Matei Brunul

Moja pierwsza myśl była taka, że to zbyt oczywiste – pisząc powieść o czasach totalitarnych, uczynić jej bohaterami marionetkę i marionetkarza.

15.03.2015

Czyta się kilka minut

Trudno byłoby znaleźć bardziej czytelną metaforę człowieka żyjącego w totalitarnym systemie niż metafora lalki, której każdy ruch jest przez kogoś zaplanowany i kontrolowany. Zapytałem autora, co o tym sądzi. Czy był świadom niebezpieczeństw (literackich), jakie wiążą się z użyciem tak oczywistej metafory? Może wybrał ją właśnie ze względu na jej oczywistość? Może świadomie wyszedł niebezpieczeństwom naprzeciw?

Okazało się, że autor – rumuński pisarz Lucian Dan Teodorovici – ma znajomości w kręgach teatralnych, w tym także wśród lalkarzy. Dlaczego sięgnął po motyw marionetki? Któregoś razu obserwował jednego ze swoich kolegów, który miał opinię mruka: siadywał przeważnie z boku, z ponurą miną i odzywał się półsłówkami. Kiedy jednak brał do ręki lalkę i zaczynał nią poruszać, nagle się ożywiał, jego ruchy stawały się energiczne i płynne. „Wtedy zobaczyłem coś paradoksalnego: to marionetka daje życie, nie na odwrót. I tak jest w mojej powieści: to Bazylek, który jest lalką, pomaga Brunonowi zakorzenić się w rzeczywistości”.

Tytułowy bohater powieści „Matei Brunul” jest pół-Rumunem, pół-Włochem, co w latach 50., w Rumunii Gheorghiu-Deja, było dostatecznym powodem, by zostać uznanym za politycznego wroga. Przeszedłszy przez najcięższe obozy „reedukacyjne”, gdzie więźniów traktowano w sposób przywodzący na myśl chińską rewolucję kulturalną, wskutek upadku z wysokości traci pamięć. Celem „reedukacji” było właśnie wyczyszczenie świadomości z wszelkich wspomnień i przywiązań. W przypadku Brunona dokonało się to nie pod wpływem wyrafinowanych tortur, ale w sposób mechaniczny. Jego świadomość jest prawie pusta; władze przydzielają mu opiekuna, który ma dopilnować, aby ta czysta karta została zapełniona zgodnie z komunistyczną wizją nowego człowieka.

Jednym z niewielu łączników między dawnym a nowym Brunonem jest właśnie Bazylek. Ta marionetka jest przez narratora traktowana tak, jak traktuje ją Bruno, czyli jak istota posiadająca własną tożsamość. Relacji między Brunonem a Bazylkiem nie da się opisać w kategoriach uzależnienia, lecz raczej – powiernictwa nadziei, by użyć określenia Tischnera. Charakterystyczny jest moment, w którym Bruno rozstaje się z marionetką; to moment ostatecznej utraty nadziei, chwila, w której triumfuje nad nią lęk przed losem i jednoczesne pogodzenie się z nim. Do tego czasu – można tak powiedzieć – Bazylek walczy o duszę Brunona, pomagając mu odbudować okaleczoną pamięć i podejmować ryzykowne decyzje.

Co chce nam powiedzieć Teodorovici? Może to, co skądinąd wiemy: że totalitaryzm każde ludzkie związanie traktuje jako zagrożenie. I że ze szczególną furią uderza w pamięć, traktując ją jako wroga najbardziej niebezpiecznego. Żeby zrozumieć dzisiejszą Rumunię, zdaje się mówić pisarz, nie wystarczy pamiętać ostatnie lata reżimu Ceauşescu, trzeba poznać całą wojenną i powojenną historię kraju. Obejmującego władzę w połowie lat 60. Ceauşescu przywitało wielkie westchnienie ulgi, a nawet entuzjazm, później już reżyserowany, ale wtedy autentyczny. Nowy dyktator nie rozprawiał się z opozycją, bo ta została już wymordowana, a nowa jeszcze nie wyrosła. Jeżeli dziś pamięta się cokolwiek z przeszłości, to Rumunię lat 80. – Bukareszt spowity przez ciemności z powodu braku prądu, głód, znikających potajemnie ludzi i szalony pomysł geniusza Karpat, by w środku stolicy postawić wielki betonowy pałac. Nie znając podglebia, nie jesteśmy w stanie pojąć tego, co dzieje się obecnie, choćby naszych problemów z demokracją, mówi Teodorovici.

„Matei Brunul”, przełożony na język polski przez Radosławę Janowską-Lascar, to świetna powieść. Rozśmieszyło mnie jedynie porównanie, jakie pojawiło się na czwartej stronie okładki – cytat z „Le Point”, z recenzji francuskiego wydania. „Ta książka jest jak Amelia Poulain w świecie Sowietów albo jak Kandyd w Rumuńskiej Republice Ludowej”. Skojarzenie z powiastką Woltera dałoby się obronić, skojarzenie z „Amelią” może wprowadzić w błąd. W czasie lektury „Brunula” nie będzie wam słodko ani wesoło, a świat po jej zakończeniu nie wyda się lepszy. Muszę to napisać: to odważna książka. Bezlitosna, niestety. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2015