gotowym do strzału z nasadzonym bagnetem i wali wprost ku nam. Nie zważa bynajmniej na to, że oficer ten jest prawie bliski śmierci, że jest zupełnie rozbrojony – podskoczył do niego i w ordynarny sposób rewiduje, a znalazłszy w jego kieszeni grubo wyładowany portfel, wydziera mu go (...). Na to ciężko ranny oficer mówi do niego po polsku: »Panie, to są moje pieniądze«. Piorunujące wrażenie zrobiła na mnie reakcja żołnierza, kiedy ten również odezwał się po polsku: »Bądź cicho, ty pierunie, bo cię bagnetem przebiję«”.

Gorliczanin nie widział ciągu dalszego. Ale „trzeciego dnia przechodząc tamtędy ujrzałem dół zawalony i dwa patyki na krzyż związane sznurkiem. Wiadomo więc, jaki epilog miał ten wypadek”. I konkluduje: „Nigdy nie przypuszczałem, że człowiek aż tak zdziczeć może, i że zabory mogły aż tak bardzo Polaków rozdzielić”.

Na skrzydłach ofensywy

W historiografii niemieckiej czy anglosaskiej sukces pod Gorlicami przypisywany jest wojskom niemieckim. Niesprawiedliwie: nie tylko pod Pustkami, także na północ i południe od centralnego odcinka, na skrzydłach ofensywy, ck dywizje przerwały front. A tamtego 2 maja duże straty, porównywalne do ofensyw na froncie zachodnim, ponosiły nie tylko pułki z Bawarii i Wielkopolski. Przykładowo, po pierwszym tygodniu ofensywy dowództwo austro-węgierskiego VI Korpusu – składającego się z atakującej Pustki 12. Dywizji „krakowskiej” i 39. Dywizji Honvedu (byli to głównie Węgrzy) – meldowało, że w dniach 1-7 maja korpus stracił ponad 10 tys. żołnierzy zabitych i rannych. Czyli aż jedną trzecią stanu wyjściowego (później, już podczas walk pościgowych, straty były mniejsze).

Na północy uderzenie ruszyło także w okolicy miasteczka Radłów nad dolnym Dunajcem. Front zatrzymał się tu już w grudniu 1914 r. i odtąd ck armia bezskutecznie próbowała wyrzucić wroga za rzekę. Radłów nie miał szczęścia: będąc na linii walk, został spalony. W lutym 1915 r. miejsce wykrwawionych jednostek złożonych z Tyrolczyków i Włochów (poddanych austriackich) zajęły oddziały pospolitego ruszenia i krakowski 16. Pułk Landwehry (w 82 proc. Polacy).

I to właśnie oni nocą z 1 na 2 maja 1915 r. zaczęli gorlicką ofensywę – od dywersyjnego ataku, który miał zmylić wroga. O północy zepchnęli na wodę pontony i przepłynęli Dunajec. Carscy dowódcy połknęli haczyk – i w rejon przeprawy ściągnęli rezerwy.

Także walki nad Dunajcem miały swoją cenę. Prof. Franciszek Ziejka, były rektor UJ, który urodził się w Radłowie w 1940 r., wspomina, jak za jego dzieciństwa na okolicznych polach podczas prac rolnych co chwila wykopywano kości, a starsze dzieci straszyły młodsze historiami o duchach poległych, których nigdy nie wydobyto z zasypanych okopów. W istocie, cmentarze wojenne wokół Radłowa często kryją nawet po kilkuset zabitych.

Gorlice i sprawa polska 

„Istnieje tylko jedna właściwa decyzja: wycofanie naszych armii za San” – miał orzec 6 maja szef Stawki, carskiego sztabu. Ale na zorganizowany odwrót było za późno. W ciągu tygodnia wojska Sprzymierzonych dokonały tego, co wcześniej nie udawało się miesiącami: front pękł, bitwa zamieniła się w pościg. 6 czerwca 1915 r. wojska niemieckie i austro-węgierskie wkroczyły do Przemyśla – miasta-twierdzy, które wcześniej przez ponad cztery miesiące (od listopada do marca) w okrążeniu broniło się przed Rosjanami. Teraz zajęto je jednym parodniowym szturmem.

W gazetach niemieckich, ale też rosyjskich pojawiło się określenie: „lawina (lub falanga) Mackensena”. Łamiąc opór, Sprzymierzeni szli na Lwów. Z końcem lipca większość Galicji była odbita, następnym celem stało się Królestwo Kongresowe i Warszawa. W lipcu i sierpniu znów atakowano, i znów skutecznie. Niemiecki szef sztabu Hans von Seeckt mógł zapisać: „Cała operacja od Gorlic do Brześcia Litewskiego wywarła wielkie wrażenie na świecie”. Odtąd aż do 1918 r. wojna na froncie wschodnim miała toczyć się na terenie Rosji. Pozostały cmentarze – około 400 w obecnej Małopolsce i na Podkarpaciu, dziś w większości odbudowane.

Polacy w szarych mundurach, którzy 2 maja ruszali do ataku przez Dunajec i pod Pustkami, nie mogli wiedzieć, że walczą nie tylko za Austro-Węgry (cokolwiek o nich sądzili), lecz że ich ofiara pośrednio przyczyni się do powstania za kilka lat wolnej Polski. W konsekwencji bitwy gorlickiej cała Polska centralna i zachodnia część Kresów, w tym część Wołynia, znalazły się we władaniu cesarzy z Berlina i Wiednia. Na porządku dziennym polityki światowej musiała pojawić się znów sprawa polska: obaj cesarze musieli coś zrobić z ziemiami dawnego zaboru rosyjskiego – i w 1916 r. ogłosili powstanie Regencyjnego Królestwa Polskiego, oznaczającego autonomię dla ziem polskich.

Kończył się porządek ustanowiony sto lat wcześniej na kongresie w Wiedniu. Po zakończeniu tej wojny sprawa polska musiała znaleźć nowe rozwiązanie. Otwarte było tylko pytanie – jakie? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2015