Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W samolocie przewoźnika Philippine Airlines podszedł do mnie steward. Młody, jak zresztą 90 procent Filipińczyków.
- Pan jest z Polski, kraju Jana Pawła II – powiedział rozpromieniony. – Czy wie pan, że jutro do nas przyjeżdża papież? – spytał.
- Oczywiście – odparłem, demonstrując legitymację prasową „Tygodnika”. – Właśnie po to lecę do Manili.
Chwilę pogawędziliśmy. Archie Nino Osio jako swoje największe oczekiwanie w związku z wizytą papieża, wymienił „wyeliminowanie korupcji”. Chłopak wierzy, że Franciszek może wpłynąć na rząd, by ten rozprawił się sumiennie z tym wszechogarniającym filipińskim rakiem. „Jest na tyle ważnym autorytetem, że jego słowa mogą wpłynąć nawet na bogatych, którzy na co dzień nie są skorzy do refleksji, czy dzielenia się dobrami" – tłumaczył.
Podobnie mówił James, taksówkarz, który wiózł mnie z lotniska. Mijaliśmy kolejne postery z Franciszkiem, a James prowadził monolog. Według tego 55-latka pieniądze to nie wszystko. Jedynie miłość jest w stanie zbawić świat, zaprowadzić pokój i zasypać podziały między ludźmi. Niby takie proste, każdy to wie, a ludziom tylko pieniądze w głowie, mówił. James ma od 30 lat kochającą żonę, której nigdy nie zdradził – jak podkreślił, trzykrotnie – oraz dzieci i wnuki. Jest szczęśliwy i spełniony. Gdyby był bogaty, to by się dzielił z ludźmi, ale nie jest.
- Uwierz mi, polski reporterze, że nie wziąłbym z ciebie ani jednego peso gdyby to była moja taksówka – rzucił pod hotelem, jakby z wyrzutem sumienia.
Odstawił mnie pod tanim hotelem jak prosiłem, ale musiałem się sporo nachodzić, żeby znaleźć pokój, bo Manila jest oblężona przez pielgrzymów.
– Reporterze, a kiedy możemy się spodziewać Franciszka tu na bulwarze w Malate (dzielnica Manili)? – spytała mnie kucharka i właścicielka jadłodajni, w której się posilałem. A potem dodała, że „prawie była w Polsce w 1985 roku, ale w Czechosłowacji jej ukradli bagaż i musiała zrezygnować z wycieczki”.
– Chyba koło 19:00, bo samolot ląduje o 17:45 – odparłem, choć między Bogiem, a prawdą, na razie nie mam pojęcia, kiedy papamobile przejedzie przez Manilę.
A filipiński papamobile będzie niezwykły. W tym wyspiarskim kraju biedny lud porusza się tzw. jeepney, czyli minibusami, przedłużonymi dżipami na około 10 osób. Rząd przygotował dla papieża białego jeepny, i, z tego co pisze prasa, ma on mieć otwarty dach. Tak zażyczył sobie Franciszek.
Papież nie boi się o swoje życie. W radio watykańskim miał powiedzieć parę dni temu, że „to prawda, iż mogłoby się zdarzyć w zasadzie wszystko, ale spójrzmy prawdzie w oczy, w moim wieku nie mam wiele do stracenia”.
Wydaje się, że Manila, która od jutra ma być częściowo zamknięta będzie bezpieczna. – Nie ma się o co lękać – powiedziała mi kierująca ruchem w centrum miasta Jocelyn. – Mamy pełną kontrolę nad miastem, a od marca pokój z muzułmanami.
Miejmy nadzieję, że filipiński papamobile ochroni chociaż papieża od słońca, albowiem wczoraj na Sri Lance Franciszek, po powitaniu przez prezydenta w asyście 40 słoni, przejechał przez Colombo i poczuł się słabo. Lankijski żar po nieprzespanej nocy na pokładzie samolotu zrobił swoje. Papież musiał odwołać spotkanie z biskupami.