Na drzewo z tymi, co się sprzeciwili

Tak, to prawda, Kościół jest przeciwny uznaniu związków partnerskich i swoich racji w tej materii nie ukrywa. Jednak sprowadzanie sprawy na teren konfesyjny jest demagogią.

28.01.2013

Czyta się kilka minut

 /
/

Nie wolno nikogo wyszydzać, poniżać, dyskryminować z powodu jego orientacji seksualnej – dlatego sejmowa debata o związkach partnerskich była nade wszystko widowiskiem smutnym i nic dziwnego, że wzbudziła ogólne oburzenie. Obraźliwe epitety i kpina dowodzą bezsilności i braku merytorycznych argumentów, a debatę zamieniają w pyskówkę.

Jest to tym smutniejsze, im ważniejsza jest debata. Ta o związkach partnerskich dotyczy przecież sprawy niezmiernie ważnej – jest decydującym etapem w sporze o strukturę społeczeństwa, którego podstawową komórką była dotąd rodzina złożona z mężczyzny, kobiety i dzieci. Naiwnością byłoby sądzić, że naprawdę chodzi tylko o to, czy pan/pani X będzie dziedziczył(a) bez podatku spadkowego mieszkanie po swoim partnerze/partnerce Y, albo czy pan/pani Y będzie mógł otrzymywać wiadomości o stanie zdrowia X, gdy ten/ta się znajdzie w szpitalu.

Przeglądając komentarze w internecie, znajduję w nich, jak wszechświat w kropli rosy, odbicie myślenia i postaw społeczeństwa. Oto refleksja, którą podzielam: „Mi się wydawało, że państwem powinni kierować ludzie kierujący się rozumem, a nie emocjami. Ale takie debaty pokazują, że w Polsce liczą się wyłącznie emocje. Nasi parlamentarzyści są w większości dziećmi, które nie potrafią odróżnić merytorycznego argumentu od inwektywy, ani nie potrafią odróżnić atakowania opinii od atakowania oponenta. Decyzje podejmują pod wpływem emocji, a potem tylko szukają jakiegokolwiek pretekstu, żeby uzasadnić sami przed sobą, czemu ta opinia jest słuszna”.

Poza tym bywa ostro, po obu stronach. Drodzy Państwo (zwracam się do obrońców projektów ustawy), oburzacie się na inwektywy przeciwników i sami wpadacie w ten sam styl. „Połowa parlamentu to przedstawiciele małomiasteczkowego parafialnego kołtuństwa i ciemnoty przemieszanego z tzw. inteligencją żoliborską. To ma być wolna Polska?”. Czy wymyślając komuś od kołtunów, można go przekonać? No i czemu zaraz: „kołtuństwo i ciemnota”? Bo mają inne zdanie niż Państwo? I ta pogarda dla małych miasteczek? Czyżby kołtuństwa i ciemnoty nie było w metropoliach?

„Świat się zmienia i trzeba legislację dostosowywać do aktualnych potrzeb społecznych” – to częsty argument „za”, w istocie żaden argument. To prawda: w świecie zachodzą zmiany, jedne pozytywne, inne negatywne. Czyż nie hasłem postępu szafowali wielcy demagodzy? W imię postępu (i jeszcze kilku innych „wartości”) mordowano homoseksualistów i psychicznie chorych. Hasła „świat się zmienia” i „postęp” należy brać „cum grano salis”.



Jak zwykle wszystkiemu winien jest Kościół katolicki i kler... „60 000 czarnych darmozjadów terroryzuje kilkudziesięciomilionowe państwo. Wstyd!”, „Jedyna droga do normalności; pogonić watykańskiego okupanta”. Drodzy Państwo, bez przesady. Czy gdyby „60 tysięcy czarnych darmozjadów” posiadało przypisywaną im potęgę, a „watykański okupant” rządził Polską, byłoby tyle korowodów z Funduszem Kościelnym? Czy biskup, który „będąc pod wpływem” wjechał na latarnię, stanąłby przed sądem jak każdy obywatel?

Tak, to prawda, Kościół jest przeciwny uznaniu związków partnerskich i swoich racji w tej materii nie ukrywa. Jednak sprowadzanie sprawy na teren konfesyjny jest demagogią. Czy nie jest zastanawiające, że w gigantycznej manifestacji paryskiej przeciwko legalizacji związków homoseksualnych i uprawnieniu ich do adopcji szli katolicy, Żydzi, muzułmanie, niewierzący, a nawet grupa homoseksualistów? I nie jest prawdą, że manifestacja była tylko przeciw adopcji dzieci. Ta sprawa wyczerpała limit społecznej cierpliwości, była jednak logiczną konsekwencją poprzednich praw, które francuskie społeczeństwo akceptowało w imię tolerancji. Problem modelu rodziny sięga znacznie głębiej i dalej aniżeli wpływy „60 tysięcy darmozjadów”. I wreszcie propozycje rozwiązania problemu: „Na drzewo z tymi, co się sprzeciwili. Mamy kartki wyborcze i będziemy pamiętać ten haniebny dzień w dniu wyborów”.

Na koniec druga część wypowiedzi, pod której pierwszą częścią się podpisałem na początku tekstu: „Ten sam opór, który ludzie mają przed małżeństwami homoseksualnymi, kiedyś mieli przed małżeństwami ludzi z różnych ras, kiedyś przed mezaliansami, a kiedyś przed małżeństwami ludzi różnych wyznań. Za każdym razem argumenty były takie same: to przeciwne naturze, przeciwne Bogu, przeciwne naszym wartościom itp. Ale prawdziwa przyczyna była zawsze taka: »Mi się to nie podoba, więc wam tego siłą zabronię. Ja jestem silniejszy, a wy słabsi, więc mam nad wami władzę«”. Przyczyna była mniej więcej rzeczywiście taka, choć nie tylko. Co zaś do argumentacji, to nie spotkałem w ówczesnej nauce Kościoła ani odwołania do natury, ani odwołania do Boga. W moim przekonaniu ten spór jest nieporównywalnie ważniejszy dla przyszłości naszej kultury aniżeli spór o mezalianse, małżeństwa mieszane, a nawet o różnice rasowe. Dlatego wymaga spokojnego namysłu, jasnego przedstawienia i uważnego wysłuchania wszystkich racji.  


Dwugłos Jarosława Flisa i Cezarego Michalskiego o związkach partnerskich publikujemy w dziale Kraj.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2013