Kryl jest jeden

Oto dominujący gatunek na naszej planecie. Około 500 milionów ton biomasy. Wagowo jest go o jedną trzecią więcej niż ludzi. Król Antarktyki!

18.01.2021

Czyta się kilka minut

 / JEAN-PAUL FERRERO / BEW
/ JEAN-PAUL FERRERO / BEW

Nagle woda obok naszego kutra zagotowała się. Pobieraliśmy właśnie próby osadów z dna Zatoki Admiralicji w Antarktyce. Morze było wyjątkowo spokojne, a woda, na której jeszcze przed chwilą nie było ani jednej zmarszczki, zaczęła niespodzianie pryskać i podskakiwać. Ale tylko w jednym miejscu – gotujący się placek miał jakieś 10 metrów kwadratowych, a wokoło wszystko nadal było gładkie jak lustro.

Przyglądaliśmy się, zafascynowani, a wtedy spod wody, w samym środku placka, wynurzyły się rozwarte paszcze dwóch humbaków. Zamknęły się z głośnym mlaśnięciem. Kryl!

Najważniejsze zwierzę Antarktyki

Kiedy myślimy o ikonicznych mieszkańcach Antarktyki, niektórym przychodzą do głowy niedźwiedzie polarne. To częsty przypadek, niestety. Dla tych jednak, którzy coś jeszcze z geografii pamiętają i którym nie mylą się bieguny (przypomnijmy: niedźwiedzie polarne żyją w Arktyce, czyli na dalekiej północy, Antarktyka zaś otacza biegun południowy), takimi zwierzętami będą na pewno pingwiny, może jeszcze albatrosy, uchatki, słonie morskie czy inne antarktyczne foki. A jednak żadne z tych wspaniałych zwierząt nie mogłoby istnieć, gdyby nie pewien niepozorny skorupiak, dźwigający na swych wątłych barkach cały antarktyczny ekosystem. Chodzi oczywiście o antarktycznego kryla.

Kryl, czy właściwie szczętki (stosowana powszechnie nazwa pochodzi od norweskiego słowa krill oznaczającego narybek, czyli w zasadzie jest systematyczną pomyłką), to podobne do krewetek zwierzęta, których we wszystkich ­oceanach świata jest w sumie 86 różnych gatunków. Większość z nich ledwo dorasta do około dwóch centymetrów długości, a największy, trzymający się w głębokich wodach otwartych oceanów Thysanopoda spinicauda, osiąga tych centymetrów 15.

Kryl antarktyczny, Euphausia superba, jest nie tylko jednym z większych (do siedmiu centymetrów), ale też najliczniejszym i najlepiej poznanym gatunkiem z nich wszystkich. Ma przezroczyste ciało o różowym zabarwieniu, dwoje sporych, czarnych oczu na krótkich słupkach i dużo nóg, z których pięć par służy do pływania. Jego wyraźnie segmentowane ciało, jak to zwykle bywa u skorupiaków, pokryte jest chitynowym pancerzem. Skorupiaki zaś to niezwykle zróżnicowany podtyp stawonogów, obejmujący około 70 tysięcy opisanych gatunków, od gigantów takich jak kilkumetrowy krab japoński czy czterokilogramowy krab palmowy, po planktoniczny drobiazg taki jak dafnie i jeszcze mniejsze zwierzęta. Niemal wszystkie jednak mają skrzela ukryte pod pancerzem, a szczętki noszą je na zewnątrz, po czym łatwo je poznać.

Kryl żywi się przede wszystkim fitoplanktonem, czyli jedno­komórkowymi organizmami fotosyntetyzującymi, ale czasem przekąsza też drobnymi planktonicznymi zwierzętami i pierwotniakami. Dzięki temu, że znaczną część jego diety stanowią bruzdnice, jednokomórkowe glony w fantazyjnych celulozowych pancerzykach, z których wiele w swych komórkach zawiera świecący związek zwany wdzięcznie lucyferyną (to bruzdnicom zawdzięczamy wspaniałe pokazy świecącego planktonu), szczętki też często świecą w ciemnościach.

Jednak to nie te fascynujące cechy kryla antarktycznego decydują o jego roli. Nie wiadomo dokładnie, ile kryla antarktycznego jest, ale większość szacunków ocenia jego biomasę na około 500 milionów ton. To znaczy, że w rzeczywistości jest to dominujący gatunek na naszej planecie: kilogramów żywego kryla jest na świecie o około jedną trzecią więcej niż kilogramów ludzi! I cała ta masa żyje tylko w Antarktyce. Gdyby uwzględnić wszystkie gatunki szczętek, ich masa byłaby ponad dwukrotnie wyższa od naszej. Nic dziwnego, że wszędzie gdzie są, a występują we wszystkich oceanach na Ziemi, stanowią bardzo ważny pokarm dla mnóstwa innych gatunków.

Granica na wodzie

Jak to się stało, że właśnie Antarktyka zawiera takie bogactwo? Powinniśmy zacząć od tego, gdzie Antarktyka się znajduje i co to właściwie jest. To ogromny obszar naszej planety, ograniczony od północy frontem polarnym, czyli linią konwergencji antarktycznej. Na środku regionu znajduje się kontynent Antarktydy, jednak Antarktyka to znacznie więcej niż ta lodowa pustynia, w większości pozbawiona życia. To wody Oceanu Antarktycznego otaczające kontynent, a także wyspy z nich wystające. Od północy ocean ten graniczy z Atlantykiem, Pacyfikiem i Oceanem Indyjskim, ale znacznie się od nich różni.

Przede wszystkim jest oczywiście zimniejszy. Światowe oceany wprawdzie wszystkie łączą się ze sobą, ale to nie znaczy, że nasza planeta jest jak wielka miska wypełniona jedno­litą wodą. Wody różnią się temperaturą, zasoleniem i gęstością, i niektóre ich części łatwo dają się wyodrębnić. Taką szczególną strefą jest właśnie obszar konwergencji. To tu cieplejsze wody południowych części innych oceanów stykają się z lodowatymi wodami Antarktyki. Nie dochodzi tam jednak do stopniowego mieszania się wód i powolnej zmiany temperatury.

Gdybyśmy, płynąc z północy, prowadzili regularne pomiary, zauważylibyśmy, że na przestrzeni zaledwie kilku mil morskich temperatura spada gwałtownie o kilka stopni – od ok. 10 do ok. 4 stopni Celsjusza. Wynika to z ­właściwości fizycznych wody. Ta chłodniejsza jest gęstsza i cięższa, przez co zamiast mieszać się z wodą cieplejszą, zanurza się pod nią, zmierzając w stronę dna. Jednak woda jest również lepka, przez co tonące masy pociągają za sobą wody ­­cieplejsze w ­nieustannym prądzie w dół. Ale, ponieważ wody te w dalszym ciągu mieszają się tylko nieznacznie, cieplejsze masy wciąż są lżejsze, więc dążą do powrotu na powierzchnię, powodując tzw. upwelling, czyli nieustanny prąd morski, który przy okazji przynosi ku powierzchni różne minerały, niezbędne do rozwoju fitoplanktonu.

Wody w rejonie konwergencji są jak intensywnie nawożony ogród, co przy charakterystycznych dla rejonów polarnych długich letnich dniach stwarza organizmom fotosyntetyzującym idealne warunki do gwałtownego wzrostu. I z tego właśnie korzysta cała masa zooplanktonu, a wśród niej kryl, który dla bezpieczeństwa łączy się w ogromne ławice. Są one tak wielkie, że czasem widać je z kosmosu, a ich zagęszczenie może wynosić nawet 30 tysięcy osobników w każdym metrze sześciennym wody.

Czyli stół jest bogato zastawiony i korzystają z niego ryby, głowonogi, a także ptaki i ssaki morskie, z wielorybami włącznie. Jeśli żyjesz w Antarktyce, to albo jesz kryla, albo zjadasz kogoś, kto go je.

Pojawiam się i znikam

Wraz z początkiem antarktycznego lata kryl przystępuje do rozrodu. Każda samica może znieść nawet 10 tysięcy jaj, kilkakrotnie w ciągu sezonu. Jaja są cięższe od wody i przez pierwszych dziesięć dni powoli toną, w tempie około 220 metrów na dobę. Na głębokości około dwóch-trzech tysięcy metrów z jaj wykluwają się mikroskopijne larwy zwane naupliusami. Każda z nich ma na razie tylko jedno oko i trzy pary odnóży, którymi zawzięcie macha, żeby wrócić na powierzchnię.

W mrocznych głębinach jest stosunkowo bezpiecznie, ale nie ma co jeść, zresztą nawet gdyby było, to naupliusy i tak nie mają czym jeść, bo narządy gębowe wykształcą im się w dalszych etapach rozwoju. Na razie żyją i rosną tylko dzięki zapasom żółtka, w które zaopatrzyła je mama. Ponieważ skorupiaki mają szkielet zewnętrzny, który nie może rosnąć wraz z nimi, przechodząc do kolejnych etapów życiowej gry młode kryle muszą dosłownie wyłazić ze skóry, czyli ­linieć. Dopiero w trzeciej fazie życia małych krylątek pojawiają się u nich narządy gębowe, a po wielu wylinkach są już bliżej powierzchni i coraz lepiej radzą sobie same. Jeśli nikt ich nie zje, mogą żyć dziesięć lat.

Co ciekawe, dorosłe kryle, choć pływają wśród planktonu, właściwie nim nie są. Plankton ma bardzo ograniczony wpływ na kierunek swojego ruchu, ale kryl za pomocą gwałtownych skurczów odwłoka może przemieszczać się nawet z zawrotną prędkością pół metra na sekundę, co kwalifikuje go do grupy morskich zwierząt określanej przez biologów jako nekton. To tu należą wszyscy swobodnie podróżujący mieszkańcy toni wodnej.

Szczętki wykorzystują swoje umiejętności do codziennych migracji w wodnej kolumnie. Dni spędzają na głębokości kilkuset metrów, żeby unikać chętnych do ich zjedzenia drapieżników, a kiedy robi się ciemniej (choć w wodach Antarktyki latem tej ciemności jest niewiele), zbliżają się do powierzchni, bo same też muszą coś zjeść, a to właśnie w górnych warstwach wody, czyli w tzw. strefie fotycznej, gdzie światło swobodnie dociera, fitoplanktonu jest najwięcej. Poszczególne osobniki starają się też w miarę możliwości uciekać przed zagładą w czyjejś paszczy i to właśnie takie desperacko umykające kryle widzieliśmy wokół naszego kutra badawczego.

I tak to się latem toczy. Kiedy jednak noce się wydłużają, robi się chłodniej i wody Oceanu Antarktycznego zaczynają zamarzać, te osobniki kryla, które przeżyły nieustanne ataki drapieżników, same zaczynają mieć problem z pożywieniem. Są jednak do tego znakomicie przez ewolucję przygotowane. Antarktyczny kryl potrafi przeżyć nawet dwieście dni postu – w niskiej temperaturze jego metabolizm jest tak spowolniony, że prawie zanika. A ta odrobina życia, która w krylu się tli, podtrzymywana jest przez trawienie własnego ciała.

Większość stawonogów zrzuca swoje zewnętrzne szkielety, kiedy dorasta, ale potem przestaje linieć. Kryl zachowuje tę zdolność przez całe życie i wykorzystuje ją do tego, żeby w czasach chudych się kurczyć! Przy okazji u kurczących się na zimę kryli zanikają cechy płciowe, przez co wyglądają znowu jak osobniki młodociane. Dlatego trudno jest oceniać wiek złapanych osobników. Jednak zima nie oznacza dla nich całkowitego braku pokarmu.

Dopiero kilkanaście lat temu okazało się, że lód pokrywający polarny ocean wcale nie jest wyłącznie strefą śmierci. Wśród zakamarków jego spodniej, porowatej powierzchni żyją glony, które wraz z nadejściem kolejnego lata dadzą początek nowej eksplozji życia. A wraz z nimi żyją powolne, obkurczone, ale wciąż żerujące na nich kryle. Kryl potrzebuje lodowej pokrywy, by przetrwać polarną zimę.

W zmieniającym się świecie

Antarktyka Zachodnia, którą regularnie odwiedzam od 18 lat, jest jednym z najszybciej ocieplających się rejonów naszej planety. W ciągu ostatnich 50 lat w niektórych miejscach temperatura rosła tu o średnio pół stopnia na dekadę, a ostatnio zmiany te przyspieszyły.

W tej części Antarktyki, która charakteryzuje się największą bioróżnorodnością w całym regionie, lód morski, konieczny dla przeżycia kryla, z roku na rok ma coraz mniejszy zasięg. Jednocześnie na całym świecie, w wyniku pochłaniania przez wodę morską dwutlenku węgla, rośnie kwasowość oceanów. Przyrodnicy określają to jako „ten drugi problem z CO2”, przy czym pierwszym jest oczywiście wzrost globalnych temperatur.

Wprawdzie publikowane w ostatnich latach dane pokazują, że dorosłe osobniki kryla są dość odporne na wzrost kwasowości, jednak ich jaja i larwy nie potrafią tak skutecznie bronić się przed zmianami, a kwaśna woda sprawia, że trudniej im budować ochraniające ciało pancerzyki. W ocieplającym się środowisku problem ten staje się jeszcze poważniejszy.

Do tego dochodzą połowy kryla, który używany jest jako pokarm dla ryb i suplement pokarmowy dla ludzi. Według niektórych szacunków od lat 70. ubiegłego wieku biomasa kryla skurczyła się nawet o 80 proc. Bardzo trudno to obliczyć, wiadomo jednak, że zmiany w dostępności kryla mają ogromny wpływ na cały antarktyczny ekosystem.

Linia konwergencji antarktycznej przesuwa się nieco w ciągu każdego roku, a także z sezonu na sezon. Tak się złożyło, że w roku 2012 przesunęła się ona na tyle daleko na południe, że na kilka letnich miesięcy przestała obejmować Georgię Południową, samotną wyspę stanowiącą przyrodniczy raj pośrodku oceanu. Żyje tam około trzech milionów uchatek antarktycznych i kolejne miliony morskich ptaków: kilka gatunków pingwinów, liczne petrele, burzyki, nawałniki, kormorany i albatrosy.

Naukowcy pracujący dla British Antarctic Survey, czyli organizacji odpowiedzialnej za brytyjskie badania w tym rejonie, która na Georgii Południowej prowadzi dwie całoroczne stacje naukowe, mówili mi wtedy, że w tym konkretnym roku ani uchatki, ani zależne od kryla pingwiny nie zdołały odchować prawie żadnych młodych.

Z kolei trzy lata temu przez cały sezon widziałem statki poławiające kryla w okolicach wyspy Couverville w pobliżu Półwyspu Antarktycznego. Oczywiście nie można udowodnić, że to wina odłowów, ale w tym samym roku znajdująca się na tej wyspie i badana od lat kolonia pingwinów białobrewych również odchowała wyjątkowo mało młodych. Nie wiemy dokładnie, ile kryla jest, ale wiemy, że antarktyczne zwierzęta potrzebują go bardziej niż my. Dlatego mam prośbę: nie kupujcie produktów z kryla, które niestety są dostępne również w naszym kraju. One są kradzione z jednego z najcenniejszych ekosystemów świata.

Gdyby Terry Pratchett miał tworzyć wizję antarktycznego świata, to nie intergalaktyczny żółw, tylko właśnie kryl wspierałby go na swoim grzbiecie. Jedno jest pewne – bez szczętek ten ekosystem przepadłby ze szczętem. ©

Autor jest biologiem, ekologiem i podróżnikiem, doktorem nauk przyrodniczych i tłumaczem. Jako przewodnik turystyczny odwiedza zachodnią Antarktykę i subantarktyczne wyspy. Dwukrotnie zimował w Polskiej Stacji Antarktycznej im. H. Arctowskiego (raz jako kierownik 32. Polskiej Wyprawy Antarktycznej). Od kilku lat poznaje także Arktykę; na biegun północny dotarł sześć razy. Autor popularnonaukowych książek dla dzieci i młodzieży „Pupy, ogonki i kuperki” i „Gęby, dzioby i nochale”, a także książki „Czochrałem antarktycznego słonia”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 4/2021