Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
– pisał w liście pożegnalnym do prezydenta Władysława Raczkiewicza i premiera Władysława Sikorskiego. 48-letni Szmul Zygielbojm popełnił samobójstwo w akcie rozpaczy i bezsilności, w poczuciu straszliwego osamotnienia, pod presją oczekiwań z kraju, przekazywanych mu m.in. przez Jana Karskiego. „Niech przestanie nam przysyłać szyfry, że robi wszystko, co można – bo my umieramy” – mówili kurierowi polskiego rządu przedstawiciele społeczności żydowskiej w Polsce. – „Niech przywódcy żydowscy na świecie idą na ulice, niech przestaną przyjmować jedzenie, niech sami powoli umierają na oczach całego świata. Może to kogoś poruszy...”.
Nie mogło poruszyć: w „Strażniku” Marka Edelmana Włodek Goldkorn cytuje opowieść historyka Isaaka Deutschera, do którego Zygielbojm zadzwonił z propozycją urządzenia strajku głodowego przed siedzibą brytyjskiego premiera. Deutscher odpowiedział, że skończy się aresztowaniem i nałożonym przez cenzurę wojskową zakazem informowania o tym wydarzeniu. Problem w tym, że wieści z Warszawy nie chciały się pomieścić w głowach przywódców wolnego świata. „Ja nie jestem zdolny uwierzyć w to, co pan powiedział” – mówił Karskiemu prezes amerykańskiego Sądu Najwyższego Felix Frankfurter...
Zygielbojm wierzył. Wyjechał z Polski już po rozpoczęciu wojny – na początku okupacji zdążył jeszcze wejść w skład zatwierdzonego przez Niemców Judenratu, który zastąpił przedwojenną Radę Gminy Wyznaniowej Żydowskiej. Był reprezentantem Bundu – partii lewicowej i antysyjonistycznej, a także działaczem związkowym (w II RP zasiadał w radzie miasta Warszawy i Łodzi). Z Karskim spotkał się w grudniu 1942 r. już jako członek Rady Narodowej RP – zastępującej na emigracji polski parlament. „Rozmowa trwała długo – wspominał potem legendarny kurier. – Mówiłem dokładnie to, co mi kazano w Warszawie. Przekazałem zarówno żądania przywódców, jak też moje wrażenia z getta. Zadawał wiele szczegółowych pytań”... Zygielbojm wierzył – i nic nie mógł zrobić.
Nic? „Towarzysze moi w ghetcie warszawskim zginęli z bronią w ręku, w ostatnim porywie bohaterskim. Nie było mi dane zginąć tak jak oni, razem z nimi. Ale należę do nich, do ich grobów masowych” – napisał w ostatnim liście. Odebrał sobie życie 12 maja 1943 roku.