Miłosierdzie na Piotrkowskiej

Nie ma swojej plebanii i dyżurów w kancelarii parafialnej. Żyje z kolegami w wynajętym mieszkaniu. Kim jest łódzki duszpasterz ulicy?

13.03.2018

Czyta się kilka minut

Ks. Michał Misiak w siłowni na terenie parafii przy ul. Rzgowskiej, Łódź, luty 2017 r. / TOMASZ STAŃCZAK / AGENCJA GAZETA
Ks. Michał Misiak w siłowni na terenie parafii przy ul. Rzgowskiej, Łódź, luty 2017 r. / TOMASZ STAŃCZAK / AGENCJA GAZETA

Ciemna ulica w Łodzi. Gdzieś w bramie słychać krzyki. Przyspiesza, idzie właśnie w tym kierunku.

– W czymś pomóc? – pyta. Uważnie przygląda się chłopakom z butelkami w dłoniach: – Mogę się dołączyć?

– Co ty? Przebieraniec? – rzuca jeden z nich, wpatrując się w jego sutannę.

– Nie, jestem księdzem – odpowiada spokojnie.

Siada z nimi. Pyta, jak żyją, czy czegoś potrzebują. Przede wszystkim słucha. Zdarza się, że po chwili jeden z nich skinie na niego: – Chodź, księżulku, ze mną.

Zaprowadzi go w głąb podwórka. Zacznie opowiadać. Szczerze, prosto z serca. O nałogu, z którym nie daje sobie rady. O żonie, która odeszła i zabrała dzieci. Czasem zdecyduje się na spowiedź. W odrapanym, zasikanym podwórku padną słowa rozgrzeszenia.

– Mam wrażenie, że w Kościele źle rozkładamy akcenty. Potrzeba nam równowagi między odwagą szukania i mądrością pielęgnowania.

Ks. Michał szuka. Ciągnie go do „trudnych środowisk”: kibiców, bezdomnych, uzależnionych od narkotyków lub dopalaczy. Mówi, że paradoksalnie właśnie tam najłatwiej głosić Dobrą Nowinę.

Tak jak tym dwóm młodym chłopakom. Spotkał ich któregoś wieczoru. Stali w bramie, palili i głośno przeklinali. Podszedł i zapytał, czy nie chcieliby spędzić czasu inaczej. Zaprosił ich na mecz. Przyszli, razem pograli w piłkę. Potem zaproponował im wyjazd na wakacyjne rekolekcje oazowe.

– Mocno przeżyli ten czas. Po powrocie zaczęli mi pomagać w parafii – opowiada ks. Michał. – Myślę, że tak chętnie odpowiedzieli na moje zaproszenie, bo w tych kilku prostych słowach zostali zaakceptowani. Obaj mieli w domu nieciekawą sytuację. Jednemu z nich niedawno zmarł tata. Zapił się. Dawno przyklejono im łatkę tych, przed którymi trzeba uciekać na drugą stronę ulicy albo chować cenniejsze rzeczy, bo ukradną. A teraz, być może pierwszy raz od dawna, ktoś im zaufał.

– Czy się boję? Nie – odpowiada. – Wiem, że to dziwne, chodzić nocami po strychach w poszukiwaniu bezdomnych czy rozdzielać bijących się na noże w bramie i nawet nie czuć przyśpieszonego tętna. Podczas święceń otrzymałem od Ducha Świętego dar męstwa, który sprawia, że w takich sytuacjach nie odczuwam lęku. Nie jest to moja naturalna odwaga, bo sam z siebie byłem zawsze raczej nieśmiały.

Eksperyment

Papież Franciszek w dokumentach, przemówieniach i homiliach stale mówi o duszpasterstwie misyjnym i Kościele wyruszającym w drogę. W adhortacji „Evangelii gaudium” pisze o sercu, które „nigdy się nie zamyka, nigdy nie szuka poczucia własnego bezpieczeństwa, nigdy nie wybiera sztywnej samoobrony. Wie, że ono samo musi wzrastać w zrozumieniu Ewangelii i w rozeznawaniu dróg Ducha, i wtedy nie rezygnuje z możliwego dobra, lecz podejmuje ryzyko pobrudzenia się ulicznym błotem”.

Z podobnymi słowami zwrócił się w styczniu do wiernych nowy arcybiskup łódzki Grzegorz Ryś w liście na rozpoczęcie IV Synodu Archidiecezji: „Nie chodzi o to, byśmy z trwogą pilnowali naszych statystyk, zaklinając je, by nie spadały w zbyt szybkim tempie. Chodzi o to, byśmy wyszli z Ewangelią do świata!”.

Słowa te wybrzmiewają zwłaszcza w Łodzi, gdzie według najnowszego raportu Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego z 2016 r. udział wiernych uczestniczących w niedzielnej mszy wynosi zaledwie 23,4 proc. (trzecie miejsce od końca w rankingu wszystkich diecezji), zaś osób przystępujących do komunii – 10,9 proc. (co daje Łodzi czwarte miejsce od końca).

Ks. Misiak nie odczuwa tego kryzysu. Zbyt często jest świadkiem poruszających nawróceń, powrotów do Boga po wielu latach błądzenia i szukania, gorliwych spowiedzi. Od wielu lat stara się być blisko ludzi. W jednej ze swoich parafii założył akademię parkouru, żeby dotrzeć do tamtejszej młodzieży. Nauczył się nawet jeździć na desce. W Pabianicach zadarł z miejscowymi dostawcami dopalaczy, bo co wieczór przychodził na plac, na którym je sprzedawano, zagadywał do uzależnionych, częstował ich herbatą, modlił się za nich.

Do tej pory musiał dzielić tę aktywność z codziennymi obowiązkami na parafii. – Wbrew pozorom nie tak łatwo być dla ludzi, kiedy żyje się na parafii – opowiada. – Na wielu plebaniach nie wolno karmić, pozwalać się wykąpać i nocować potrzebującym. Często wieczorem wyłącza się domofon lub zamyka się bramy i furtki, czyniąc z plebanii twierdzę nie do zdobycia. Zdarza się, że młodzi księża słyszą od swych proboszczów: możesz realizować swoje fanaberie ewangelizacyjne, ale w czasie wolnym, po kancelarii i innych dyżurach. A przecież ewangelizacja jest nie tyle najważniejszym zadaniem Kościoła, co tak naprawdę jedynym!

Abp Marek Jędraszewski, kiedy jeszcze zarządzał łódzką archidiecezją, postanowił, że ks. Misiak swoje powołanie powinien realizować poza parafią. Żeby być bliżej ludzi – zamieszkał w prywatnym mieszkaniu, które wynajmuje na spółkę z dwójką młodych chłopaków. Ten eksperyment potrwa rok i pokaże, czy taka niestandardowa praca duszpasterska się sprawdzi. – Inicjatywy, które podejmuje ks. Michał, mają błogosławieństwo zarówno mojego poprzednika, jak i moje – wyjaśnia nowy metropolita łódzki abp Grzegorz Ryś. – Trzeba równocześnie wyraźnie zaznaczyć, że mimo tej specyficznej sytuacji nie działa sam, zawieszony w próżni. Jest mocno związany ze środowiskiem jezuitów, z tamtejszą wspólnotą ewangelizacyjną Mocni w Duchu. Jeszcze zobaczymy, jak to się w przyszłości rozwinie.

Pakujcie w Duchu Świętym

Na pierwszy rzut oka wygląda jak zwykła, osiedlowa siłownia. Surowe wnętrze, sprzęty do ćwiczeń, na ścianach plakaty z kulturystami.

Ale plakaty podpisane są imionami biblijnych siłaczy: Dawid, Gedeon, Benajasz, Samson. Na ścianie obok motywacyjne wpisy od nawróconych raperów z grupy Wyrwani z Niewoli, Marcina Zielińskiego – znanego młodego ewangelizatora, który zachęca odwiedzających siłownię, by „pakowali w Duchu Świętym”, od trenera z łódzkiej szkoły walki („Żyj z pasją. Bo pasja prowadzi do Boga, jeżeli Bóg jest na pierwszym miejscu”) i zawodnika tajskiego boksu („Trzeba walczyć, aby Bóg dał zwycięstwo”). Z głośników brzmi chrześcijański rap. Siłownia powstała przy kościele jezuitów. Nazywa się Mocni w Duchu.

– To miejsce dla tych, którym może łatwiej jest przyjść na siłownię niż do kościoła – mówi ks. Misiak. – Codziennie dyżurują tu osoby, które spotkały w swoim życiu Jezusa. Siłownia to przestrzeń, w której szybko zawiązują się znajomości. Zawsze między jedną a drugą serią ćwiczeń jest okazja, żeby trochę pogadać. A taka rozmowa to świetny czas, by dzielić się wiarą. Raz od chłopaka podnoszącego sztangę usłyszałem: „Te ciężary to jest nic w porównaniu z tym, co człowiek dźwiga w sobie”. Zapytałem go: „A ty? Co dźwigasz?”. Nawiązała się w ten sposób bardzo głęboka rozmowa.

– Przychodzą tu np. osoby, które Bóg uzdrowił z uzależnienia od dopalaczy – mówi Alek Beta, trener personalny i opiekun siłowni. – Dzielą się swoimi świadectwami. Kątem oka widzę, jak wielu ćwiczących przysłuchuje się im z uwagą. Kiedyś od jednego chłopaka, z którym trenowałem, usłyszałem poruszającą historię. Też był uzależniony, miał depresję i myśli samobójcze. Pewnego wieczoru zdesperowany pobiegł do lasu. Tam uklęknął i zaczął w duchu wołać do Boga: „Jeśli jesteś, to daj mi znak. Teraz. Nie za tydzień, za miesiąc, tylko teraz. Bo inaczej się zabiję”. Wtedy nagle podszedł do niego jakiś człowiek. Podał mu rękę i zapytał: „Mogę ci jakoś pomóc, przyjacielu?”. Totalnie go zatkało. Wymamrotał zaskoczony: „Już mi pomogłeś”. To zdarzenie zrobiło na nim tak ogromne wrażenie, że wróciła mu wola walki. Uwierzył, że Bóg może go uratować. Wyszedł z nałogu. Żyje do dziś.

Drzwi siłowni co chwilę się otwierają. Ktoś wpada na trening, ktoś tylko się przywitać, ktoś przyszedł, bo ma problemy i już nie mógł dłużej wysiedzieć sam w czterech ścianach. Są tu kibice, członkowie subkultur, chłopaki z blokowisk. Ks. Michał wie, jak do nich trafić.

– Najpierw zostałem punkiem. Ale to był tylko taki młodzieńczy bunt: chodziłem na wagary i nie chciało mi się uczyć. Nie szła za tym żadna głębsza ideologia – opowiada. – Potem bujnęło mnie na prawo, to znaczy zostałem członkiem Młodzieży Wszechpolskiej. To było doświadczenie o tyle ważne, że rzeczywiście wierzyłem w wartości, które szły za tą organizacją: patriotyzm, honor, waleczność. Dziś z perspektywy czasu jestem wdzięczny Bogu za tamte etapy mojego życia, bo dzięki nim lepiej rozumiem dziewczyny i chłopaków, którzy angażują się w takie ruchy. Łatwiej mi do nich dotrzeć z Ewangelią, uczyć miłości i szacunku do każdego człowieka.

Ks. Michałowi i jego przyjaciołom marzą się kolejne miejsca, w których ludzie będą mogli doświadczyć prawdziwej wspólnoty, tak jak ta, która spontanicznie powstała na siłowni.

– Otwieramy przy Piotrkowskiej bistro cafe – mówi Marta Cyganek ze wspólnoty Mocni w Duchu. – Chcemy stworzyć miejsce, gdzie każdy będzie mógł odpocząć, ­zatrzymać się, porozmawiać przy herbacie, posłuchać muzyki, zainspirować się spotkaniami z różnymi ludźmi. Z kubkiem kawy i dobrym ciastem czy sałatką będziemy czekać na każdego zmęczonego, zagonionego i głodnego.

Na Pietrynie

Reprezentacyjna ulica Łodzi – słynna Piotrkowska. Właśnie tu ks. Misiak przyszedł z coroczną wizytą duszpasterską. Błogosławił miejsca pracy i odpoczynku. Modlił się z hipsterami z modnych sklepów i staruszkami ze skromnych straganów. Z niektórymi był pięć minut, z innymi ponad godzinę.

W pubie ze stałymi bywalcami i transmisjami meczów modlił się: „Niech krzyczą i śpiewają, Panie Jezu, niech sobie nawet przecinkiem upuszczają emocji... Ale tylko tu, na meczach. W domu niech ci mężowie i ojcowie będą mężni, opanowani, niepijący, kochający”.

Na Piotrkowskiej codziennie odbywa się też godzina miłosierdzia. To pomysł Dominika i Rafała, współlokatorów ks. Michała, którzy codziennie modlili się Koronką do Bożego Miłosierdzia w swoim mieszkaniu. Któregoś dnia wymyślili, żeby wyjść z modlitwą na ulicę. Stanęli z różańcami na niewielkim placu. Stopniowo zaczęli dołączać do nich znajomi, osoby z kościelnych wspólnot, ale też przechodnie i ci, dla których ulica jest jedynym domem – grupka kręcących się po okolicy bezdomnych.

Modlą się głośno, z gitarą. Brodaty mężczyzna w zniszczonej kurtce niezdarnie tańczy do pieśni uwielbienia. Większość przechodniów mija ich obojętnie. Część zwalnia i przygląda się uważnie. To do nich podchodzą niektóre z modlących się osób, zagadują, proponują modlitwę w ważnych dla przechodniów intencjach.

– My się tu przytulamy – mówi cicho Kasia, bezdomna, która dołączyła do modlących się na Piotrkowskiej. – Tu jest ciepło. To co, że niektórzy są pijani? Czy pijani nie mogą się modlić? Przynoszą nam jedzenie, ciepłą herbatę, czasem ubrania. Dobrze, że tu są. Ale ja się pytam: gdzie oni byli wcześniej? Dlaczego nikt nie przychodził do nas wcześniej...? Dwa, trzy lata temu – kończy lekko rozżalona.

Mróz po godzinnej modlitwie daje się we znaki, ale nikt nie spieszy się do domu. Ktoś pobiegł do pobliskiego bistro po kilka porcji ciepłych zup na wynos. Rozmawiają, ściskają się, śmieją. Są poruszeni i szczęśliwi. Brodaty mężczyzna, który jeszcze przed chwilą tańczył z uniesionymi rękami, nagle poczuł się gorzej. Przysiadł na murku, wymiotuje. Chłopaki z powagą kładą mu ręce na ramionach. Szeptem modlą się za niego.

Czy tak wygląda współczesny Kościół? Garstka pełnych entuzjazmu zapaleńców, którzy, jak uczniowie z pierwszych stron Dziejów Apostolskich, wyglądają, jakby „upili się młodym winem”. I rzesza ludzi przechodzących obojętnie, z lekkim zdziwieniem, obok.

Szpadel w rękach Boga

Wtorkowy wieczór pod kościołem jezuitów w centrum Łodzi. O tym, co się tu dzieje, najlepiej mówią ślady wydeptane w świeżym śniegu. Co tydzień ks. Michał Misiak zaprasza na „spacer miłosierdzia”. To czas, kiedy maszerując razem z nim wokół kościoła, można porozmawiać o najtrudniejszych sprawach, odbyć spokojną, głęboką spowiedź bez popędzania przez kolejkę czekających przed konfesjonałem penitentów.

– Modlę się, żeby takie spacery przyjęły się w wielu parafiach w Polsce – mówi. – Ludzie, którzy przychodzą na rozmowę lub spowiedź, są poruszeni wagą swoich problemów, a następnie mocą Bożej interwencji. Spacerując dookoła kościoła widzę, jak sakrament pojednania zmienia nie tylko ludzkie życiorysy, ale i twarze. Często po spowiedzi mówię kobietom prosto z mostu: „Jesteś piękna! Widać wolność i pokój w twoich oczach”.

Ale to nie oznacza, że kapłaństwo jest dla niego łatwe. Szczerze przyznaje, że mimo spotykanych na co dzień ludzi, z którymi się modli i rozmawia, nie przestaje czuć się samotny. Swoje powołanie widzi jako bycie dla wszystkich, co sprawia, że jego serce nie może należeć do jednej osoby. Celibat i samotność z nim związaną postrzega jako krzyż, który – jak mówi – ciągle na nowo stara się podejmować, dojrzewając do decyzji całkowitej ofiary ze swojego szczęścia.

– Zawsze wychodzę do ludzi ze świadomością swojej słabości i grzeszności oraz mocy Bożej, która działa przeze mnie dzięki charyzmatom i kapłaństwu, które dostałem. To mnie upokarza, przez co czyni skutecznym. Z tymi moimi brakami, wadami czuję się jak brudny szpadel w rękach Pana Boga. Są na pewno czystsze i lepiej zadbane. Ale i tym niedoskonałym można przecież przekopać ogródek. Wszystko zależy od Ogrodnika. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2018