Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Odbywał się on w dawnym pałacu arcybiskupim, który do lat 60. XX w. pełnił funkcję seminarium duchownego (do kapłaństwa przygotowywał się w nim obecny Papież), kilkadziesiąt metrów od katedry (w której Józef Ratzinger otrzymał w 1951 r. święcenia; 20 lat później stała się jego kościołem biskupim).
Pod katedrą zachowała się romańska krypta z połowy XII w. Jest ogromna – jej sklepienie opiera się na 24 kolumnach. Wśród nich uwagę przykuwa jedna – w całości płaskorzeźbiona. Przewodnicy nazywają ją „kolumną potworów”. Rzeczywiście, na jej zachodniej stronie oglądamy dwie bestie, które swoimi krokodylimi paszczami rozszarpują i wprost pochłaniają przerażonych rycerzy. Ci nie są w stanie się obronić, mimo swych mieczy, tarczy i myśliwskich psów.
Na wschodniej stronie kolumny bezimienny rzeźbiarz przedstawił młodą kobietę, piękną i bezbronną – z uśmiechem na twarzy i kwiatem w ręce. Bez strachu depcze ona dwa krokodyle, zepchnięte z poprzedniej wysokości do jej stóp. Obok niej stoi dwóch rycerzy: odrzucili za siebie swoje tarcze i miecze; czują się bezpieczni – chronieni bliskością Niewiasty. To Kościół. Oblubienica – Dziewica i Matka, patrząca z odwagą i miłością w stronę, skąd przychodzi „Wschodzące Słońce”, Chrystus Zmartwychwstały – Zwycięzca wszelkich mocy ciemności i zła.
Kolumnę tę oglądało wielu ludzi – umieszczono ją (zapewne celowo) kilka metrów przed grobem św. Korbiniana, założyciela Kościoła we Fryzyndze, misjonarza i pierwszego biskupa (VIII w.). Każdy z pielgrzymujących do jego relikwii musiał się zmierzyć z tą niezwykłą rzeźbioną katechezą. Zbliżając się do niej od zachodniej strony, najpierw odkrywał prawdę o złu: o jego porażającej mocy, o swojej wobec niego bezradności i o bezsile środków, które w tym świecie (w doczesności) czyniły go pozornie bezpiecznym. Na szczęście po drugiej stronie kolumny czekała nań Dobra Nowina i zapewnienie ratunku – obietnica pokoju i zwycięstwa. Co jednak ważne: nie bez dokonanego wcześniej radykalnego przewartościowania i doświadczenia mocy w... słabości.
Myśl tę ilustruje najsławniejszy zapewne epizod z życia św. Korbiniana. Otóż w drodze do Rzymu (skąd miał wrócić do Fryzyngi jako biskup) został zaatakowany przez niedźwiedzia, który pożarł mu osła. Zdenerwowany święty, bez lęku spuścił niedźwiedziowi lanie, a następnie... kazał mu dźwigać swoje pakunki; uwolnił go dopiero po przybyciu do Świętego Miasta. To ten sam niedźwiedź, którego znamy z herbu Benedykta XVI. A zatem? Czy to bajka? Czy może raczej: katecheza trwająca blisko trzynaście stuleci?