Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Odstawcie wódkę – mawiają – jest niesmaczna. Człowiek po wódce jest nadaktywny w sposób przykry dla otoczenia, jest wesół specyficznie, jest gadatliwy i chutliwie zwierzęcy. To nieładnie – przekonują. Popatrzcie – mówią – do wódki pasuje tylko śledź i nóżka zimna, rzeczy gruntownie szare, do wina zaś oliwa i serek – substancje ładne i o ileż tonujące nabrzmienia. Pijąc wino więc – mówią, błyskając białkami i diabolicznie nam się przyglądając – aż nadto stajecie się ludźmi śródziemnomorskimi. Porzućcie zatem siermięgę słowiańską i kładźcie do diaska na co dzień dowód swej łacińskiej kultury, pijąc wino. Nie nalew na kartoflu czy bursztyn z chmielu. Delektujcie się zatem, a nie chuchajcie w piąstkę! Wąchajcie, a nie smarczcie! Zzujcie naftalinami jadący strój ludowy i wdziejcie szaty toskańskiego patrycjusza, a będzie wam i waszym bliskim dane znacznie lepiej i więcej. Takoż osaczają i mnożą nam wszystkim te szantaże, które działają na tak wielu ludzi nieprzygotowanych.
Wszystko pięknie, ale człowiek tak okrążony wpada w rozpacz klasyczną dla ludzi, wobec których powzięto próbę wykluczenia. Idzie ów okrążon toskańsko do pobliskiego sklepu z winami i tamże zagubiony plącze się od czerwonych po białe, od kwaśnych po słodkie, od tanich po drogie i od musujących po kompletnie niemusujące. Kupuje butelczynę, której etykietka nic mu nie mówi, butelkę tę rozrządza z żoną, ale uczucie wynikłe z wprowadzenia obcej substancji jest zaskakująco inne niźli po flaszce klasycznej, zwanej prosiakiem. Oto niejasne motywy każą osobnikowi nieprzywykłemu do win opuścić po ich spożyciu bezpieczne domostwo i ciepłe łoże, po czym każą znaleźć się w pozycji kucznej w miejscu publicznym. Takoż kucznie człowiek znękany śródziemnomorskim mirażem trafia – jak ów silnie konserwatywny poseł Wipler – przed oblicze rozsierdzonego patrolu policji państwowej. Patrolu czyniącego konserwatywnie swe statutowe powinności o godzinie czwartej nad ranem. Na ulicy bynajmniej nie florenckiej, a mazowieckiej. Każdy dorosły człowiek wie, choćby wypił skrzynię żytniej, że chrzęszczący orężem policyjny patrol o świtaniu jest obiektem zdecydowanie do ominięcia niźli do zaatakowania. Tylko dzidziuś w pieluszkach może wdać się z owym obiektem w dyskusję, dzidziuś i osobnik po butelce wina – jak widać.
Poseł Wipler – niechże będzie nam tu prześwietnym przykładem – zwiedziony modą na dietę śródziemnomorską i obiecanym mu awansem cywilizacyjnym, nabrzmiały substancją obcą jego walczącej wątrobie, napotkał mur widzenia stereotypowego. Widzenia, do którego policjanci są przyuczani. Policjanci, widząc oto posła Wiplera nagrzanego (1,4 promila), powstałego srogo z pozycji kucznej, operującego łaciną mazowieckich nizin i sprawiającego przy tym ogólne wrażenie osobnika, który zaniedbał powąchania we właściwej chwili skibki chleba, powalili go, spętali nóżki i wrzucili na pakę radiowozu. Jest to procedura klasyczna, przewidziana dla brawurowych konsumentów wódy. Policja państwowa celnie obnażyła próbę zamaskowania prawdziwej natury człowieka środkowo-wschodniego, patrol ów odarł ze złudzeń wszystkich tych, którzy wino traktują jak wódkę, myśląc, że im to ujdzie płazem. Śródziemnomorski miraż zderzył się z rzeczywistością ziemniaka, by nie rzec buraka.