Nie chcemy Tatarów

Przed rokiem polskie władze deklarowały pomoc dla uciekinierów z anektowanego przez Rosję Krymu. Wielu uwierzyło i zaczęło budować u nas nowe życie. Życie, które właśnie się kończy.

21.03.2015

Czyta się kilka minut

Server z dziećmi w filmie autorki tekstu „Krymscy Tatarzy w Polsce” dla telewizji rbb, 2015 r. /
Server z dziećmi w filmie autorki tekstu „Krymscy Tatarzy w Polsce” dla telewizji rbb, 2015 r. /

Najbardziej Server się boi, jak powie- dzieć to dzieciom. Jak wytłumaczyć 12-letniemu Ilmi i 7-letniej Arzy, że już nie pójdą do parku Branickich, że zostawią kolegów, ulubioną panią w szkole i znowu pojadą w miejsce, gdzie nikogo ani niczego nie znają? Jak im wytłumaczyć, że to nie dlatego, że były niegrzeczne, że to nie tak, że ich tu nie lubią? – Może ci urzędnicy mogą im to wytłumaczyć, ja nie – mówi gorzko Server.

To już rok, jak z żoną i dziećmi wyjechał z Krymu. Nie, wyjechał to niewłaściwe słowo. Uciekł. Zamaskowani żołnierze, helikoptery, wozy pancerne... – Krym stał się bazą wojskową – wspomina Server. – A życie nic niewarte.

Ludzie ginęli bez wieści. Czasami wracali, czasami nie. Servera i jego rodzinę nachodzono. Potem przyszło wezwanie do samozwańczej prokuratury. Chodziło o udział w demonstracjach tatarskich.

– Każdy człowiek ma prawo do ojczyzny – mówi Server. – I Polacy ją mają, i Niemcy, i Rosjanie. A krymskim Tatarom jakoś zawsze się ją zabiera – kręci głową, jakby nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Jego dzieci urodziły się na Krymie. Tak jak jego rodzice, dziadkowie, pradziadkowie i prapradziadkowie – wszyscy poza nim. – Bo to za deportacji było – dodaje szybko, jakby się tłumacząc.

Wrócili jako jedni z pierwszych, na długo przed pierestrojką. Nie wolno im się było meldować, bez tego nie było pracy. Ale trzymali się Krymu rękami i nogami. A teraz uciekli. Bez niczego. Zostały nawet ukochane gitary Servera. – Ale ważniejsza wolność niż życie w klatce. A w Rosji inaczej się nie da – mówi. Zresztą i tak by im pewnie żyć nie dali, bo przyjęcie rosyjskiego obywatelstwa nie wchodziło dla rodziny w grę. – Z dnia na dzień stalibyśmy się cudzoziemcami na własnej ziemi. Bez żadnych praw. W każdej chwili do wyrzucenia.

W domu za oknem był sad. Las. Dalej góry i zawsze niebieskie niebo. Teraz Server widzi z okna szeroką ulicę i sznur samochodów. Bloki ciągnące się w nieskończoność. Wysoką wieżę kościoła i billboardy. Na miniaturowym placu zabaw huśtawka, na której lubi huśtać się Arzy. – Białystok też mi się podoba – uśmiecha się Ser- ver. – Duże miasto, ciągle się coś dzieje. Nowe perspektywy.

I przede wszystkim polscy Tatarzy; czuje się tu trochę jak w domu. Mógłby sobie wyobrazić, że tu zostanie. Mógłby.Tyle że Server już nie robi planów na przyszłość.

Zapomnij o ojczyźnie

Po aneksji Krymu przez Rosję Donald Tusk i Bartłomiej Sienkiewicz zapowiadali, że Polska jest gotowa przyjąć nawet 11 tys. uchodźców z Ukrainy. Server był wtedy pod Lwowem, gdzie mer starał się zapewnić pierwszym uciekinierom wojennym w miarę normalne życie. – Źle nie było – mówi Server. – Mieszkanie pomogli nam znaleźć, ja dostałem pracę w fabryce.

Wojna jednak eskalowała, na wschodzie pojawiły się „zielone ludziki”. A Ser- ver zaczął dostawać pogróżki telefoniczne. – Z Krymu – mówi. – Starzy wrogowie. Ci, którym nie podobała się antyrosyjska działalność Tatarów.

Niby byli daleko, ale Server wiedział swoje: weszli na wschód, jak zechcą, dojadą i do Lwowa. W gazecie przeczytało polskim ministrze. Pomyślał, że ta Polska to już Europa; że tam musi być wolność i spokój.

W zasadzie, mówi Server, polski jest podobny do ukraińskiego czy rosyjskiego. Da się zrozumieć. Choć czasami słowa są mylące. Takie zapomnitie to po polsku „pamiętać”. Zupełnie co innego. „O czym należy pamiętać?”, pyta nauczycielka. Zapomnit, znaczy się. Np. o kluczach, mówią uczniowie. Albo o ojczyźnie. „Pamiętaj o ojczyźnie”, pisze powoli Server na tablicy. Zapomnij rodinu, myśli po rosyjsku. Pamięta. I uczy się co niedzielę polskiego, na kursie, żeby się zintegrować w nowej ojczyźnie.

Świat w dwóch torbach

W niedziele białostocka podstawówka staje się tatarską oazą. Polscy Tatarzy spotykają się całymi rodzinami, dzieci uczą się tańca, pod nadzorem rodzimych muftich poznają islam. Dagmara, polska Tatarka, właśnie opowiada synowi Servera i kilkanaściorgu innym dzieciom z Polski i Krymu o losach proroka Musy („niech Bóg będzie z nim”)– Mojżesza.

O tym, że istnieje Białystok, Server nie miał pojęcia. Najpierw trafili do ośrodka dla uchodźców, ale tam nie było normalnej szkoły dla dzieci, a oni też nie mieli co robić. Źle się czuli, wspomina pierwsze tygodnie w Polsce. I wtedy ktoś dał im telefon do Tatarów: że może oni pomogą. TA-TA-RÓW! Server nie wierzył własnym uszom. W Polsce byli Tatarzy!

Przyjechali i spotkali panią Lillę. „Nasza Lilla”, mówią krymscy Tatarzy. Koło ratunkowe. Przewodnik po nowym życiu. Lilla Świerblewska opiekuje się rodzinami z Krymu w imieniu polskich Tatarów. Rodzina Servera była pierwsza.

– Jak ich zobaczyłam, to się rozpłakałam – wspomina Lilla. Był 31 maja 2014 r. Wysiedli z pociągu, z dziećmi i dwoma torbami, a ona się zastanawiała, ile życia można spakować w takie dwie torby.

Wiadomość o swojakach rozniosła się szybko. Przyjechały następne trzy rodziny. I następne. Ci, którzy mieszkali w ośrodkach rozrzuconych po Polsce, prosili o przeniesienie do Białegostoku. Dziś jest ich tu ponad 80 osób. Polscy Tatarzy wprawdzie ojczyzny i domu zwrócić im nie mogą, ale starają się przynajmniej pomóc w rozpoczęciu nowego życia. Zbierają sprzęt AGD, ubrania, słowniki i podręczniki. Organizują kursy polskiego, spotkania integracyjne. Pomagają znaleźć mieszkania i pracę, jak się da. Zapisują dzieci do polskich szkół.

Lekcje polskiego

– Polski, angielski, niemiecki – Zarina, żona Servera, wylicza języki, których Ilmi uczy się w szkole. Na Ukrainie takich szans nie miał. Ilmi ze względu na brak znajomości polskiego trafił do czwartej klasy zamiast do szóstej. Po kilku miesiącach mówi bez akcentu, podobnie jak jego młodsza siostra, która przepisowo poszła do pierwszej klasy. Dają radę. Dziś Ilmi dostał piątkę z dyktanda, opowiada jego wychowawczyni. Napisał lepiej niż większość polskich kolegów, chwali. Rodzice są dumni. – Przynosi przeważnie piątki i szóstki – mówi Server. – Na pewno pójdzie na uniwersytet.

Server skończył szkołę średnią, na studia Tatarów w ZSRR przyjmowano niechętnie. A i za Ukrainy wielu Tatarów na Krymie miało, co prawda, wyższe wykształcenie, ale pracowało poniżej kwalifikacji. Większość przedsiębiorstw należała do Rosjan – ci zatrudniali swoich. Server chciałby, żeby jego dzieci miały inne życie.

Faktycznie, mówi dyrektor jednego z liceów, krymscy Tatarzy to wzorcowi imigranci: – Zdarzali się uchodźcy z innych krajów, którzy przychodzili po pieczątkę, że zapisali dzieci do szkoły, i więcej się nie pojawiali – opowiada. – Te dzieci uczą się, choć nie zawsze jest im łatwo z powodów językowych i różnic programowych. Jeden z młodych Tatarów krymskich poszedł nawet na studia. Po semestrze okazało się jednak, że podczas procedury azylowej nie ma prawa do nauki. Musiał zrezygnować.

Server ma legalną pracę jako magazynier. Jego żona ma szansę na posadę w nowo otwieranej restauracji tatarskiej; przez 17 lat gotowała w restauracji etnicznej na Krymie. Ma kwalifikacje nie do przebicia, co pokazują manty czy czembureki, którymi na razie częstuje tylko w domu. Przyjaciół mają, mieszkanie, wynajęte od miejscowych Tatarów, też. W Białymstoku jest meczet, gdzie można się pomodlić. Zarina chusty nie nosi. Krymscy Tatarzy są równie zlaicyzowani jak polscy, ale islam jest częścią ich kultury. Dzieci się uspokoiły. Wolność jest. Nawet gitarę dostał w prezencie, jak się polscy przyjaciele dowiedzieli, że kocha grać. – Właściwie – mówi Server – wszystko dobrze się układa. Prawie wszystko.

Otwarta rana

– Czy oni w ogóle pamiętają, co mówili o pomocy i uchodźcach? – pyta Server o polskich polityków. – Czy to tylko taka zabawa była?

Niecały rok temu Radosław Sikorski wręczał nagrodę Mustafowi Dżemilewowi, wieloletniemu przywódcy Tatarów,za walkę o demokrację i prawa człowieka. Ale żaden z Tatarów szukających w Polsce nowego życia nie otrzymał azylu.

Warszawa przyznaje, co prawda, że na Krymie ich życie mogłoby być realnie zagrożone, że Tatarzy są tam prześladowani, ale uznają, iż alternatywą jest osiedlenie na zachodniej Ukrainie. Tego, że rząd biednego i obciążonego wielomiesięcznym konfliktem zbrojnym kraju nie jest w stanie zapewnić uchodźcom w miarę normalnego życia, nie bierze się pod uwagę. Choć w raportach organizacji pozarządowych pojawiają się informacje, że napływ uchodźców ze wschodniej Ukrainy przerasta lokalne władze.

Niby wszystko w zgodzie z prawem. Oficjalnie wojny na Ukrainie przecież nie ma. Strach o dzieci i niepewność jutra nie są powodem do udzielenia azylu. Tylko, mówią ludzie pomagający Tatarom, tak na chłopski rozum: czy Polacy, którzy przez dziesięciolecia wyjeżdżali za granicę, szukając tam wolności i lepszej przyszłości, nie potrafią teraz zrozumieć Tatarów?

– Przecież oni do domów wrócić nie mogą – mówi Lilla Świerblewska. – Ci starsi jeszcze się łudzą, młodsi już nie. A czy to takie dziwne, że jak człowiek od zera zaczyna, chce to robić tam, gdzie nie musi się bać?

Bo krymscy Tatarzy się boją. Server jest jedynym, który opowiada pod swoim nazwiskiem. Reszta chce zostać anonimowa. Ich strach – przed wszechobecną FSB – Polakowi wydaje się irracjonalny. Ale to rana z przeszłości, z czasów Stalina i ZSRR. Na nowo otwarta podczas aneksji.

– Ja sobie demokrację inaczej wyobrażałem – kręci głową Server. – Myślałem, że w demokracji najważniejszy jest człowiek. A nie tak: pytania, odpowiedzi, interwju. I tyle. Źle, że urzędnicy nie chcą zrozumieć, tylko sucho piszą: „nie wolno”, „wolno”.

Server i jego rodzina już raz odmowę dostali. – Jeżeli każą wyjechać, to wyjedziemy – mówią. – Tylko żal zostanie.
Na razie się odwołali. Czekają. I nadal chcą wierzyć, że urzędnicy zrozumieją. ©

Pomoc dla Tatarów

W sprawie pomocy Tatarom prosimy o kontakt z p. Lillą Swierblewską z Rady Centralnej Związku Tatarów Rzeczypospolitej Polskiej, która koordynuje pomoc dla Tatarów. Dane kontaktowe:
Zwiazek Tatarów Rzeczypospolitej Polskiej
p. Lilla Swierblewska
telefon: 604435515

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2015