Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Stryj był księdzem, lubił dobre cygara. Mały Herbert jedno mu podprowadził. Tak zaczął się nałóg, z którym zmagał się przez prawie pół wieku. Na początku lat 80. wykryto u niego raka krtani, przeszedł cztery operacje. „Głupota”, machnął ręką, gdy zapytałem o papierosy.
Na pytania najchętniej odpowiadał jednym słowem. Albo jednym zdaniem, często urwanym w połowie. Dlaczego w 1955 r. poszedł na ATK? „Kłósak”. A konkretnie? „Artykuł Kłósaka w siódmym numerze »Znaku«”. Musiałem sam sprawdzić: „Materializm dialektyczny a fizyka współczesna”. „To była dla nas, dla mnie kapitalna odtrutka”. Na ATK poznał Tischnera, Pasierba. O Pasierbie: „Bałem się go. Był za wysoki dla mnie”. O Tischnerze: „W czasie sesji rywalizowaliśmy. I chyba tylko w jednym przedmiocie go przewyższyłem – w fizyce”.
Dopiero potem się rozgadał. Opowiadał, jak z początku musiał dojeżdżać na studia ze Śląska – bo nie mógł zostawić parafii. Przyjeżdżał wieczornym pociągiem, nocował na dworcu albo w parku i rano szedł na wykłady. Do południa jeszcze dało się wytrzymać. Ale po obiedzie nie potrafił opanować senności. Wykładowca budził go, gdy zaczynał chrapać. Dopiero po roku zamieszkał w konwikcie na stałe. W jadalni siadywał głównie z Tischnerem, czasem dosiadali się inni studenci filozofii. Teologowie omijali ich stolik z daleka, bo przyszły autor „Filozofii dramatu” kpił z nich niemiłosiernie.
Kiedy przyszła odwilż, wraz z kolegami ze studiów ks. Herbert zaczął chodzić na wykłady otwarte, organizowane przez „Po prostu”. Spierano się na nich także o Kościół i religię. „Poszliśmy kiedyś w siedmiu klechów na wykład Janusza Kuczyńskiego. Każdy miał przygotowane pytanie. I Kuczyński zaniemówił, nie był w stanie nam odpowiedzieć. Efekt był taki, że po wykładzie musieliśmy pocieszać jego matkę, która się rozpłakała, widząc, jak sromotną syn poniósł klęskę”.
Niestety, nie udało mu się dokończyć studiów. Miał pojechać na stypendium do Louvain, ale biskup powiedział, że potrzebuje go w diecezji. Kiedy z nim rozmawiałem (w 2000 r.), wciąż był niepogodzony z tą decyzją. Z wywiadu, jakiego udzielił dziewięć lat później ks. Tomaszowi Jaklewiczowi, wynika, że wybaczył biskupowi dopiero, gdy zbliżał się do osiemdziesiątki.
Był niekonwencjonalnym katechetą. Tym, których religia nie interesowała, pozwalał grać w karty w ostatnich ławkach, byle tylko nie przeszkadzali pozostałym. Kiedy dyrektor liceum, w którym uczył, skarżył się, że księżom chodzi tylko o pieniądze, odmówił pobierania pensji; z czasem zyskał szacunek dyrektora, a nawet udzielił ślubu jego synowi.
W 1958 r. ks. Herbert Hlubek został duszpasterzem akademickim diecezji opolskiej. Jego metoda duszpasterska polegała przede wszystkim na inicjowaniu dyskusji. To znamienne, że kiedy wychowankowie przygotowali mu książkę na złoty jubileusz kapłaństwa, dali jej tytuł: „Szukam, nie wiem, pytam”. Czytał dużo, chętnie wypożyczał, a nawet rozdawał książki, choć sam pisać nie chciał. Również po operacji nie zaprzestał działalności. Przed nikim nie zamykał drzwi. „Jestem przede wszystkim człowiekiem, a potem księdzem. Szereg naszych braci o tym zapomina”, mówił w wywiadzie udzielonym „Gościowi Niedzielnemu”.
Bardzo przeżywał fakt, że jemu – który palił przez pół życia – w końcu udało się wygrać z rakiem, a Tischnerowi nie. Opowiadał mi, jak odwiedził go w szpitalu. „Pokłóciliśmy się z Józkiem o »Wyborczą«. Ja mówiłem do niego szeptem, on gestykulował i odpowiadał mi na karteczkach. Przyleciała pielęgniarka, zaniepokojona, czy coś się nie stało”. Powtórzył tę historię, odbierając w 2001 r. Nagrodę im. Tischnera w ogrodach Znaku.
Odszedł tak cicho, jak żył. Na kilka dni przed ostatnim Bożym Narodzeniem.