Niewolnice z Burkina Faso

Mamouna Ganame: Uczę kobiety czytać i pisać. Z tego powodu jestem w niebezpieczeństwie, ale wierzę, że Chrystus jest ze mną. Nie pozwalam sobie na strach.

08.03.2015

Czyta się kilka minut

Kobiety z wioski Pobe Mengao, lipiec 2014 r. / Fot. Artur Pałyga
Kobiety z wioski Pobe Mengao, lipiec 2014 r. / Fot. Artur Pałyga

W skwarze, w którym wioskowe krokodyle nie chcą wyściubić nosa z bajorka, kobiety i dzieci kopią motyczkami. Każdy skraweczek czerwonawej ziemi jest wykorzystany. Trzeba zasadzić dużo, jak najwięcej, bo czas jest krótkiNiedługo przyjdzie susza, która trwać będzie dziewięć miesięcy, jak co roku. Wszystko, co się zieleni, zniknie. Z kolorów zostaną czerwień, brąz i żółć w różnych odcieniach. Do tego czasu trzeba zebrać jak najwięcej plonów. Żeby napełnić spichlerz, z którego przez długą porę suchą korzystać będzie cała rodzina, i żeby mieć coś na sprzedaż.

Północ Burkina Faso – 16-milionowego kraju Afryki Zachodniej o powierzchni trochę mniejszej od Polski, gdzie analfabetami jest ponad 70 proc. ludności (prawdopodobnie to najwyższy wskaźnik analfabetyzmu na świecie) – to nie teren turystyczny. Kawałeczek dalej wzdłuż granicy ciągną się obozy uchodźców z Mali. Czuć zapach pustyni. Patrząc na mapę, jesteśmy tuż pod Saharą.

Z kobietami z Pobe Mengao spotykamy się trochę konspiracyjnie. W domu zaprzyjaźnionej rodziny, w izbie z gliny i błota. W południe, kiedy jest tak gorąco, że praca w polu wiąże się z ryzykiem omdlenia.

W izbie jest mnóstwo maleńkich gryzących muszek. Niektóre kobiety przyszły z dziećmi. Jest ich dziewięć. Najmłodsza ma kilkanaście, najstarsza – 43 lata. Tylko jedna z nich, Mamouna Ganame, zna francuski. Dlatego jest sekretarzem kobiecego stowarzyszenia Dofre Hansi. Pozostałe mówią w językach moore i kurunfe. Rozmowa wygląda tak, że po pytaniu następują niezrozumiałe dla mnie dialogi i uzgadnianie sądów, po czym Mamouna Ganame udziela mi odpowiedzi po francusku.

W rozmowie biorą udział kobiety, które założyły Dofre Hansi: Mamouna Ganame, Ester Simpore, Fatimata Sawadogo, Sama Rouketou Sawadogo, Azeta Konfe, Rabiatou Bonkoungou, Fati Sorgho, Ramatou Bokoum, Aminata Badini.

W spotkaniu wraca temat: dlaczego tu żyją, dlaczego nie wyjadą gdzieś, czy to jest miejsce do życia? No, ale gdzie wyjechać? Jeździ się do Dżibo na targ. Niektórzy wyprawiają się do stolicy, do Wagadugu, ale trzeba mieć się u kogo zatrzymać. Są i tacy, którzy byli w sąsiedniej Ghanie, tam ludziom żyje się ciut lepiej, ale nie jest się u siebie, wśród swoich. Jest się obcym.

Krokodyle z Pobe Mengao, kiedy kończy się pora deszczowa i bajorko wysycha, wędrują ponoć pieszo do stolicy, do wielkiego jeziora. Ale zawsze wracają.

W Pobe Mengao mieszka około 12 tys. ludzi. Jest tu szkoła zbudowana przez Polaków. Doglądają jej wolontariusze z Centrum Misji i Ewangelizacji z Dzięgielowa. Wśród projektów, które realizują, a które zgłaszają sami mieszkańcy, jest budowa tamy na potoku, gdzie woda pojawia się tylko w porze deszczowej. Jeśli to się uda, będzie dłużej zielono, więcej urośnie, będzie mniej głodnych i spragnionych. Chodzi o trzymetrową tamę, bo potok jest niewielki. Ale jego znaczenie dla życia tych ludzi jest wielkie.

Centrum Misji i Ewangelizacji finansuje oraz koordynuje też projekt „Owce”, zaproponowany prze Dofre Hansi. W ramach tego projektu zakupiono owieczki. Kobiety zajmujące się hodowlą i sprzedażą rozmnożonych owiec mają przeznaczać pieniądze na potrzeby swoje i swoich rodzin.

Do Pobe przyjechałem jako wolontariusz CME. Przyjechali też Grzegorz, inżynier, który pobrał próbki ziemi w miejscu, w którym ma być budowana tama, i Lidia, koordynatorka, nasza przewodniczka i tłumaczka.

Od pierwszego dnia obserwujemy kobiety noszące wodę ze studni. Jedne noszą, inne wożą na dwukołowych wózkach plastikowe kanistry. Ciężkie, bo po brzegi wypełnione wodą. Kiedy z takim wózkiem dotarła do nas kobietaw widocznej ciąży i zaczęła ściągać pojemniki, zerwaliśmy się z Grzegorzem, żeby ją wyręczyć. Byliśmy potem chwilową sensacją, gdy jeździliśmy z wózkiem, i gdy staliśmy w kolejce z kobietami do pompowania wody ze studni. Sensacją taką, że kobiety wybiegały z domów i, śmiejąc się, pokazywały nas sobie.

Zastanawiałem się, jak to jest. Czy jesteśmy niegroźnym dziwactwem? Zniewieściałymi bogaczami? Czy może siejemy lekki niepokój, przedsmak zagrożenia, przedsmak świata, który może zburzyć istniejący porządek? Ciekawiło mnie, jak nas widzą te kobiety przy studni? Jak widzą siebie? Czy godzą się na pozycję, jaką mają w tym świecie? Chciałem wyjść z nieznośnej i głupiej roli turysty, który myśli sobie: „Oj, tego świata nie rozumiem, on ma swoje zasady i co mi do tego, najważniejsze to mieć dobre zdjęcia”.

I stąd ten wywiad.

ARTUR PAŁYGA: Bardzo Panie zmęczone?

MAMOUNA GANAME ORAZ KOBIETY Z POBE MENGAO: No, dzisiaj trochę mniej. Z powodu spotkania z panem nie poszłyśmy w pole.

Mężowie się zgodzili?

Każda z nas poszła do męża poprosić go o pozwolenie. Te, które tu są, otrzymały je. Nie wszystkim się to udało.

Być kobietą w Pobe Mengao to...?

Być niewidzialną.

Przecież widuję Panie codziennie. Pochylone całymi dniami z motyczką w polu, młócące ziarno, noszące ciężary, pompujące wodę, ciągnące wózki pełne kanistrów z wodą, sprzedające orzeszki we wsi...

Jeśli chodzi o tak zwane życie społeczne, jesteśmy niewidzialne. Kobieta tutaj to ta, która zajmuje się domem, dba o całą rodzinę, karmi wszystkich, opiekuje się dziećmi. Jeśli dziecko jest chore, idzie z nim do lekarza, jeśli długopis w szkole przestanie mu pisać, kobieta musi zdobyć skądś te pieniądze i kupić mu nowy długopis.
Ale to wszystko odbywa się jakby za zasłoną. To są prywatne rzeczy, które dzieją się w domu.

Jak kobieta zdobywa pieniądze na długopis dla dziecka?

Podczas pory deszczowej uprawia się pole. Z tego, co uda się zrobić w polu rano i wieczorem, można uzbierać na długopis.

A co się robi w pozostałym czasie?

Kobiety wstają o godzinie czwartej. To, co zrobią do godziny szóstej trzydzieści, jest dla nich. Mogą to sprzedać i z tego mają pieniądze. O szóstej trzydzieści przygotowują posiłek dla całej rodziny i wracają w pole. Wszystko, co zrobią do godziny szesnastej, idzie do spichlerza, od którego klucze trzyma mąż. To, co zrobią po szesnastej, jest dla nich.

Dla nich? Przecież to idzie na dom i na dzieci, tak?

Zgadza się. Osiemdziesiąt procent kosztów utrzymania domu i rodziny ponoszą kobiety z tego, co wypracują w dodatkowym czasie.

To jest kilkanaście godzin dziennie ciężkiej pracy w polu, w pełnym słońcu, drewnianą motyczką i mielenie tego ziarna ręcznie, przy pomocy kijów. A przy tym cały czas opieka nad dziećmi. Mężczyźni w tym czasie na przykład piją herbatę. Jedno parzenie, czterdzieści minut, i potem sobie sączą. Jakoś nie bardzo sprawiedliwie się to układa.
To nie jest sprawiedliwość. To jest działanie w sytuacji bez wyjścia.

Ile zostaje czasu na sen?

Spać chodzi się, gdy się wszystko zrobi w domu, przygotuje się posiłek dla innych, umyje się dzieci, ogarnie dom, czyli około dwudziestej trzeciej.

Całe pięć godzin snu.

Nie ma innego wyjścia.

Pompowałem wodę z Waszej studni. Strasznie ciężko to chodzi. Już napompowanie jednego pojemnika jest trudne, a wy pompujecie tych pojemników po kilka. Czy to dziewczynki, czy kobiety w ciąży, stale widzę Was pompujące wodę i przenoszące ciężkie kanistry. Jeden z mężczyzn, zapytany, dlaczego zmuszają kobiety w ciąży do takiego wysiłku, odpowiedział, że dla nich to dobre, bo szybciej urodzą. Co się dzieje, gdy kobieta nie daje rady?

Te, które napompują swoje kanistry, pomagają tym, które nie dają rady, w zamian za niewielką opłatę. To strasznie ciężka fizycznie praca, ale nie ma tu żadnej litości ze strony mężczyzn.

A co by się stało, gdyby kobiety z Pobe Mengao powiedziały swoim mężom, że nie pójdą pompować wody, bo nie mają siły? I żeby mężowie poszli po wodę?
[Ogólny śmiech] Mąż zbiłby taką kobietę i wyrzucił ją z domu.

I co się dzieje z taką kobietą?

Po pierwsze, traci kontakt z dziećmi. Dzieci zostają z mężem. Po drugie, zostaje bez niczego, bez środków do życia. Wszystko zostaje w domu, jako własność męża. Kobiecie pozostaje prosić męża o przebaczenie.

Pracujecie na ten dom nieustannie. Ten majątek, tak jak dzieci, należy też do Was.

Nie ma takiej możliwości, żeby kobieta otworzyła usta z żądaniem majątku lub pieniędzy od mężczyzny.

Nie ma żadnej możliwości życia poza małżeństwem?

Są dwie. Pierwsza to powrót do rodziców, z różnych powodów nie zawsze możliwy. Druga możliwość to prostytucja. Każda kobieta, która próbuje żyć bez męża, od razu traktowana jest jak prostytutka.

Przecież Wy żyjecie jak niewolnice!

Dla mężczyzn to jest wygodne. Nie chcą, żeby cokolwiek się tu zmieniło pod tym względem. Nie chcą, żeby kobiety się rozwijały, żeby znały swoje prawa. Nie chcą, żeby kobiety się uczyły. Blokują to i uniemożliwiają na różne sposoby. Wolą mieć niewolnice.
Dlaczego spośród obecnych tutaj kobiet tylko ja jedna znam francuski? Bo francuskiego uczą w szkole, od pierwszej klasy. Teoretycznie lekcje są dla chłopców i dla dziewcząt. W praktyce niechętnie posyła się dziewczynki do szkoły.

I dlatego założyłyście stowarzyszenie.

Żeby się nie bać. Uczymy się nawzajem, jak nie bać się mężczyzn. Nie bać się iść do mężczyzn i mówić do nich.
Zaczęło się od tego, że napisałyśmy projekt na rozwój alfabetyzacji. Projekt przeszedł. Kobiety w Pobe chodziły na kurs czytania i pisania.

Jest Pani sekretarzem stowarzyszenia. Wypowiada się Pani w imieniu tych kobiet. Mówi Pani wprost rzeczy, które raczej się tutaj przemilcza. Nie boi się Pani?

Oczywiście wiem, że jestem w niebezpieczeństwie, ale wierzę, że Jezus Chrystus jest ze mną. Wiem, że to, co robię, jest dobre i ważne. Poza tym, uczę swoją córkę, że ma się nie bać, więc ja sama również nie mogę sobie na to pozwolić.

Ta codzienna katorga nie wpływa pewnie najlepiej na Wasze zdrowie.

Generalnie kobiety tutejsze mają bolesne choroby stóp, kolan i kręgosłupa. Budzimy się i zasypiamy z bólem.

Leczycie te choroby?

Mąż zawsze powie kobiecie, że ta udaje, że chce się wymigać od pracy. I każe iść w pole. Jeśli nie ma pracy w polu, bo jest pora sucha, może 10 procent facetów weźmie żonę do lekarza.

A coś się w ogóle zmienia na lepsze?

Tak. Kiedyś nie dostałybyśmy zgody na spotkanie z panem. Ewentualnie byłoby możliwe wspólne spotkanie, razem z mężami. Ale zmienia się też na gorsze. Żywność jest coraz droższa i coraz trudniej nam przeżyć.

Skąd się wzięło stowarzyszenie Dofre Hansi?

Ze zmęczenia mężczyznami. Spotykamy się same, bez mężów. Mamy swoje sekrety, których dochowujemy. Naszym celem jest walka z bezsilnością, z przemęczeniem, z głodem i z niedożywieniem oraz pomoc dzieciom.

Dużo Was jest?

Do stowarzyszenia należy ponad 40 kobiet.

Co oznacza nazwa?

Dofre Hansi znaczy w języku moore „Niech Bóg pomoże”.

Niech pomoże mężczyznom zrozumieć, że bardziej sprawiedliwy świat będzie lepszy?

Chcemy zmienić życie kobiet nie tylko w Pobe Mengao, ale i w okolicy, i dalej, i dalej. W całym Burkina Faso. I nie tylko. Niech to będzie jak rozchodzące się kręgi, dzięki którym zmieni się życie wszystkich naszych sióstr, które żyją w niewoli, jak my. ©


Autor jest dramatopisarzem, pracuje jako dramaturg w Teatrze Śląskim w Katowicach. Reportażysta m.in. „Tygodnika Powszechnego”, wydał książkę z reportażami z Białorusi pt. „Kołchoz imienia Adama Mickiewicza”.

JAK POMÓC KOBIETOM Z POBE MENGAO?
Możemy pomóc kobietom z Pobe Mengao – wioski w Burkina Faso, jednym z najbiedniejszych krajów Afryki. Obarczone ciężką pracą fizyczną, posługują się one najprostszymi narzędziami; żyją bez prądu, bieżącej wody, kanalizacji. W tych warunkach utrzymanie higieny intymnej jest trudne. Podarowanie bielizny – w Pobe Mengao nie można jej kupić – może w tym pomóc.
Stąd pomysł akcji „Sekretna Misja Kobiet”, która potrwa od 8 marca do 26 maja. Co można zrobić? Wystarczy kupić komplet bielizny (najlepiej bawełnianej lub z innej naturalnej tkaniny, prostej i wygodnej) i przekazać dar do Centrum Misji i Ewangelizacji (ul. Misyjna 8, 43-445 Dzięgielów). Można też poprosić o to samo inną kobietę.
Szczegóły w internecie: www.sekretna.cme.org.pl

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2015