Krym jest wszędzie

Gdzie Krym, a gdzie Szkocja? I Katalonia? Problem separatyzmu dotyka wielu miejsc Starego Kontynentu.

24.03.2014

Czyta się kilka minut

Zwolenniczka niepodległości Katalonii protestuje przeciwko decyzji rządu w Madrycie, który za nielegalne uznał katalońskie referendum niepodległościowe, zapowiedziane na listopad tego roku. Barcelona, 16 stycznia 2014 r. / Fot. Manu Fernandez / AP / EAST NEWS
Zwolenniczka niepodległości Katalonii protestuje przeciwko decyzji rządu w Madrycie, który za nielegalne uznał katalońskie referendum niepodległościowe, zapowiedziane na listopad tego roku. Barcelona, 16 stycznia 2014 r. / Fot. Manu Fernandez / AP / EAST NEWS

Nic nie jest droższe od wolności i żadna cena metra sześciennego gazu nie jest w stanie przebić ceny, którą powinniśmy zapłacić za wolność”– mówił podczas niedawnej wizyty w Gdańsku prezydent Estonii Toomas Hendrik Ilves, nawiązując do sytuacji na Ukrainie.

Nieco wcześniej Witalij Czurkin, przedstawiciel Rosji przy ONZ, wyraził zaniepokojenie sytuacją rosyjskiej mniejszości w... Estonii. „Język nie powinien być wykorzystywany do segregowania i izolowania grup społecznych” – mówił Czurkin, a żeby nie było wątpliwości, o co chodzi, dodał, że Rosja jest „zaniepokojona krokami poczynionymi w tym zakresie przez Estonię oraz Ukrainę”.

Mniejszość rosyjska stanowi prawie jedną czwartą ludności Estonii – i to o jej prawa nagle zatroszczyła się teraz Moskwa. W kontekście ostatnich wydarzeń – z jednej strony aneksji Krymu, a z drugiej inspirowania działań separatystycznych we wschodnich regionach Ukrainy – „zaniepokojenie” Moskwy jakąkolwiek rosyjskojęzyczną mniejszością gdziekolwiek musi wywoływać zimne dreszcze. „Estonia jest jednym z nielicznych miejsc, gdzie można zdobyć wykształcenie w języku rosyjskim, a jednocześnie cieszyć się pełną wolnością słowa. I to państwo estońskie za to płaci” – ripostował prezydent Ilves.

Do krajów bałtyckich pospieszyli politycy unijni i amerykański wiceprezydent, aby zapewniać o swej solidarności i dać Rosji sygnał. Nie tylko polityczny: Amerykanie posłali dodatkowe samoloty nie tylko do Polski, ale na Litwę. Podobny krok oferują Francuzi. A pani minister obrony Niemiec powiedziała w najnowszym wydaniu tygodnika „Der Spiegel”, że konieczna jest teraz „większa obecność” NATO na zewnętrznych granicach Sojuszu.

GDZIE KRYM, GDZIE KATALONIA

Ale „kazus krymski” budzi obawy nie tylko w krajach, które – jak Estonia czy Polska – należały kiedyś do strefy wpływów Rosji i Związku Sowieckiego.

Pytanie „być czy nie być suwerennym państwem” od wielu miesięcy budzi emocje w dwóch regionach Hiszpanii i Wielkiej Brytanii – teraz sprawa zyskuje nowy kontekst. W obu państwach zaplanowano na ten rok referenda: w Hiszpanii nad swoim prawem do samostanowienia będą głosować Katalończycy, a w Zjednoczonym Królestwie – Szkoci.

Referendum katalońskie, rozpisane przez regionalny parlament na listopad, nie jest uznawane przez Madryt. Władze centralne twierdzą, że jeśli głosowanie się odbędzie, będzie to pogwałcenie hiszpańskiej konstytucji. Katalońscy nacjonaliści, stanowiący obecnie większość w lokalnym parlamencie w Barcelonie, uważają jednak, że ich prawo do decydowania o sobie stoi ponad hiszpańską konstytucją. Z kolei referendum szkockie jest wynikiem kompromisu między rządem brytyjskim a lokalnym rządem szkockim – odbędzie się we wrześniu, w porozumieniu i za zgodą Londynu.

W obu przypadkach od dawna padają te same pytania o skutki: możliwość pozostania w Unii Europejskiej (lub konieczność ubiegania się o ponowne do niej przyjęcie) i utrzymania dotychczasowej waluty (funta szterlinga w Szkocji i euro w Katalonii). Są to sprawy, które mają znaczenie nie tylko dla Szkotów i Katalończyków, ale także dla całej Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i dla Unii Europejskiej – głowią się nad nimi i eksperci, i zwykli obywatele.

Teraz, po kazusie „referendum” na Krymie, referenda szkockie i katalońskie wzbudzają większe zainteresowanie także z innego powodu: skoro bowiem Katalończycy mieliby decydować o sobie, to czemu nie mogliby tego zrobić mieszkańcy Krymu? Argumentu tego użył właśnie Czurkin, a także Dmitrij Polonsky, minister informacji w nowym krymskim rządzie: „To ta sama sytuacja, co w Szkocji > i Katalonii. Krym jest pierwszy, więc chętnie podzielimy się z nimi naszymi doświadczeniami” – przekonywał.

PROPAGANDA KONTRA FAKTY

Z zupełnie innych powodów, ale z porównania do Krymu chętnie korzysta też rząd w Madrycie: podkreśla, że w obu przypadkach inspiratorzy referendum łamią konstytucje danych państw (Ukrainy i Hiszpanii), że są one niezgodne z prawem. Odwrotnie zwolennicy niepodległości Katalonii: oni wskazują na różnice między Krymem a Katalonią, chcąc za wszelką cenę uniknąć zestawienia katalońskiego głosowania z tym krymskim, odbytym w warunkach przemocy i gwałtu. Chętnie natomiast porównują się do Szkotów, którzy swoje referendum będą przeprowadzać za zgodą rządu centralnego w Londynie.

Faktem jest, że szkockie referendum jest legalne, odbędzie się za porozumieniem obu stron, a jego wynik będzie zaakceptowany i przez Londyn, i Edynburg. Tymczasem choć referendum katalońskie nie jest akceptowane przez Madryt, zwolennicy niepodległości Katalonii nie wykluczają jednostronnej deklaracji niepodległości w przypadku wygranego głosowania (a na to wskazują sondaże). Ale i tak różnica między oboma przypadkami a Krymem jest fundamentalna: ani w Szkocji, ani w Katalonii w sprawę nie jest zaangażowane państwo trzecie, jak Rosja na Krymie.

Rosjanie, na czele z Władimirem Putinem, chętnie odwołują się też do przypadku Kosowa, które ogłosiło niepodległość w 2008 r. Paradoksalnie, wtedy Moskwa zareagowała oburzeniem (zresztą Hiszpania, jako jeden z bardzo niewielu krajów Unii, również nie uznała Kosowa).

Na pozór rzeczywiście można by sądzić, że przypadki Kosowa i Krymu są podobne. Jednak znów jest jedna zasadnicza różnica. Żyjący w Kosowie etniczni Albańczycy (90 proc. ludności) mieli wszelkie podstawy, aby obawiać się czystek etnicznych, do których dochodziło w latach 90. Tymczasem Rosjanie na Krymie, wbrew temu, co twierdzi Moskwa, nie mieli powodów do niepokoju – tak samo jak nie mają ich Rosjanie będący obywatelami Estonii. Decyzję o oderwaniu się od Serbii podjął demokratycznie wybrany kosowski parlament, tymczasem władza na Krymie została przejęta niezgodnie z prawem. Swoją decyzję Kosowo podjęło też po niemal dekadzie cieszenia się autonomią – na Krymie nastąpiło to gwałtownie.

WIDMO NADDNIESTRZA

Poza tym, cokolwiek zdarzy się jesienią w Szkocji i Katalonii, jedno jest pewne: będą polityczne konsekwencje, dyskusje i debaty, ale nie będzie rozlewu krwi ani pogwałcenia prawa międzynarodowego.

Kwestie integralności państwa i samostanowienia narodów sięgają jednak poza Unię Europejską – to np. problem Naddniestrza: wąskiego pasa ziemi między Ukrainą i Mołdawią, formalnie należącego do Mołdawii. Naddniestrzańska Republika Mołdawska to tzw. quasi-państwo, nieuznawane przez żaden kraj świata. Swoją niezależność ogłosiła ponad 20 lat temu, przy pomocy rosyjskich „sił pokojowych”. Teraz, po aneksji Krymu, przewodniczący parlamentu tego terytorium zwrócił się do Moskwy, aby w zmianach w ustawodawstwie o rozszerzaniu Federacji Rosyjskiej, dokonywanych ze względu na Krym, uwzględniono także Naddniestrze.

Gdyby zależało to tylko od referendum, ta część Mołdawii dawno dołączyłaby do Rosji – zwolennikiem takiej integracji jest zdecydowana większość mieszkańców. Jak dotąd nawet Rosja nie uznała Naddniestrza jako państwa. Czy nagle mogłaby zdecydować się na aneksję? Argumentem mogłoby być dla niej strategiczne położenie regionu: na południowo-zachodniej granicy Ukrainy.

Mołdawskie władze mają więc powody do niepokoju, podobnie jak kraje bałtyckie. Bałtowie jednak są członkami NATO – z obecnej perspektywy ich uparte starania o członkostwo w Sojuszu okazują się najlepszą inwestycją młodych państw. „Odpowiemy na wszelką agresję wobec sojuszników NATO” – zapewniał w Wilnie wiceprezydent USA Joe Biden.

A CO Z WENECJĄ...?

W obliczu potężnego europejskiego kryzysu niewiele uwagi poświęca się Wenecji. To znaczy: niewiele uwagi poświęca się jej w Europie, bo akurat rosyjskie media dość obszernie informowały o tym, co się tam właśnie dzieje.

Tymczasem mieszkańcy tego bajkowego miasta i jego okolicy postanowili zagłosować nad... oderwaniem się od Włoch – niezależności od władz w Rzymie życzy sobie prawie 90 proc. mieszkańców. Rzecz jasna, ma to znaczenie jedynie psychologiczno-motywacyjne dla dalszych separatystycznych dążeń tego regionu Włoch, bo na razie skutków politycznych „referendum” (czy może raczej: sondażu) nie będzie – włoski rząd ani myśli ich uznawać.

Skąd takie pragnienie niepodległości u Wenecjan? Zwolennicy niezależności od Rzymu argumentują, że to miasto (będące kiedyś miastem-państwem, z rozległymi wpływami politycznymi w tej części Europy) cieszyło się suwerennością przez ponad tysiąc lat. Czyli aż do chwili, gdy zostało zdobyte przez armię Napoleona w 1797 r.

Teraz jednak może mniej chodzić o dumę narodową i kulturową odrębność, a bardziej o pieniądze: z Wenecji do włoskiego budżetu wpływa ok. 9 proc. PKB (czyli mniej więcej tyle, co ze Szkocji do brytyjskiej kasy – bez zysków z ropy i gazu z Morza Północnego). Do decyzji o głosowaniu bardziej niż polityczne dramaty przyczynił się zatem raczej globalny kryzys gospodarczy. W tym przypadku niezależność można przeliczyć konkretnie: na euro.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2014