Krzysio morderca

Zabił. Został skazany. Odsiaduje wyrok. Kiedy skończy, nie wyjdzie na wolność.

25.11.2013

Czyta się kilka minut

Pomieszczenia dawnej celi śmierci. 21 kwietnia 1988 r. wykonano tutaj po raz ostatni w Polsce karę śmierci. Dziś miejsce gromadzenia odpadów komunalnych. Kraków, 2009 r. / Fot. Katarzyna Mirczak
Pomieszczenia dawnej celi śmierci. 21 kwietnia 1988 r. wykonano tutaj po raz ostatni w Polsce karę śmierci. Dziś miejsce gromadzenia odpadów komunalnych. Kraków, 2009 r. / Fot. Katarzyna Mirczak

1

Gabinet dyrektora więzienia.

– Osadzony zgodził się na widzenie z panem redaktorem.

– Doskonale!

– Nie może pan podawać jego danych, chyba że on sam się zgodzi. Nie może pan go fotografować, chyba że on sam się zgodzi, nie może pan...

– Jasne, będę go pytał o wszystko.

– Wy, dziennikarze, macie różne sposoby...

– Co pan ma na myśli?

– Że pan namówi Krzysia na podanie danych i na to zdjęcie.

– I?

– I wtedy zacznie się polowanie.

– Będą go chcieli zabić?

– Tak. My oczywiście będziemy go chronili, ale do odsiadki zostało mu sporo. Różnie może być. Zrobi pan redaktor, jak zechce, w razie czego będzie pan miał Krzysia na sumieniu.

– Więźniowie zabiją go za to, co zrobił tamtej dziewczynce?

– Zabiją, nie zabiją, w każdym razie spróbują.

Umawiam się z dyrektorem na kilka spraw. Nie zrobię Krzysiowi zdjęcia, nie napiszę jego prawdziwego imienia i nazwiska, nie napiszę nazwy zakładu karnego, w którym siedzi, celowo zmienię kilka szczegółów z naszego spotkania.

Wtedy Krzysio ma szansę doczekać końca wyroku.

2

Krzysio zabił dwa razy. Raz na wolności, drugi raz w więzieniu. Wówczas zamordował współosadzonego. Bił go pięściami, w końcu kopał. Tamten skonał po kilku tygodniach w śpiączce. Od tej pory Krzysio siedzi w pojedynczej celi.

Agresja Krzysia jest jak sinusoida. Miesiącami, latami, jest spokojnym człowiekiem. Potem następuje nagły wybuch.

Od lat Krzysio nie sprawia żadnych kłopotów. Cichy, wycofany. Nie ma żądań, nie zgłasza pretensji i potrzeb. Nie pisze do rodziny. Nie zabiega o przedterminowe zwolnienie. W terapiach i zajęciach bierze udział tylko wtedy, gdy zostanie poproszony. Je tylko wtedy, gdy poprosi go o to wychowawca. Nie lubi się myć, nie dba o porządek, gromadzi resztki jedzenia, w jego celi śmierdzi.

Dzięki temu, że Krzysio od dawna nie był agresywny, dostaję pozwolenie, żeby spotkać się z nim sam na sam, w pokoju psychologa. Nie będzie skuty, przedzieli nas tylko stół.

Zastępca dyrektora: – Drzwi pozostaną lekko uchylone. Za drzwiami będzie stał wychowawca. Wkroczy, jeśli coś zacznie się dziać.

Wychowawca ma wkroczyć, jeśli Krzysiowi powróci agresja.

3

Witamy się. Krzysio jest cieniutki jak zapałka, ale krzepki.

– Ma pan w ręku parę, panie Krzysztofie – mówię.

– Ćwiczę.

– Na siłowni?

– W celi. Codziennie czynię 100 przysiadów i 300 pompek. Codziennie podnoszę tonę.

– Czyli jednak na siłowni.

– Nie. Wieszam z jednej strony drążka wiadro z wodą, z drugiej wiadro ze szczynami i macham.

4

Krzysio zgadza się ze mną rozmawiać, bo chce przestrzec świat przed zbliżającą się zagładą. Dokładne wyliczenia, których jest autorem, wskazują, że lada dzień wybuchnie wielka wojna, która zniszczy cały glob.

– W 1410 roku była wielka bitwa pod Grunwaldem. Teraz mamy 2010 rok, więc nieszczęście się powtórzy.

– 2010 rok? Panie Krzysiu...

– Tak. Mam obliczone. Wezmę to na chwilę...

Krzysio nagle sięga po mój ostro zatemperowany ołówek. Moja prawa ręka odruchowo podnosi się na wysokość twarzy. Znam jego akta. Boję się, że za chwilę wbije mi ołówek w oko.

Krzysio dostrzega mój lęk. Odkłada ołówek.

– To może lepiej opowiem – proponuje.

– Może tak będzie lepiej – potwierdzam.

Zagłada nastąpi z powodu wybuchu bomby neuronowej. Ludzkość może uratować tylko potęgowanie grawitacyjne oraz drgania akustyczne. Odpowiednie urządzenia Krzysztof potrafi skonstruować, bo jest złotą rączką. Dlatego niezwłocznie powinien wyjść za mury więzienia. Powinni go wypuścić dla dobra świata.

– Wszyscy nie przetrwają, ale przynajmniej część będzie żyła. Powinienem wyjść i zacząć budowę urządzeń jak najszybciej.

5

Pytam Krzysia, jaki jest po 30 latach spędzonych w izolacji.

– Jestem dojrzały i bezpieczny. Nie popełnię już żadnego czynu – zapewnia.

– Skąd pewność?

– Jest coś takiego jak honor.

– Tamta dziewczynka? Jak miała na imię? – pytam.

Wzrok Krzysia wędruje gdzieś wysoko. Do tej pory, dopóki rozmawialiśmy o ratowaniu Ziemi, zimne, szare oczy patrzyły wprost na mnie. Teraz gwałtownie tracimy kontakt.

– Nie pamiętam – mówi sucho.

– Znał ją pan?

– Z widzenia, z sąsiedztwa.

– Niech pan opowie, co pan zapamiętał.

6

Cofamy się w czasie. Krzysio ma 25 lat. Żyje sam w trzypokojowym mieszkaniu. Ma swoją komórkę na strychu.

– W komórce motor, narzędzia, nie kradzione, sam je kupowałem. Jest nawet leżanka.

Właśnie na tej leżance Krzysio za niedługo popełni „czyn”.

Na razie jednak poznaje kobietę.

– Alkoholiczka, lesba, recydywistka – opowiada. – Przygarnąłem ją, bo nie miała gdzie się podziać. Nawet nie ciągnąłem jej do łóżka. Byłem zapracowany, murowałem, tynkowałem, kładłem glazurę, a jak człowiek jest zapracowany, to mu nie staje.

Z akt wynika, że „alkoholiczka, lesba, recydywistka” była konkubiną Krzyśka. Mieszkali razem, ale nie wychodził im seks.

Krzysio pamięta z tamtego dnia niemal wszystko. Tylko gdy zbliżamy się do chwili, w której doszło do „czynu”, jego opowieść zwalnia i roi się od szczegółów.

Było upalnie. W tym miesiącu zarobił 12 568 złotych i 60 groszy.

– Ona mówiła tak nachalnie: „Krzysiu, postaw wódkę, postaw wódkę”. Dałem jej więc 500 złotych na wódkę i na jedzenie. Po zakupy poszły obie, ona z tą dziewczynką. Potem kazała mi wypić. Dwie szklanki. Nie szklanki, dwie literatki. Oparłem się o stół. Patrzyłem na nie obie. Nie wiem, co się dalej działo, zasnąłem. Nie popełniłem czynu, zresztą u tamtej dziewczynki nie znaleźli permy. A skoro nie było mojej permy, to znaczy, że nie ja popełniłem czyn.

7

Z akt wynika, że sprowadzenie dziewczynki do komórki na strychu było pomysłem konkubiny Krzyśka. Zmamiła siedmioletnie dziecko słodyczami.

Krzyśkowi obiecała, że pokaże mu, jak kochają się dwie kobiety. To go powinno podniecić i dobrze nastawić do seksu. Najpierw dziecko było gwałcone świeczką. Potem do akcji włączył się Krzysio. W wyniku penetracji członkiem pochwa dziecka została rozerwana. Podczas gwałtu Krzysio zaczął dusić.

Nie wiadomo, czy była to jego seksualna fantazja, czy chciał uciszyć ofiarę. Gdy skończył, dziecko już nie żyło.

Zwłoki zapakował do kartonu. Wyrzucił do rzeki przepływającej przez miasto.

– Jak to jest, że pamięta pan wypłatę 12 568 złotych i 60 groszy, a nie pamięta pan imienia dziecka?

– Nie pamiętam. Ja nie popełniłem czynu.

8

Rzecz działa się jeszcze w PRL. Sąd skazał Krzysia na 25 lat. Sąd apelacyjny na karę śmierci. Rada Państwa zastosowała łaskę i zmieniła karę śmierci na dożywocie. Potem w ramach amnestii dożywocie zmieniono na 25 lat więzienia.

Krzysio wyszedłby kilka lat temu, gdyby po drodze nie zamordował raz jeszcze.

A tamta dziewczynka miała na imię Aniela.

9

Krzysio mówi, że pisze listy do rodziny. Do siostry i matki. Z matką ma bardzo dobry kontakt. Ona go odwiedza. Gdyby tylko mógł wyjść na wolność, poradziłby sobie doskonale. Ciągle jest złotą rączką, ciągle umie położyć glazurę albo terakotę. Czeka na niego trzypokojowe mieszkanie i komórka z narzędziami i leżanką.

– Jak jest na wolności? Jest powietrze, śpiewają ptaki. Jestem gotowy, żeby wyjść. Dojrzały i bezpieczny – powtarza jeszcze raz. – Wiem, że pojawił się internet, ale też się tego nauczę. No i uratuję świat.

Rzeczywistość jest inna. Krzysio nie napisał nigdy żadnego listu. Nie utrzymuje kontaktów z kimkolwiek na wolności. Zakład karny chciał odszukać jego siostrę, ale Krzysio nie był zainteresowany. Ostatni raz matka odwiedziła go w 2000 r.

Od chwili gdy umarła, nikt więcej poza mną nie wystąpił o widzenie z Krzysiem.

10

Żyje w równoległych rzeczywistościach. Jest świat realny, w którym popełnia „czyny”. Jest drugi świat, w którym jest pracowitym tynkarzem, murarzem i konstruktorem, który zbawi ludzkość.

– Nie chciałbym się nazywać prorokiem. Ale na ziemi jest jeszcze kilka takich osób jak ja.

– Jakich?

– Takich, którzy widzą więcej, przewidują, potrafią obliczyć przyszłość.

Pytam panią psycholog z zakładu karnego, czy jej zdaniem Krzysio jest nienormalny.

– Nie jest chory psychicznie, jeśli o to pan pyta.

– To jaki jest?

– Ma silne zaburzenia osobowości.

11

Po godzinie rozmowy z Krzysiem dochodzimy do drugiego mordu.

– Wie pan, mówimy dużo o przyszłości pana i całego świata, ale może problemy tkwią w przeszłości?

– W przeszłości? – szare oczy patrzą ze zdziwieniem.

– No, że nie pamięta pan o ważnych wydarzeniach z przeszłości.

– Jakich?

– Jak współosadzony, którego pan zakatował.

Oczy Krzysia znów wędrują ponad moją głowę.

– Nie popełniłem czynu.

– Nie?

Opowieść znów zwalnia. Znów mnożą się szczegóły. Tamten więzień nie pasował do Krzysia. Krzysio był pracowity. Potrafił naprawić klawiszowi radio albo buty jego żonie. W zakładzie go poważano. Czasem dawali mu kielicha, miał nawet klucz do celi. Taka to była sprawa. A tamten był nienormalny, kompletnie stuknięty. Przez cały czas mówił o cmentarzach, duchach i wampirach. Skradał się, straszył.

Krzysio pokazuje jak. Przechyla się w moją stronę. Twarz wykrzywia w grymasie. Rozchyla bezzębne usta: „Hhhhhyyyy, hhhhyyyy”. Palce wygięte jak szpony zbliżają się do mojej twarzy.

Moja ręka znów wędruje do góry. Krzysio to zauważa. Uspokaja się. Opada na krzesło.

– Nie popełniłem czynu – mówi z westchnieniem.

– To kto go popełnił?

Pewnego dnia do celi dokwaterowano karatekę. Ten karateka miał coś do Krzysia: „No dalej, Krzysiu, spróbuj się ze mną, Krzysiu”. Krzysio nie chciał awantur.

– Ten karateka był cholernym narkomanem – wspomina Krzysio. – Nagle zaczął gotować jakieś świństwo: „Masz Krzysiu, spróbuj, masz na zgodę”. Nie chciałem. I jeszcze tamten świr swoje: „„Hhhhhyyyy, hhhhyyyy.””. Miałem dość i w końcu wziąłem od karateki ten narkotyk na zgodę. Zasnąłem. Budzę się w środku nocy na pryczy. Karateki nie ma, a tamten „Hhhhyyyy” leży na ziemi cały we krwi. Załatwił go ten karateka. Walę w drzwi po klawisza: „Gdzie jest karateka?”, „Nie ma!”, „A tego kto załatwił?” – pytam. Klawisz milczy. I znów przypisali mi czyn...

Zastępca dyrektora więzienia: – Krzysio siedział w celi dwuosobowej. Nie mogło tam być nikogo poza nim i współosadzonym. Do morderstwa doszło w nocy. Kopał go bardzo długo.

– A karateka?

– To postać nierzeczywista. Krzysio miał wtedy odjazdy. Dużo mówił o tym, że jest prorokiem, że ma misję zbawienia świata.

Krzysia skazano na kolejne 25 lat.

Potem miewał jeszcze nawroty agresji. Po rewizji w celi, gdy zabierano mu psującą się żywność, na znak buntu potrafił godzinami walić w drzwi. Ale kilka lat temu mu przeszło i do tej pory nie wróciło. Wyleczył się? Zmienił?

12

Znów gabinet dyrektora. Siedzimy w piątkę: dyrektor, dwóch zastępców i pani psycholog, szefowa oddziału terapeutycznego, na którym Krzysio odbywa karę.

Co myślą o ustawie, która ma pozwolić na przetrzymywanie szczególnie groźnych przestępców w zamkniętym ośrodku psychiatrycznym, już po odbyciu kary?

Dyrektor: – Niedawno wypuszczaliśmy mordercę gwałciciela, po odsiedzeniu 25 lat. Nie poddawał się żadnej terapii. Nigdy nie żałował swoich czynów. Oporna bestia.

– Nie chciał go pan wypuszczać? Czego pan się bał?

– Że jak wyjdzie, to znów zgwałci i zabije.

– Gdyby ustawa Biernackiego funkcjonowała?

– Siedziałby dalej.

– Prawnicy mówią, że nie wolno karać dwa razy za to samo przestępstwo, że prawo nie działa wstecz.

– Wiem.

– I co?

– Ci prawnicy nie muszą nikogo wypuszczać. Ja wypuszczam i boję się konsekwencji tego, co robię.

Patrzę na panią psycholog.

– Musi być taka ustawa – mówi zdecydowanie.

– To pułapka, przecież nigdy nie ma pewności, że morderca już nigdy więcej nie zabije. Żaden psycholog nie weźmie takiej odpowiedzialności na klatę. Zamknięty ośrodek zapełni się byłymi więźniami – zgłaszam wątpliwość.

– Trzeba coś zrobić. Jakaś ustawa jest potrzebna. Nie można wypuszczać kogoś, kto może zabić.

Rozmawiamy o Krzysiu.

Jaki jest?

Dyrektor: – Od lat nie jest ani agresorem, ani ofiarą. Żyje zgodnie z regulaminem.

Pytam, czy Krzysio powinien kiedykolwiek wyjść z więzienia.

Cztery osoby kręcą głowami na nie.

Dyrektor: – Ani ja, ani żaden z moich zastępców, ani ci, którzy przyjdą po nas. Nikt, kto chce mieć czyste sumienie, nie wypuści Krzysia na wolność.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2013