Kriwenko i Kryśka

Jazda autostradą z Poznania do Warszawy to piekło nudy.

19.05.2014

Czyta się kilka minut

Wyprzedził, zjechał, wyprzedził, zjechał, wziął bilet, zapłacił, wyprzedził, zjechał. Wszystko jest powtarzalne. Momentami czujesz się jak zamknięty w tunelu z ekranów dźwiękochłonnych, zza których tylko czasem wychynie wieża kościoła albo drzewo. Nie oglądasz miejscowości, ludzkich twarzy, sklepów, tylko drogowskazy: „Do klasztoru pocysterskiego 12 km”. Żeby zobaczyć kawałek rzeczywistości, musiałbyś zjechać w bok. A przecież nie ma czasu. Życie, obowiązki nakazują ci wykonywać te same ruchy: wyprzedzić, zjechać, zapłacić...

Nie pomoże ci radio. Wszystkie podają, że na południu pada, że Tusk wszystko kontroluje, Kaczyński mówi, że to zwykły PR, a Zwiefka, że Kaczyński ściemnia. I tak wiadomo, że nie chodzi o powódź, tylko o eurowybory.

Szkoda, że nie jestem we Lwowie. Akurat dziś warto tam być. Ołeksandr Kriwenko, którego znajomi nazywali Krzywy, był kimś znacznie większym niż wybitny dziennikarz. Kiedy pierwszy raz czytałem jego tekst „Marginalna moja Ukraina”, ciarki chodziły mi po plecach.

„Nie kocham obecnej Ukrainy” – trzeba by ją naprawdę kochać, żeby mieć odwagę tak napisać dwa lata po odzyskaniu niepodległości. Ten tekst to smaganie batem, rozdzieranie ran.

„Być Ukraińcem to pokuta. Lubić pokutę to być masochistą” – napisał. Postkomunistyczne elity, szare, bezwolne masy. Patrioci śpiewają ludowe piosenki. A oczy nabiegają im krwią na słowo „Moskal” lub „Żyd”. Symboliczny pogrzeb ofiar Wielkiego Głodu w budynku opery. Jedni cierpią, bo w Wielkim Głodzie stracili bliskich, a inni, bo nie dostali zaproszeń na raut. No ale dlaczego robić pogrzeby w operze? Przecież opera jest przeznaczona do innych celów.

Kriwenko widział przerażająco daleko: „Jeśli bronić idei etnicznej Ukrainy, należy przede wszystkim zrezygnować ze skolonizowanych rejonów: Donbasu, Krymu i południowych stepów...”. Mówił, że ci, co krzyczą: „Ukraina dla Ukraińców!”, są jak emeryci na dyskotece. Młodzi chcą krzyczeć: „Świat dla Ukrainy!”. „Mam dość marginalnej, ciasnej Ukrainy. Kocham inną” – pisał. I błagał, by bronić państwa: „Obroną jest umacnianie, rozwój, bogacenie”.

Nie muszę mówić, co się działo! Ilu „prawdziwych patriotów” znienawidziło go po tym tekście. Ale przecież gdy mówił, to go słuchano. Symptomatyczne było, że gdy zginął w 2003 r. w wypadku samochodowym, Rada Najwyższa przerwała posiedzenie, by uczcić go chwilą milczenia. To było coś – bo ukraiński parlament kojarzy mi się raczej z innymi scenami.

Dziś Kriwenko jest potrzebny Ukrainie jak nigdy dotąd. Ukraina musi powiedzieć sama sobie wiele gorzkich słów prawdy. Przełknąć ją, jeśli ma być jeszcze razem. Potrzeba jej takiej odwagi, jaką miał on. Jego przyjaciele – których mam honor uważać za swoich – co roku organizują uroczystość wręczania dziennikarskiej nagrody im. Kriwienki. Pewnie teraz, gdy ja tonę w nudzie, oni wspominają Krzywego. Na scenę wychodzi tegoroczna laureatka Kristina Berdinskich – w pięknej sukni. Nie znam lepszej kandydatki do tej nagrody. Kiedy oligarcha przejął jej tygodnik i wyrzucił naczelnego, ona znalazła się na bruku. Zamiast płakać albo zatrudnić się na poczcie, zaczęła chodzić po kijowskim Majdanie, na którym protestowały tysiące. Człowiek po człowieku spisywała ich sylwetki. Tak powstał wielki projekt „Єлюди – mai­daners”.

Niedługo potem spotkaliśmy się na kawie w Kijowie. Zapytałem bez ceremonii:

– Z czego ty żyjesz, dziewczyno?

– No... z oszczędności.

Projekt rósł. Dziesiątki, setki, tysiące zdjęć i krótkich biografii. Krystynę zaczęli prosić o wywiady, robić o niej teksty, prosić o wypowiedzi: „Dlaczego?”, „A skąd pomysł?”, „I co oni pani mówią?”.

Znów śmiała się do mnie znad filiżanki:

– Widzisz! Jestem najbardziej rozchwytywaną bezrobotną dziennikarką na świecie.

Dziś jej projekt zbiera nagrodę za nagrodą (zasłużył na każdą). Jego popularność przekroczyła granice Ukrainy. Więc oni świętują, a ja... wyprzedził, zjechał, wziął bilet, zapłacił... Ciekawe, co powiedziałby Kriwienko, gdyby mógł siedzieć teraz obok mnie? Narzekałby na nudę i powtarzalność? Wkurzałyby go ekrany dźwiękochłonne? Namawiałby mnie: „Zjedźmy w boczną drogę! Pokaż mi nareszcie żywego człowieka! Wyłącz nareszcie to radio”?

Pewnie tak by było. I pewnie w duszy by mi tej nudy zazdroś­cił.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2014