Nasz wkład w dzieje oporu

Nasz naród, którego historia jest pełna klęsk i straszliwych pomyłek, ma także daty, z których może być dumny.

10.06.2013

Czyta się kilka minut

 / Fot. Ambasada RFN
/ Fot. Ambasada RFN

WOJCIECH PIĘCIAK: 10 lat temu, w 50. rocznicę 17 czerwca, prezydent RFN Johannes Rau wygłosił przemówienie, które było po części samokrytyczne: samokrytyczne wobec polityki RFN, która jego zdaniem ponosiła współwinę za to, iż pamięć o 17 czerwca zblakła z biegiem lat, albo że wręcz wydarzenia te popadły w zapomnienie. Dlaczego?


RÜDIGER FREIHERR VON FRITSCH: Był to raczej realistyczny opis okresu 1953-89. Jeśli chodzi o 17 czerwca, musimy przede wszystkim pamiętać, że dopiero po 1989 r. uświadomiliśmy sobie to, jak wielką skalę miały wydarzenia z 1953 r. Wynikało to oczywiście z faktu, że w NRD nie było wolnych mediów. Wprawdzie wydarzenia w samym Berlinie obserwowali z bliska mieszkańcy Berlina Zachodniego i zachodni dziennikarze. Ale o tym, że powstanie ogarnęło cały kraj i miało gigantyczną skalę – ponad 700 miejscowości, ponad milion uczestników, może nawet stu zabitych, w tym grupa sowieckich żołnierzy, którzy odmówili otwarcia ognia do protestujących i zostali za to rozstrzelani, wreszcie 15 tys. aresztowanych – otóż o tym wszystkim dowiedzieliśmy się dopiero po 1989 r., gdy otwarto NRD-owskie archiwa, zwłaszcza archiwum Stasi. Aż do 1989 r. skala tego powstania nie była znana.


W Niemczech Zachodnich recepcja powstania z 17 czerwca podlegała istotnym zmianom, co w końcu doprowadziło do tego, że dramatyzm tamtych dni rzeczywiście popadł tam w zapomnienie...


W pierwszych latach 17 czerwca był dniem, który niesłychanie silnie poruszał Niemców, na Wschodzie i Zachodzie. Także Bundestag szybko podjął decyzję, że 17 czerwca będzie świętem: „Dniem Jedności Niemiec”. To znaczy: nie tyle świętem, lecz dniem narodowej pamięci. Ale potem, z biegiem lat, zmieniła się międzynarodowa konstelacja, co oczywiste stało się najpóźniej, wraz z budową muru berlińskiego w 1961 r., gdy obie strony, Zachód i Wschód, spróbowały jakoś urządzić się w istniejących realiach, jakoś z tym żyć – mówiąc realia, mam na myśli podział Europy i także Berlina. Skutkowało to w latach 70. polityką odprężenia i nową polityką wschodnią, a także zasadą „zmiana [relacji Wschód-Zachód] przez zbliżenie”.

Taka strategia – zapoczątkowana przez SPD i kontynuowana przez CDU – była mądra i słuszna. Ale miała pewne koszty – i należała do nich pamięć o 17 czerwca. Data ta symbolizowała bowiem zmianę rewolucyjną, konfrontację. 17 czerwca był symbolem ludzkiej odwagi, był godny podziwu, ale w latach 70. i 80. nie mógł być symbolem i wzorem dla odpowiedzialnej polityki RFN wobec Wschodu. Cierpiała na tym pamięć o 17 czerwca – aż w końcu zaprzestano oficjalnie obchodzić tę rocznicę. W latach 70. w Bundestagu toczyły się nawet gwałtowne dyskusje: spierano się, czy w realiach nowej Ostpolitik 17 czerwca powinien być oficjalnie obchodzony. Skutek był taki, że np. w ambasadach RFN w Europie Środkowej i Wschodniej obchodzono uroczyście nie dzień 17 czerwca, lecz 23 maja, tj. rocznicę ogłoszenia konstytucji RFN. W latach 80. po raz pierwszy pracowałem w ambasadzie w Warszawie i pamiętam, że właśnie 23 maja wydawaliśmy uroczyste, otwarte przyjęcie. Sądzono, że świętowanie 17 czerwca mogłoby zostać odebrane przez rządy komunistyczne jako prowokacja.


Potem była rewolucja w NRD i zjednoczenie Niemiec. Jak dziś postrzega się 17 czerwca? Jakie znaczenie ma ta data w niemieckiej polityce historycznej?


Podczas pokojowej rewolucji w NRD, jesienią 1989 r., pamięć o roku 1953 nie odegrała w ogóle żadnej roli. Nie była punktem odniesienia dla ludzi, którzy zaczęli tę rewolucję. Wynikało to stąd, że wielu opozycjonistów z NRD sądziło jeszcze, iż można zbudować lepszą, wolną, demokratyczną NRD. Data 17 czerwca była silnie związana z ideą niemieckiej jedności, podczas gdy jesienią 1989 r. idea zjednoczenia początkowo była nieobecna. Po raz pierwszy pojawiła się dopiero po tym, jak w listopadzie 1989 r. runął mur berliński. Dopiero wtedy na demonstracjach zaczęto skandować hasło „Wir sind ein Volk!” – „Jesteśmy jednym narodem”.


A jak zmieniała się recepcja 17 czerwca potem, w minionych 23 latach?


Po pierwsze: dziś wiemy o wiele więcej o faktycznej skali tego powstania. Po drugie: wiemy też teraz, że nie był to protest tylko socjalny, ale też polityczny. Wprawdzie początkowo domagano się obniżenia norm, ale potem bunt socjalny zamienił się w ogólnokrajowe, narodowe powstanie. Dlatego dziś możemy powiedzieć, że 17 czerwca to także część ogólnoeuropejskiej historii wolności. Chyba najpiękniej ujął to ktoś, kto na początku lipca 1953 r. wystąpił na wielkiej demonstracji w Paryżu, demonstracji solidarności z Niemcami z NRD. Powiedział on: „Robotnicy z Berlina Wschodniego przywrócili Niemcom ich godność”...


...dokładniej: Niemcom, w osiem lat po wojnie.


...i dlatego wydaje mi się, że właśnie ta myśl o odzyskanej godności jest dziś dla nas szczególnie ważna, gdy wspominamy 17 czerwca 1953 r. Naród, którego historia jest tak przepełniona klęskami i straszliwymi pomyłkami, ma również daty i wydarzenia, z których może być dumny.


Jeśli porównamy dzieje NRD i PRL, Polakowi nasuwa się zaraz pytanie: dlaczego w NRD masowy bunt przeciw systemowi miał miejsce tylko raz, w 1953 r., a potem dopiero w 1989 r.?


Nie jestem pewien, czy taka recepcja jest trafna. Nawet wydarzenia z 17 czerwca 1953 r. są w Polsce bardzo, bardzo słabo znane, również dziś. Mam wrażenie, że w Polsce w ogóle niewiele wiadomo o oporze społecznym w NRD.

Ale wracając do pytania: powstanie z 17 czerwca zostało zdławione z wyjątkową brutalnością – także z pomocą szesnastu sowieckich dywizji stacjonujących w NRD. Sowieci pokazali, że są gotowi bronić ­status quo także przy użyciu siły. Wszystko to musiało mieć wpływ na późniejszą postawę mieszkańców NRD. Do tego dochodzi jeszcze jeden czynnik, który zasadniczo odróżniał sytuację Polski czy Węgier od sytuacji ludzi z NRD: jeśli obywatel NRD nie godził się z rzeczywistością, mógł podjąć próbę opuszczenia kraju. Istniała dla niego alternatywa: Niemcy Zachodnie. Oczywiście, było to trudne, jeśli chciało się opuścić NRD legalnie – i niebezpieczne, gdy taką próbę podejmowano nielegalnie. Niemniej alternatywa była zawsze obecna. Wielu z tych, którzy nie zgadzali się z realiami NRD, nie widziało powodu, by podejmować ryzyko działalności opozycyjnej, mającej na celu zmianę sytuacji w NRD, skoro – jeśli już mieli ryzykować – praktyczniejsze mogło wydawać się opuszczenie tego kraju. Tymczasem Polacy mieli tylko jedną opcję: zmieniać tę Polskę, jaka była.

Opozycja, która formowała się w NRD od lat 70., z reguły nie stawiała sobie za cel zlikwidowania NRD, ale jej zmiany. Była nieliczna, niemniej była. I mam wrażenie, że także wiedza o tej opozycji – która w końcu jesienią 1989 r. odegrała kluczową rolę w zapoczątkowaniu rewolucji – w Polsce do dziś jest chyba niezbyt wielka.

Być może wynika to także z faktu, że narody tworzą sobie różne wyobrażenia o innych narodach. A w obrazie Niemców niewiele jest miejsca na ideę buntu i oporu przeciw zwierzchności. Także dlatego pamięć o 1953 r. jest dla nas tak ważna.   



RÜDIGER FREIHERR VON FRITSCH (ur. 1953) od 2010 r. jest ambasadorem RFN w Polsce. Historyk i germanista, od 1984 r. zawodowy dyplomata, w latach 1986-89 pracował w ambasadzie RFN w Warszawie. W latach 2004-07 był wicedyrektorem BND (wywiadu). Niedawno w wydawnictwie ATUT ukazał się polski przekład jego wspomnieniowej książki „Stempel do wolności”, w której opowiada, jak w 1974 r. zorganizował ucieczkę z NRD swego kuzyna i dwóch przyjaciół, fałszując dla nich zachodnioniemieckie paszporty.


W czwartek 27 czerwca o godz. 17.00, w sali „Ostrówek” Urzędu Marszałkowskiego w Opolu, Rüdiger Freiherr von Fritsch wygłosi wykład „17 czerwca 1953 r. – 60. rocznica powstania w NRD”. Dyskusję tę (z cyklu „Rozmowy o Niemczech”) organizują Fundacja Konrada Adenauera i Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej. Wydarzeniu towarzyszy wystawa „Opozycja i opór w NRD”, będąca częścią polsko-niemieckiej wystawy „Polacy i Niemcy przeciwko komunistycznej dyktaturze”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2013

Artykuł pochodzi z dodatku „Niemiecki Czerwiec 1953