Narada ze śniadaniem

Gospodarz prowadził spotkanie sprawnie. Nie wykorzystał planowanego czasu, a zdążył jeszcze poczęstować uczestników koniakiem. Narada trwała 85 minut. Dyskutowano o losie milionów ludzi.

21.01.2013

Czyta się kilka minut

Strona szósta protokołu konferencji w Wannsse z szacunkami liczby Żydów w Europie / Fot. POLITISCHES ARCHIV AA BERLIN
Strona szósta protokołu konferencji w Wannsse z szacunkami liczby Żydów w Europie / Fot. POLITISCHES ARCHIV AA BERLIN

Z pozoru wyglądało to jak typowa konferencja VIP-ów: uściski dłoni na dzień dobry, zdawkowe rozmowy, plotki. Zaaferowany sekretarz, sprawdzający, czy poprawnie przygotowano akta. Protokolantka, gotowa do stenografowania (jedyna kobieta w tym gronie, od dygnitarzy usłyszała garść komplementów). W hallu sąsiadującym z salą konferencyjną obsługa rozstawiała tace z kanapkami i filiżanki do kawy. Jako ostatni przyjechał gospodarz spotkania i od razu zaczął zebranie. Słynął z dyscypliny, punktualności i organizacji pracy.

Był 20 stycznia 1942 r. Miejsce: przedmieście Berlina, pięknie położona nad jeziorem willa, przez szefostwo Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) wykorzystywana dla celów reprezentacyjnych (właściciel „odsprzedał” willę w 1940 r. Fundacji SS, gdy siedział za nadużycia finansowe). Adres: Am Grossen Wannsee 56-58; naprzeciw popularnej plaży.

Przewodniczący zebrania to SS-Obergruppenführer (trzygwiazdkowy generał) i szef RSHA Reinhard Heydrich. Sekretarz, krzątający się wokół gości jakby z kompleksem prymusa, to major SS Adolf Eichmann – najniższy rangą w tym gronie, pełniący niezbyt wysoką funkcję kierownika 4. referatu w Wydziale IV B, zwanego „antyżydowskim”.

CEL: 11 MILIONÓW

Spotkanie przeszło do historii – od adresu budynku – jako konferencja w Wannsee. I tu kończy się banalny opis. Grupa wysokich urzędników (wśród 15 obecnych było ośmiu wiceministrów), z przygotowaniem prawnym (ośmiu uczestników miało doktorat z prawa) spokojnie debatowała o zabiciu 11 milionów ludzi, jakby omawiali projekt ustawy o ruchu drogowym.

Skąd 11 milionów? W pierwszej części spotkania – „roboczego śniadania na temat ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” – prowadzący zechciał uświadomić obecnym, jakie zadanie przed nimi stoi. Poprosił majora Eichmanna, by zaprezentował statystyki. Ten przedstawił tabelę: w Europie żyje 11 mln Żydów. Skrupulatny Eichmann nie zapomniał odnotować, że w Albanii mieszka podobno 200 Żydów.

A co zrobić z „pół-Żydami” i „ćwierć-Żydami”, czyli w języku III Rzeszy „mieszańcami I oraz II stopnia”? Zaczęła się półgodzinna dyskusja. Jej zapis to obraz paranoi. Bez słowa uzgadniania, wszyscy jej uczestnicy odwoływali się do pojęcia „żydowskiej krwi” jako czegoś szkodliwego. Aż trudno uwierzyć, że w środku Europy w połowie XX w. grono inteligentnych ludzi reprezentowało wizję świata, w której funkcjonowała najbardziej biologicznie uproszczona idea „usunięcia krwi żydowskiej z niemieckiej przestrzeni życiowej” i przekonanie, że „nawet kropla żydowskiej krwi może być szkodliwa”.

Temat „mieszańców” otworzył drogę do prawniczych dywagacji – znanych każdemu, kto uczestniczył w pracach legislacyjnych. Minister z Kancelarii Rzeszy prezentował podejście „liberalne”: przy tylko 1/4 krwi żydowskiej można liczyć, że krew aryjska unieszkodliwi negatywny wpływ tej gorszej. A co z „pół--Żydami”, mającymi aryjskich małżonków, dla których będzie traumą, gdyby ich partnerów poddano „ostatecznemu rozwiązaniu”? Było nie było, to Niemcy, choć dopuścili się przestępstwa wobec rasy. Nie wypracowano żadnego rozwiązania, ale wielkodusznie dopuszczono, że można by ich zostawić w miejscu zamieszkania, po wysterylizowaniu.

„WSPARCIE DLA PRAC”

Otwierając zebranie, Heydrich poinformował obecnych, że decyzją marszałka Hermanna Göringa powierzono mu zadanie „przygotowania ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Kierownictwo spoczywać będzie na dowódcy SS Heinrichu Himmlerze oraz na nim, Heydrichu, jako dowódcy Policji i Służby Bezpieczeństwa. Heydrich wskazał też cel spotkania: wyjaśnić „zasadnicze kwestie” związane z „ostatecznym rozwiązaniem”. Narada skończyła się – jak zapisano w protokole – „prośbą do obecnych o zagwarantowanie odpowiedniego wsparcia przy realizacji przedmiotowych prac”. W jej trakcie nie zdefiniowano pojęcia „ostateczne rozwiązanie”; pojawiają się natomiast sformułowania, że jest to bliskie „deportacji na Wschód”.

Podczas spotkania omawiano jedynie dwie wspomniane sprawy („pół- i ćwierć-Żydów”) oraz liczbę Żydów w Europie, a zwłaszcza tych pozostających poza bezpośrednią kontrolą władz Rzeszy, których trzeba będzie „poddać ostatecznemu rozwiązaniu” przez „pracę dyplomatyczną” resortu spraw zagranicznych. Wiceszef MSZ referował więc, że na Słowacji i w Chorwacji nie ma z tym problemu; że Rumunia właśnie ustanowiła pełnomocnika ds. żydowskich, a rządowi Węgier trzeba pomóc; że dla uregulowania problemu we Włoszech trzeba nawiązać kontakt z tamtejszym szefem policji; że w Serbii urzędnicy MSZ już działają. Problem jest ze Skandynawią, gdzie brakuje wyczulenia na problem żydowski.

Potem Josef Bühler, szef tzw. rządu Generalnego Gubernatorstwa z Krakowa (zastępca Hansa Franka), oświadczył, że „GG cieszyłoby się, gdyby rozwiązanie tego problemu zaczęło się na jego terenie”, bo Żydzi stanowią tam wielką groźbę, gdyż są nosicielami chorób zakaźnych i jako organizatorzy czarnego rynku „zagrażają ekonomicznej strukturze kraju”.

TOTALITARNA NOWOMOWA

Z punktu widzenia logiki i socjologii biurokracji trudno znaleźć sens spotkania w Wannsee: nie podjęto tu żadnych decyzji, a omawiano jedynie sprawy cząstkowe (choć wstrząsające). Konferencja nie była też impulsem do decyzji o Holokauście – mordowanie już trwało, działał już obóz w Chełmnie; zaczęto budowę obozu w Bełżcu. Można zrozumieć, że konferencja w Wannsee to symbol zbrodniczej aberracji umysłu ludzkiego. Ale dlaczego Wannsee stało się symbolem planowania Holokaustu?

Kto i kiedy w rzeczywistości podjął taką decyzję, jak ją wypracowywano, jak planowano zabicie 5,7 mln ludzi (tak ocenia się liczbę żydowskich ofiar)? Mimo rozbudowanej biurokracji III Rzeszy i wytworzenia tysięcy dokumentów szczątkowych, nie udało się znaleźć zasadniczego, kierunkowego dokumentu nakazującego Holokaust, choć szukali historycy i prokuratorzy z całego świata. Prawdopodobnie nie znaleziono, gdyż nigdy nie powstał.

To paradoks historii ludzkości: można podjąć decyzję takiej rangi, o zabiciu milionów, o stworzeniu sieci obozów zagłady i zatrudnieniu do tego kilkudziesięciu tysięcy osób, nie zostawiając śladu w dokumentacji pisanej. To też zagadka systemu totalitarnego: komunikacja wewnątrz instytucji nowoczesnego państwa bez słów albo za pomocą słów oznaczających co innego. Nowomowa? Dwójmowa? Jeśli, to umożliwiająca efektywne zarządzanie.

Konferencja w Wannsee jest tego najlepszym dowodem. Nie pada tu słowo o zabijaniu. Używa się eufemizmów: ewakuacja, deportacja itd. Czy obecni, ludzie inteligentni, prawnicy, mogli nie rozumieć, o czym mowa? Zwłaszcza że już prawie wprost mówiono o traumie bliskich „mieszańców”.

ODKRYCIE W LICHTERFELDE

Dlaczego więc Wannsee stało się symbolem?

Przygotowując swój wkład w akt oskarżenia przed Międzynarodowym Trybunałem w Norymberdze, władze USA szukały dokumentów, którymi wobec sądu, opinii publicznej i historii można dowieść winy oskarżonych – zgodnie z demokratycznymi rygorami procesu.

Holokaust był jedną z największych zbrodni nazistów, powszechnie znaną. A jednak z niemożliwością wskazania momentu decyzji i dokumentu inicjującego. Setki amerykańskich żołnierzy i prawników przekopywało archiwa III Rzeszy. „Protokół z Wannsee” był najbliższy procesowi decyzyjnemu o Holokauście. Znaleziono go przypadkowo: w budynku firmy Telefunken w Berlinie-Lichterfelde, w (wywiezionych tam ze śródmieścia) papierach wiceministra spraw zagranicznych III Rzeszy, uczestnika konferencji.

Dokument znaleziono dopiero w marcu 1947 r., już po głównym procesie w Norymberdze. Zorientowawszy się, co mają, Amerykanie w ciągu jednej nocy przetłumaczyli go (15 stron) i od razu przedstawili jako materiał ilustrujący oskarżenie w kolejnym norymberskim procesie – szefostwa niemieckiego MSZ. Protokół, przygotowany przez Eichmanna, a poprawiony i zatwierdzony przez Heydricha, w 1942 r. powielono w 30 numerowanych egzemplarzach. Zachował się tylko wspomniany egzemplarz numer 16. Przesłuchiwany w Jerozolimie w 1961 r. Eichmann potwierdził jego autentyczność i zeznał, że protokół jest wiernym zapisem treści spotkania. Zeznał też, że w kuluarowych rozmowach używano wtedy mocniejszych sformułowań: „likwidacja”, „eliminacja”, „zniszczenie”, a nawet „uśmiercanie”.

DWIE INTERPRETACJE

A jakie było znaczenie tej konferencji w III Rzeszy?

Są dwie interpretacje: pierwsza głosi, że Heydrich chciał pokazać swą pozycję w administracji: on, „tylko” szef policji i służb bezpieczeństwa, mógł zorganizować międzyresortowe spotkanie na poziomie wiceministrów, występując jako szef; wykorzystał do tego tematykę żydowską, ale proces decyzyjny toczył się gdzie indziej. I tylko zbiegiem okoliczności światło historii padło na ten moment. Potwierdzeniem tej wersji byłoby pismo Heydricha, rozesłane pięć dni później, w którym informuje, że jest on „w ramach niemieckiego obszaru wpływów w Europie” odpowiedzialny za „rozwiązanie problemu żydowskiego”.

Druga interpretacja mówi, że konferencja w Wannsee pokazuje istotę totalitarnego państwa, jakim była III Rzesza: ważne były nie dokumenty i akty prawne, ale nieformalne, acz skuteczne przekazanie woli politycznej – nie podjęto żadnej decyzji, ale poprzez obecnych na spotkaniu wiceszefów resortów odtąd dla całej administracji wszystko było jasne: ta sprawa ma najwyższy priorytet, choć na papierze nic nie istnieje.

Jakkolwiek by było, konferencja w Wannsee jest smutnym epizodem w dziejach ludzkości. Wiedza o niej pojawiła się w obiegu publicznym dopiero w latach 70., a spopularyzowana została w latach 90. Rząd RFN, w akcie ekspiacji, opublikował „Protokół z Wannsee” w 1969 r., w ramach oficjalnej serii wydawniczej „Akta niemieckiej polityki zagranicznej”.

Dziś można spotkać opinie, że konferencja w Wannsee jest – także – jednym z elementów kryzysu intelektualnego w XX wieku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2013