Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Obliczoną na zniszczenie dżihadystów – twórców „kalifatu” w Iraku i Syrii – międzynarodową kampanię wojskową ogłosił na szczycie NATO w Newport prezydent Barack Obama.
Ona już trwa: w sierpniu Amerykanie wykonali 145 nalotów przeciw siłom IS (Islamic State; Państwo Islamskie); ich celem była też ochrona mniejszości etnicznych i religijnych oraz strategicznych instalacji – jak zaopatrująca Bagdad w elektryczność zapora w Haditha, o którą w miniony weekend trwały walki. Druga faza kampanii, która ma zacząć się po sformowaniu w Iraku rządu jedności narodowej (co ma nastąpić lada dzień), zakłada wyposażenie i szkolenie walczących z IS oddziałów armii rządowej, Kurdów i milicji sunnickich.
Obamę, który w specjalnym orędziu ma w tym tygodniu wytłumaczyć Amerykanom, dlaczego „wracają do Iraku”, czeka niełatwe zadanie: według Pentagonu walka z IS (z wykorzystaniem lotnictwa i sił specjalnych oraz CIA, za to bez udziału wojsk lądowych) potrwa nawet trzy lata. Nie to jest jednak najtrudniejsze. Sukces operacji może wymagać od Amerykanów współpracy z rządami (np. Iranu) i grupami, których cele są odmienne; z USA łączy je tylko obawa przed IS. Konieczne będzie też większe zaangażowanie Turcji, np. przez uszczelnienie granicy z Syrią. Na razie rząd nowego premiera Turcji, Ahmeta Davutoğlu, ma ograniczone pole manewru: w niewoli Państwa Islamskiego jest 49 obywateli Turcji, których dżihadyści ujęli w czasie walk w Mosulu. Także w Syrii – gdzie są kwatery dowództwa IS – Amerykanie mogą mieć problemy z mobilizacją do działań. W Syrii naturalnym sojusznikiem w walce z IS byłyby bowiem oddziały rządowe Baszara al-Asada, którego ustąpienia dotąd żądał Zachód (wojska Asada popełniły liczne zbrodnie podczas trzyletniej wojny domowej).
Jednym z członków międzynarodowej „koalicji dziesięciu”, o której w Newport mówili Amerykanie, ma być także Polska. W jakim charakterze – tego nie powiedziano. W pierwszych reakcjach polscy politycy raczej wykluczali, by do Iraku miały trafić polskie wojska.